czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział VII





Rozdział VII



 Postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej wiedziała że w domu kryje się odpowiedź na jej pytania, a nieobecność Itachi’ego była tym czego potrzebowała.
 Poranek był chłodny i melancholijny. Niektóre z promieni słonecznych były na tyle silne, by przebić się przez warstwę kłębiących się siwych chmur. Nawet paki straciły ochotę na swoje radosne śpiewy.
 Zjadła śniadanie, była tego dnia strasznie roztrzepana. Wstała przed wschodem i nie miała pomysłu na wykorzystanie tego dnia więc od razu postanowiła poszukać odpowiedzi na swoje pytania.
Poruszała się cicho po domu jakby nie chciała nikogo obudzić choć była sama. Okropnego ptaka którego zostawił jej mężczyzna zamknęła w swojej sypialni, tak dla bezpieczeństwa.
Stała przed drzwiami pokoju Uchihy zastanawiała się czy znalazłaby w nim jeszcze coś ciekawego jednak intuicja podpowiadała jej że nie tu powinna szukać. Podeszła więc do drzwi następnego pokoju i z równie wielkim niepokojem otworzyła je.
Zamek zgrzytną złowieszczo, a drzwi otworzyły się. Wsunęła głowę do środka niepewnie i cicho niczym złodziej weszła do pomieszczenia.
Pokój był tej samej wielkości co jej. Ściany były białe, a pod nimi było kilka dużych regałów. Otworzyła drzwi pierwszego, a potem następnych trzech. Zrezygnowana stwierdziła że ten  Itachi wykorzystał na mini zbrojownie, wszystkie drewniane komody były wypchane różnym rodzajem broni od sen boi po katany aż do różnego rodzajów  toporów. Zamknęła komody i wyszła tak samo cicho jak weszła.
Następny pokój był stałą sypialnią Kisame, wiedziała o tym, bo czasem widziała jak tam wchodzi. Z tego co wiedziała kolejne dwa pokoje tym razem po stronie jej pokoju były zwykłymi sypialniami w których spali członkowie Akatsuki, którzy odwiedzali posiadłość.
Sunęła się załamana po drzwiach od zbrojowni na podłogę. Tak ciężko było jej znaleźć coś o nim, choć była w jego własnym domu. Spojrzała na ciemne panele podłogi i doznała olśnienia.
Podczołgała się do jednej w wystających klepek, obejrzała ją uważnie podważając z jednej strony wyjmując ją całkowicie. Nieźle to wymyślił w życiu, by nie pomyślała że może użyć tak banalnej kryjówki, choć było to naprawdę genialne. Schował tak ważną rzecz w tak oczywistym miejscu że każda nie proszona osoba przeoczała ten szczegół . Brawo Itachi.
Wyjęła ze skrytki kawałek złożonej na pół kartki, zaszokowana tym co zobaczyła zbiegła na duł.
Gdy dobiegła do biblioteki rozejrzała się dookoła podchodząc do jednego z regałów nie czuła nikogo w pobliżu, a na pewno nie w domu. Znalazła wzrokiem największą książkę wyłożoną niebieską skórą, wyglądała niechlujnie i strasznie staro. Wzdrygnęła się czując jak bardzo jest lepka gdy odchyliła ją kawałek, odskoczyła przerażona gdy regał wyskoczył trochę ze ściany. To było coś nie zwykłego, tajne pomieszczenie w wili które otwierała książka na wielkim regale w bibliotece. Megami uśmiechnęła się sama do siebie przypominając sobie wszystkie powieści detektywistyczne które przeczytała i to że tam również były ukryte przejścia. Niepewnie przeszła do tajemniczego pomieszczenia.
- To żart ? – Stanęła jak wryta, spodziewała się wszystkiego, ale nie tego co zobaczyła. Był to zwykły gabinet z biurkiem komodą dwoma krzesłami i małym okrągłym dywanem. Myślała że odkryła największy sekret tego domu, a tym czasem odkryła zwykły gabinet. Zrobiła kilka kroków w przód wchodząc na miękki dywan, który zgrzytną złowieszczo. Podskoczyła przerażona w górę, dywany tak nie robią jakby było pod nim pusto.
Ostrożnie podwinęła materiał i ku swojej satysfakcji po nim była klapa, którą bez wahania podniosła do góry. Spojrzała niepewnie w dół odważnie zaczęła schodzić po drabince, przecież nie mogła teraz tak po prostu odpuścić. Jej kobieca intuicja podpowiadała jej że powinna iść dalej nie zważając na konsekwencje, bo to czego szukała – czym kol wiek to było – jest już blisko.
Nie było wysoko, znalazła jakiś pstryczek nikłego światła i zaniemówiła. 
 Stała w pomieszczeniu pełnym dokumentów, zdjęć, artykułów z gazet. Wszystkie dotyczyły masakry klanu, odejścia Sasuke z wioski lub Itachi’ego. Znalazła również kilka swoich zdjęć gdy przebywała w Konoha, nie były stare może z zeszłego roku. Ciarki przebiegły jej po plecach, on wiedział o nich wszystko nawet jeśli był cały czas tutaj. Cofnęła się w tył bijąc się z myślami, to było nie normalne.
Jej dłoń przejechała po jednym ze zdjęć był na nim mężczyzna w pomarańczowej masce z wywierconą dziurą na oko. Prąd przeszedł przez jej ciało od razu odsunęła się od zdjęcia, miało w sobie coś dziwnego. W tym momencie coś ją poraziło.
Na podwyższeniu w kącie pomieszczenia stała wielka księga, podeszła bliżej chcąc się jej dokładnie przyjrzeć. Była stara i gruba oprawiona w skórę wypadało z niej kilka kartek, przejechała ostrożnie po herbie klanu Uchiha, który był na okładce.
Przecież chcesz wiedzieć o nim wszystko.
Weź ją.
Nie mogę.
Z przerażeniem uświadomiła sobie że jedna część niej chciała uciec z tond i zapomnieć o tym miejscu, ale druga pragnęła zgłębić tą tajemnice do końca. Ta sama  część szeptała jej że odpowiedzią jest ta książka.
Weź ją, no weź
Rozejrzała się dookoła lekko zmieszana, odłożyłaby ją zanim brunet wróci, nie powinno być to problemem.
Jej ręka sama uniosła się ku górze chwytając książkę, a nogi szybko poprowadziły ją do wyjścia, a następnie do pokoju.
 Na szczęście zamknęła te okropne ptaszysko w łazience i spokojnie mogła schować książkę między deskami pod łóżkiem.
Dźwięk tłuczonego szkła był jak kubeł zimnej wody. Podskoczyła tak gwałtownie że uderzyła się kolanem o łóżko.
- Co to było? – Jej przerażony wzrok utkwił w hebanowych drzwiach, wolno otworzyła drzwi do łazienki kładąc sobie palec na ustach, by pokazać ptaszysku
by było cicho. Zdziwiło ją że ptak bezszelestnie usiadł na jej ramieniu nie wydając z siebie żadnego dźwięku.   
Wchodząc chwyciła kunai który zawsze leżał na komodzie, otworzyła drzwi cicho niczym skrytobójca na swojej misji wychodząc na korytarz. Poruszała się niczym duch uważnie dobierając klepki po których chodziła, by żadna nie skrzypnęła pod ciężarem jej ciała. Ręce zaczynały drzeć ze strachu, nie wiedziała kto może być na dole, mógłby to być Itachi, ale również Sasuke, a nawet jakaś szajka rabusiów ukrywająca się w lesie.
Zimne dreszcze przebiegły po jej plecach.
 Doszła na dół zatrzymując się na ostatnim schodku.
- Zaczekaj tu i bądź cicho – Szepnęła odkładając kruka na poręcz od schodów, zwierzak w odpowiedzi poruszył delikatnie skrzydłami.

