poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział XXIII



"Liczy się każda chwila, którą można spędzić z bliskimi- póki jescze
są tutaj. Za chwilę będzie za późno. Tak mało czasu zostało. Za mało, za mało czasu,
żeby z każdym porozmawiać, żeby odpowiedzieć na całą tę miłość,
żeby ogarnąć wszystkie te potrzeby, żeby zadbać o każdego,
kto tego potrzebuję..."- Małgorzata Musierowicz.



Rozdział XXIII



Głośne trzaśnięcie drzwi poderwało ich z łóżka, na szczęście byli ubrani. Zdezorientowana dziewczyna spojrzała na gotowego do ataku Kisame, który w dłoni dzierżył Samehade. Nie wyglądał za ciekawie. Coś musiało się stać skoro wpadł tu jak oszalały o świcie.
- Kisame?
- Itachi oddział z Konohy, przyszli po Megami jest w śród nich jinchūriki Kubiego – Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. To na pewno Kakashi, Sakura i Naruto, ale jak? Skąd wiedzieli gdzie jej szukać? Blondyn miał wrócić z misji dopiero po kilku miesiącach.
Nie zdążyła powiedzieć słowa gdy drzwi zatrząsnęły się za mężczyznami, którzy pośpiesznie ruszyli na powitanie gości.
- Kuso – Jak najszybciej umiała ubrała się i pobiegła za nimi, bała się pierwszy raz od dawna, ale nie o Itachi’ego i Kisame, bała się o swoich dawnych przyjaciół. Bała się że mogą nie przeżyć tego starcia jeśli okażą się zbyt aroganccy i porywczy, bała się o Naruto. Kto wie jakie głupoty mogły przyjść mu do głowy. Dlaczego zawsze muszą być jakieś problemy i to przez nią. Z tą myślą omal nie zabiła się biegnąc po schodach, by jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. 
 Kisame i Itachi pojawili się jakby znikąd przed grupką ninga, nie zdziwili karookiego tym że było ich aż ośmiu, połączyli dwie drużyny uważając że dadzą radę. Zaśmiał się w myślach, jego postawa jednak był mroczna, tak że od razu paraliżowała przeciwnika. 
- Aktsuki pokonamy was ! – Chłopak w zielonym mundurku, czarnych włosach i krzaczastych brwiach, albo miał zwidy albo było ich dwóch tyle że ten był młodszy. Wyglądali dość komicznie jak na wojowników, ale z doświadczenia wiedział, że nie należy lekceważyć wroga jak dziwacznie, by nie wyglądał. Z zamyśleń wyrwał go śmiech Kisame, który czekał na sygnał do walki.
- Czyżby? Myślisz że masz jakieś szanse chłoptasiu? – Zdjął z pleców Samehade i już chciał ruszyć na chłopka, ale ręka Uchihy zatrzymała go w miejscu. Niebiesko skóry posłał zdziwione spojrzenie swojemu towarzyszowi.
- Itachi Uchiha – Tym razem odezwał się Kakashii. Itachi uśmiechną się niewidocznie zza kołnierza płaszcza, w końcu będzie mógł powalczyć z prawdziwym przeciwnikiem.
- Kakashi Hatake.. Kisame zajmę się jinchūrikim Kubiego i Kopijującym ninga, a ty weź resztę – Drugą część szepnął tak cicho, by tylko Rybowaty był wstanie usłyszeć. Na usta Kisame wkradł się szatańczy uśmiech, w końcu będzie miał rozrywkę, bo w kryjówce powoli zaczynało mu się nudzić.
Wiatr zatrzepotał ich płaszczami, w mgnieniu oka shuriken rzucony przez Uchihę o mało co nie trafił w oko Naruto, ale Kakashi złapał go w porę. Członkowie Akatsuki odskoczyli możliwie najdalej jak się dało odciągając oddział od siebie, tak jak założyli Naruto i Kakashi pobiegli za Itachim, a reszta za Kisame.  
- Dlaczego cały czas chcesz sprowadzić mojego brata do wioski? Wierzysz że porzuci zemstę i wróci z tobą ? – To była idealna okazja do dowiedzenia się paru rzeczy, które chciał wykorzystać w swoim planie, oraz do podstępu w tej walce. Uważnie obserwował jak złość narasta w blondynie, a jego niebieskie oczy ogarnia wściekłość. Itachi doskonale widział po chłopaku, że jego brat znaczył dla niego wiele i w głębi serca cieszył się, że jego brat miał kogoś kogo mógł nazwać "prawdziwym przyjacielem".