Wzięła głęboki oddech i  odważnie wkroczyła do kuchni chowając nóż za sobą. 

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział VI


                   " Miłość i nienawiść... Oboje są obliczami tego samego..."

Rozdział VI


  
- Boże moja głowa – Przekręciła się na drugą stronę łapiąc się za pulsujące skronie. Głowa bolała ją tak jakby ktoś przywalił jej łopatą, a potem jeszcze raz i kolejny.
Przymknęła oczy próbują dalej zasnąć.
Drzwi od pokoju otworzyły się niespodziewanie, a do środka wszedł karooki z tacą jedzenia, kawą i tabletkami na ból głowy. Spojrzała na niego jak na anioła, miał teraz wszystko o czym pragnęła.
Wolno podniosła się do siadu, a on bez słowa położył na jej kolanach tace. Sam usiadł na skraju łóżka obserwując ją.
- Arigato – Szepnęła cicho łapiąc za tabletki. Jednak widok kanapek wywołał u niej obrzydzenie i wymiotne odruchy, miała dość widoku jakiegokolwiek jedzenia.
- Czemu nie jesz Megami ? – Jego kpiący ton zakuł ją w serce, przypomniała sobie w jakiej była wczoraj żałosnej sytuacji, a on był jej świadkiem. Spuściła głowę zdając sobie sprawę z własnej głupoty, jak ona mogła doprowadzić się do takiego stanu.
- Gomen Itachi.. – Ze skruchą odwróciła wzrok w drugą stronę. Karooki miał trochę satysfakcji z tego że zrozumiała co wczoraj się stało, ale dalej był wściekły na Deidarę. Po mimo tego że nic nie robili wiedział że jeszcze trochę, a blondyn mógł to bezkarnie wykorzystać. To było w jego stylu.
 Połknęła tabletki popijając gorącą kawą, nie odważyła się zjeść kanapek i odłożyła je razem z tacą na szafkę nocną.
Miała mieszane uczucia co do niego, jednak była mu wdzięczna za kolejny taki gest.
On jednak bez ruchu siedział  i obserwowała krajobraz przez okno.
 Czuć było że na dobre zagościło u nich lato. Drzewa delikatnie powiewały na wietrze otoczone blaskiem promieni słońca, ptaki przejawiały swój dobry humor w nieustannym śpiewie. Można było tylko siedzieć i obserwować tą sielankę, ale para miała inne plany na najbliższe godziny.
- Itachi Gomen.. – Szepnęła cicho  odkładając kubek z kawą, nie spojrzał na nią. Może to i lepiej, spuściła głowę skruszona. Jego zachowanie wmurowało ja w ziemie, przysuną się do niej całując zachłannie jakby zaraz miała zniknąć. Pod ciężarem jego ciała opadła na poduszki, czuła przy swojej miednicy jego. Była zdezorientowana chciała go odepchnąć i powiedzieć co myśli o tym wszystkim, ale pragnienie poczucia go znów w sobie wygrało. Pragnęła go bardziej niż czegokolwiek, fakt że nie żywił do niej głębszego uczucia nie miał znaczenia. Chciała go na tyle że zagłuszyła w sobie rozsądek.
Sprawnie zdjął jej bluzkę, nie została mu dłużna obnażając jego tors. Widok jego mięśni jak zawsze wprowadzał w ją w zachwyt. Zamruczała z przyjemności jaką dawał jej całując jej szyje, dekolt, piersi i usta. Jego dotyk rozpalał w niej kogoś kim nie była, ale nie protestowała wręcz przeciwnie jeszcze bardziej go prowokowała. Rozporek jego spodni ustąpił lekko, zsunęła je. On w odpowiedzi zrobił to samo z jej.
Czuła fale narastającej rozkoszy gdy energicznie poruszał się w niej, marzyła o takiej bliskości z nim. Zapomniała nawet że znów zaraz po stosunku może zniknąć, tym razem mu nie pozwoli.
Wygięła się w łuk starając się być cicho żeby nikt nie usłyszał. Jego ciepły i nie równy oddech drażnił jej szyje. Jej dłonie mocniej zacisnęły się na jego łopatkach raniąc je delikatnie gdy poczuła że kończy.
Chwile później pchną biodrami najmocniej jak umiał po czym opadł na łóżko ciężko dysząc, podobnie jak blond włosa. Widziała pot na jego czole, delikatnie starła go dłonią.
Gdy spojrzała w jego czarne, rozpalone oczy wszystko do niej wróciło. Wątpliwości, całą nienawiść jaką go darzyła.  
- Megami.. – Jego dłoń przejechała po jej policzku, oddechy znów się wyrównały, a serce zwolniło rytm. Jej wzrok uciekł w inną stronę, by po chwili wrócić już nie taki sam. Patrzyła na niego bez emocji, pustym, smutnym wzrokiem. Ten wzrok zakuł go w serce, znów pozwolił sobie na puszczenie swoich emocji i fantazji. Znów ją zranił zwodząc za nos, czuł się podle i fantastycznie w jednej chwili.
- Nic nie mów, nie chce tego słuchać nie teraz.. – Łzy napłynęły do jej oczu, nie chciała z nim rozmawiać. Chciała żeby po prostu tu był, obok niej. Wtuliła się w jego nagi tors zamykając oczy, by nie spłynęły po nich łzy.
Rozumiał ją, świetnie ją rozumiał, ale wiedział że odkładanie tej rozmowy nie jest czymś dobrym dla nich. Jednak postanowił spełnić jej prośbę, objął ją ramieniem przyciągając bliżej siebie. Sam też zamkną oczy zaciągając się jej zapachem. Dlaczego tak nie mogłoby być co noc ? A tak dlatego że spieprzył im życie, swoją przyszłość i jej teraźniejszość. Ten moment był jedynym obejściem tego wszystkiego, ale to był tylko jeden moment.
Oboje o tym dobrze wiedzieli, chcieli cieszyć się nim jak najdłużej. Pocałował ją w czubek głowy mocniej obejmując, ona w odpowiedzi przysunęła się bliżej całując jego wyrzeźbiony tors.
 Po godzinie milczenia Uchiha poszedł do łazienki, by wziąć kąpiel. Ona w tym czasie uważnie obserwowała sufit starając się wyczytać z niego jakąś odpowiedź, nie mogła pojąć zachowania Itachhi’ego. Raz był oziębły potem ją całuje i idzie z nią do łóżka, mówi Kisame że nic do niej nie czuje, a potem pomaga jej i znów idzie z nią do łóżka. Nigdy za bardzo nie rozumiała jego postępowania, ale teraz to już kąp letnie zgubiła się w jego toku myślenia. Musiała jednak przyznać że sama też nie jest bez winny, p mimo tego że słyszała że dla niego to nic nie znaczy ona dalej mu ulega. Powinna się postawić wyrzucić go z pokoju, ale pożądanie go jest silniejsze niż jej zdrowy rozsądek, dla tych kilku chwil wspólnie spędzonych może nawet pozwolić mu żeby zrobił z niej swoją zabawkę. Co się z nią dzieje? Dlaczego on tak na nią działa?  
Sama nie umiała odpowiedzieć przed sobą na te pytania, cała ta sytuacja była dla niej zbyt zawiła. Zmuszała ją do bitwy między uczuciami a rozumem, a każde z  nich wystawiało ciężką broń do tej wojny. Wyniszczając ją powoli od środka.
- Łazienka wolna – Z zamyślenia wyrwał ją stojący w progu mężczyzna. Wyglądał oszałamiająco, woda jeszcze spływała po jego ciele, a mokre włosy przyklejały się do czoła i policzków. Stał w samym ręczniku, zarumieniła się na ten widok choć sama leżała naga na łóżku okryta prześcieradłem.
- Dzięki – Minęła go szybko w progu chcąc uciec szybko i ukryć swoje zmieszanie. Zamknęła drzwi na zamek po czym weszła pod zimny prysznic, tak to było to czego potrzebowała.
 Gdy wyszła z łazienki była sama w pokoju, w sumie pod prysznicem słyszała jak zamyka za sobą drzwi.