 Kakashi stał tuż za nim, najwyraźniej również był ciekawy odpowiedzi.
- Zobaczysz Sasuke na pewno wróci ze mną do wioski ! Chodź bym musiał go tam sprowadzić siłą ! - Blondyn zacisnął ręce w pięści tak mocno, że kostki mu zbielały. 
- Dlaczego tak zależy Ci na moim bracie?
- W przeciwieństwie do ciebie traktuje go jak brata – Ich spojrzenia się skrzyżowały, uśmiech na  twarzy Itachi’ego oraz genjutsu w które złapał Naruto.
 Stali naprzeciwko siebie w innym świecie, w świecie w którym to Itachi był bogiem, w świecie jego własnej iluzji. Naruto szarpał się przybity do krzyża krzycząc z bólu, dwa kolony Itachi’ego patrzyły na jego agonie. Nagle jeden z nich wbił w jego brzuch katane, przeraźliwy krzyk rozniósł się dookoła.
- Po co tu przybyliście? – Jego podejrzliwy wzrok mierzył niebieskookiego od góry do dołu.
- Uratować Megami od was potwory! – Znów nikły uśmiech zamaskowany długim kołnierzem płaszcza organizacji. Naruto był tak samo naiwny jak jego brat oraz Megami, jednak miał w sobie coś co podobało się karookiemu. Miał w sobie chęć pomocy innym bez względu na siebie, swój ból oraz poświęcenie.
- Skąd wiesz czy nie jest jej z nimi dobrze? Może ona nie chce wracać ? – Spojrzenie chłopaka wyglądało dziwnie, jego oczy powiększyły się ze zdziwienia i oburzenia.
- Jak może jej być z wami dobrze?! Nienawidziła takich jak wy! Nienawidziła ciebie! – Zgryzł mocniej wargi, zabiłby tego szczeniaka teraz, ale powstrzymał się. Jedyną odpowiedzią był kolejny cios kataną w jego brzuch.
Uchiha stanął jak zahipnotyzowany, poczuł dziwny przepływ chakry i to wcale nie blondyna. Świat jego iluzji zaczął wirować, by po chwili zniknąć. Był znów na polanie, a tuż przed nim leżał nieprzytomny Naruto zginający się z bólu. Żałosne, obrońca Konohy. Już miał rzucić w niego kunaiem gdy w mgnieniu oka pojawiła się przed nim postać.
Jej spokoje oczy, oraz twarz nie wyrażająca żadnych uczuć, blond włosy rozwiewane przez wiatr. Opuścił broń. Wiedział, że nie pozwoli mu walczyć i dobrze, wcale tego nie chciał.
W tym samym momencie doskoczył do nich Kisame, a zaraz po nim reszta oddziału Konohy.
- Naruto?! – Spanikowana różowo włosa doskoczyła do leżącego chłopaka rzucając nienawistne spojrzenie starszemu Uchiha.
Stali tak mierząc się spojrzeniami, a jedyną barierą odgradzającą ich była ona.
- Megami mamy rozkaz zabrać Cię powrotem do wioski – Kakashi wystąpił z rzędu. Spojrzała na niego pewnym wzrokiem, uśmiechnęła się. Bardzo jej pomógł gdy na chwile wróciła do wioski, była mu wdzięczna tak jak każdemu kto tu przybył, ale już dawno wybrała. Poczuła jak dłonie Itachi’ego zaciskają się na jej barkach wywołując jeszcze większy uśmiech.
- Kakashi przekaż Tsunade że nigdzie nie wracam, moje miejsce jest tutaj. Znalazłam swoją drogę nawet jeśli oznacza to że stałam się przestępcą w świetle prawa wioski.. – Zdziwienie przebiegło po ich twarzach. Taka była prawda nie potrzebowała ratunku czuła się tu dobrze, tu było jej miejsce. Po między jego ramionami.
- Jesteś pewna? Staniesz się nukeninem poszukiwanym z nakazem pojmania gdy tylko zobaczy cie oddział z naszej wioski.. – Śmieszne, myślał że nie wie tego i że wróci z podkulonym ogonem razem z nim. Nie tym razem, nie straci tego o co się tak starała. W końcu mogła uczciwie przyznać przed samą sobą, że dorosła na tyle, żeby móc umieć wybrać i być świadomą konsekwencji własnych czynów. Megami wiedziała, że jakie by nie były była wstanie stawić im czoła dla starszego z barci Uchiha. 