Ubrała stare przetarte dżinsy, luźna biała koszulkę i emu do kostki. Pomalowała się delikatnie spinając włosy w kucyk i zeszła na duł do kuchni.
Był tam Kisame i Sasori, którzy powiedzieli  że Deidara poszedł wyrzucić śmieci z wczorajszej imprezy.
- Kisame kiedy ruszacie na misje ? – Usiadła obok mężczyzn pijących przy stole kawę.
- Dziś wieczorem razem z Sasorim i Uchihą idziemy w stronę Kiri, niedaleko jest tam ruch oporu szkodzący organizacji – Po mimo czasu który tu spędziła dalej nie rozumiała że mogą mówić z takim entuzjazmem o rozkazie zabicia kogoś, ale powoli się do tego przyzwyczajała.
- A Deidara ? – Spytała nie pewnie mając nadzieje w głębi duszy że Itachi znów nie zostawi jej tu samej.
- Ja wracam do organizacji zdać raport Liderowi – Jak na zawołanie do kuchni wszedł ucieszony blondyn, nic a nic nie było po nim widać co robił poprzedniego wieczora. Był taki rześki i żywy w porównaniu do dziewczyny czy też Kisame. Blondyn od razu usiadł obok niej przy stole.
- Czyli zostawicie mnie znów sama na trzy dni?
- Meg jeśli chcesz mogę z tobą zostać najwyżej Lider dostanie swój raport trochę później, przecież nie można dopuścić, by Ci się coś stało – Cwaniacki uśmiech mężczyzny trochę ją zmieszał jednak była mu wdzięczna za te ofertę.
- Nie mam mowy Deidara masz wracać do Lidera, Megami sobie poradzi sama w posiadłości – Niespodziewanie do kuchni wszedł Itachi obdarzając blondyna chłodnym spojrzeniem. Mimowolnie kąciki ust Megami podskoczyły do góry, czuła jeszcze na sobie jego zapach oraz w głowie wspomnienia tego przyjemnego poranka. Szybko jednak powróciła do rzeczywistości, do rzeczywistości pełnej obaw. Znów zostanie sama, a co jeśli wróci Sasuke i nie będzie tak miły jak w tedy? Itachi jej nie obroni, a czy jest gotowa stoczyć z nim pojedynek, może poprawiła swoje umiejętności walki wręcz, ale nie sądzi, by dała mu radę. Po plecach przebiegł jej zimny dreszcz.
- Nie martw się powinniśmy być tam tylko dwa dni, albo jeszcze krócej. Zależy jaką ilością dysponuje ten ruch oporu – Do rozmowy włączył zainteresowany do tej pory gazetą Sasori, w cale jej nie pocieszył, bo i tak musi zostać sama w tym wielkim domu.
- Nie martw się nie powinno być problemów ponoć widziano Take kilka kilometrów za wioską Liścia, a więc chwycili przynętę – Itachi upił łyk ze szklanki soku, oby miał racje że to byli oni. Chodź miała inne przeczucie postanowiła mu zaufać.
 Wieczorem wszyscy mężczyźni opuścili dom zostawiając ją zdaną na siebie. Przed wyjściem do jej pokoju zapukał Itachi.
- Pomyślałem że Ci się to przyda, a na pewno uspokoi – Na jego ramieniu siedział żywy kruk, zdziwiła się widząc ptaka który bez krępacji zleciał i siadł na jej łóżku.
- Po co mi on? – Mierzyła pytającym spojrzeniem bruneta. 
- Jeśli coś będzie nie tak on mnie znajdzie jeśli go wyślesz, a ja postaram się najszybciej jak umiem wrócić, okej ? – Usiadł obok niej na łóżku, ona w odpowiedzi skinęła głową. Chciała żeby został chodź rozsądek podpowiadał żeby znikną jak najszybciej. Przysuną się bliżej niej zmniejszając dystans między ich ustami, gdy brakowało kilku milimetrów dotarł do nich krzyk Kisame.
- Muszę iść, wrócę za dwa dni – Szybko wyszedł zostawiając ją samą z krukiem.
- I co się tak gapisz ? – warknęła wściekle na zwierzaka, który w odpowiedzi lekko dzióbną ją  w rękę i odleciał na szafę.
A wiec znów została sama z agresywnym ptakiem - Świetnie.

 Z zadowoleniem patrzył jak jego brat wraz z innymi członkami Akatsuki opuszcza dom, a co za tym idzie znów zostawił dziewczynę samą. Wiedział że jego cierpliwość zaowocuje i wbrew radom swoich towarzyszy postanowił zatrzymać się parę kilometrów od posiadłości. Uśmiechną się triumfalnie. Głupi, pewny siebie brat. Dalej myślał że jest małym dzieckiem i nie poradzi sobie z nim, ale mylił się, a ich wspólna przyjaciółka pomoże mu w zemście.
Spojrzał ostatni raz na dom i poczuł cień wątpliwości. Megami nie zasługiwała na to żeby ją wykorzystać do zemsty to przecież ona  została przy nim gdy wszyscy odeszli, to nie byłoby fair. Z drugiej jednak strony mieszka pod jednym dachem z jego bratem, który zdradził ją tak samo jak jego. Po mimo to chyba mu wybaczyła, on nie mógł tak postąpić.
Odwrócił się ruszając w głąb lasu z powrotem do swojego obozu teraz nie miał wyrzutów, zemści się na nim nawet kosztem jej życia. Zrobi wszystko by jego starszy brat Itachi Uchiha cierpiał i smażył się w piekle za to co zrobił siedem lat temu, o tak. Teraz miał siłę, by go zniszczyć, ale najpierw chciał patrzeć jak cierpi. To będzie wyrafinowana zemsta, ale jeszcze nie teraz musiał czekać. Da jej czas żeby zżyła się z nim jeszcze bardziej, a on z nią, wtedy zaatakuje i osiągnie swój wymarzony cel. O tak, zemsta będzie słodka.