- Naruto, Sakura, Kakashi odejdźcie stąd, nie macie szans.. – Wiedziała że dobrze o tym wie i wycofa się, wala z dwoma członkami Akatsuki w takim składzie nie miałaby sensu. 
- Wracamy do wioski.. - Rzekł z nutą smutku szaro włosy.
- Sensei nie możemy jej tu zostawić! Zabiją ją lub zrobią z nią coś innego ! – Naruto ledwo co wstał z ziemi i znów na nią upadł, czuła skurcz w żołądku. Co prawda nigdy nie doświadczyła pełnej mocy sharingana, ale domyślała się  co czuł. Podziwiała blondyna ponieważ każdy powinnien stracić przytomność po takim ataku, a on dzielnie wstawał z ziemi i chciał walczyć, walczyć dla niej. Uśmiechnęła się smutno, koniec walki z jej powodu. 
- Słyszałeś Naruto, teraz nie mamy szans z nimi wygrać, wracamy do wioski – Patrzyła jak obie drużyny wycofują się. Sakura pomagająca skakać po drzewach obolałemu Naruto, Kakashi i Gai na samym czele oraz Nej i Ten Ten z tyłu, widziała smutne spojrzenie Li w jej stronę. To mógłby ostatni raz gdy się widzieli, mimo woli jedna łza spłynęła po jej policzku.
- Wracajmy..
 Siedzieli w kuchni, w milczeniu przy herbacie. Głucha cisza przerywana siorbaniem Kisame. Czuła jedynie spojrzenie Uchihy za którym kryło się tysiące słów.
- O co chodzi Itachi ? – Szepnęła do jego ucha nie chcąc, by usłyszał ich Kisame.
- O nic, cieszę się tylko z twojego wyboru, chodź zrozumiałbym jeśli postanowiłabyś wrócić do wioski Megami, wiesz o tym prawda? – Skinęła głową z uśmiechem, ale jej powrót nie wchodził w grę. Kochała go zbyt mocno, by stracić możliwość bycia u jego boku. Z resztą w wiosce nic już na nią nie czekało, nie miała po co wracać ani do kogo. Mieszkańcy i tak już pewnie wiedzą, że brata się z Akatsuki i rzucaliby w jej stronę nienawistne spojrzenia, inni shinobi nie ufaliby jej myśląc, że jest szpiegiem, a Tsunade nie mogłaby nic na to poradzić. Dział w jej życiu pod tytułem "Wioska" już dawno został zamknięty i nie miała zamiaru do niego wracać. 
 On jednak patrzył na nią z żalem, z drugiej strony współczuł jej wyboru. Zagryzł wargi, świadomość o zbliżających wydarzeniach nie dawała mu spokoju, jednak uczucie jakim ją darzył uspokajało go. Jego serce zabiło mocniej widząc jak  spokojnie pije herbatę śmiejąc się z Kisame, jej włosy opadające na ramiona pachnące niczym pole wrzosów. Brakowało mu jej, dopiero teraz poczuł że znów żyje. Teraz kiedy na powrót miał umrzeć.  Przez myśl przemknęło mu nawet że mógłby zaszyć się u jej boku w małej wiosce z dwójką dzieci, uśmiechną się z własnej głupoty. Jego czas się zbliżał, Sasuke był prawie gotowy, a takie myślenie zaburzało jego plany.
- Idę do pokoju – Uśmiechnął się w jej stronę po czym opuścił kuchnie z powiększającą się dziurą w sercu. Tym razem rani ją najmocniej jak to możliwe i nawet nie zdąży ją do tego przygotować. Miała racje, był potworem i pieprzonym egoistą, ale przecież wszystko co zrobił do tej pory zasługiwało na kare. Nie miał prawa normalnie żyć, nie zasługiwał na to. Westchnął ciężko przystając przy futrynie i rzucając jej ostatnie spojrzenie. Taką chciał ją zapamiętać, pogodną, uśmiechniętą i rozpuszczonymi włosami i iskrą w oczach oraz pełną ufności i miłości do niego. Uśmiechnął się szczerze na ten widok po czym odwrócił się i udał się w stronę schodów. Cały czas widział przed sobą jej twarz, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. Żałował, że nie dane było im spędzić więcej czasu razem.