Cień uśmiechu na jego twarzy tak szaleńczego lekko zmartwił jego towarzyszy, ale nie zamierzali tego skomentować, posłusznie niczym psy ruszyli za nim.  

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział V



” Ona zrozumiała, że musi o nim zapomnieć. On gdy zobaczył ją z innym poczuł że tęskni…”

Rozdział V



Dni mijały powoli. Ogarniała je melancholia i pustka. Megami całymi dniami czytała książki, robiła posiłki i chodziła od czasu do czasu na treningi. Przeważnie z klonami Itachi’ego, bo on sam osobiście pojawiał się tylko na posiłkach i to też rzadko.

Karooki całe dni spędzał w swoim pokoju gdzie nikt go nie mógł widzieć, jego dusza była teraz kompletnie pusta, nawet w tym kolorowym świecie stał się czarno-biały. Izolował się, by móc zapomnieć o niej i tamtej nocy. Jednak poczucie że jest w pokoju naprzeciwko, przypominała mu smak jej ust, dźwięk jej szybkiego oddechu i jej różany zapach. Na samo wspomnienie robiło mu się gorąco, dlatego postanowił nie przebywać w jej towarzystwie.
Ona natomiast starała się zapomnieć o tym nie dając sobie wolnej chwili. Całe dnie zlatywały jej na przeróżnych zajęciach głównie były to treningi, gotowanie i czytanie rozmaitych książek. Pochłaniały ją tak że nie miała siły nawet wrócić wspomnieniami do tamtego wieczora. Jednak mrok nocy nie był taki łaskawy, zawsze zanim zasnęła w jej głowie krążyły myśli. Co robi, czy o niej myśli, dlaczego tak się stało, czy kiedyś znów będzie normalnie? Te myśli zadręczały ją chodź wiedziała, że nie ma na nie odpowiedzi.


Kolejne dni były do siebie bardzo podobne. W końcu nadeszło lato, ciepłe jak zawsze w tym regionie. Cudowny zielony las wabił swoim szumem drzew, który gdy tylko zamykało się oczy wabił ludzi, zamieniał się w prawdziwą muzykę w duecie z ptakami.

Blond włosa w rezydencji Uchihów gościła już przeszło trzy miesiące, z każdym dniem przyzwyczajając się do atmosfery w domu i tym że śpi pod jednym dachem z mordercą. W tym okresie poznała jeszcze trzech członków Akatsuki. Sasoriego z Czerwonego piasku, Władce marionetek o przepięknych czekoladowych oczach i płomiennym czerwonych włosach. Deidare z Iwagakure, młodego blondyna o długich włosach, delikatnych rysach twarzy i w kolorze błękitnego nieba oczach. Kochał sztukę jak Sasori, jednak była dla niego ulotna co tłumaczyło jego zafascynowanie wybuchami i wysadzaniem. Ostatni był Zetsu, tajemniczy zjawił się nagle i tak samo nagle znikną, nie zdążyła nawet dowiedzieć się nic o nim. Jednak pamięta jego wygląd, przeciętny wzrost, żółte oczy, ciało podzielone na biało-czarną część i muchołówka wychodząca z ramion. Nie wzbudził jej sympatii, zwłaszcza po tym czego dowiedziała się od Kisame. Chodząca roślinka miała dziwną dietę, a mianowicie gustowała w ludziach.



Pewnego dnia Megami obudziła się rano, tuż po wschodzie słońca. Nie mogła spać męczyły ją różne koszmary, postanowiła że czas do śniadania spędzi pijąc kawę na ganku.

Jej stałe miejsce jednak było już zajęte co wywołało jej zdumienie, jednak bardziej zdziwiła się gdy przez zaspane oczy dostrzegła osobę która beznamiętnym wzrokiem obserwowała poranny las.

Chłopak widząc ja przesuną się dając jej do zrozumienia, by usiała koło niego. Zaskoczona jego widokiem próbowała poruszyć swoimi nogami w jego stronę, z trudem się to udało.

Podziwiała jego twarz w świetle dnia ostatni raz widziała jego prawdziwe oblicze około miesiąca temu, zbladł i widać było też że schudł przez ten czas. Jednak nie liczyło się dla niej jak teraz wyglądał, a jedynie to że jej serce znów przyśpieszyło rytm.

Martwiła się jednak o to że te zmiany w nim nadeszły tak szybko. Zakaszlał sucho, zmierzyła go badawczym wzrokiem.

- Co tu robisz Megami tak rano ? – Gdy jego głos znów się mu podporządkował zadał jej pytanie nie patrząc na nią. Uśmiechnęła się blado rozmowa z nim ją bolała, ale napełniała też ogromną radością. Z nim było podobnie. Byli pełni skrajności jeśli chodziło o uczucia do siebie, postanowili robić dobra minę do złej gry.

- To samo co ty Itachi, siedzę sobie. Nie mogłam zasnąć… – Od razu w jego głowie pojawiło się wspomnienie jak próbował ją wyrwać z koszmaru.

- Przepraszam Meg – Chłód z jego głosu całkowicie wyparował, została jedynie krucha i ból. Tym razem czuła że siedzi obok dawnego Itachi’ego Uchihy, tego którego pragnęła widzieć. Chodź poczuła gwałtowne ukłucie w sercu, nie chciała, by tak wyglądał. Saby, załamany, skruszony, ten widok cholernie bolał.

- Za co mnie przepraszasz Itachi? – Przełknęła ślinę uważnie obserwując go. Złapał jej dłoń i podniósł tak by swoimi wargami delikatnie musnąć ich wierzch. Nie puścił jednak jej mocniej zaciskają swój uścisk.

- Za wszystko co zrobiłem za wszystko przez co cierpiałaś Megami, chodź nie powinnaś nigdy cierpieć – Jego pewne spojrzenie odwiodło ją od myśli powiedzenia mu o tym że pod jego nieobecność przejrzała jego pokój i znalazła tam dokumenty sprzed siedmiu lat. Postanowiła że powie mu o tym, ale w odpowiednim czasie.

Ich spojrzenia skrzyżowały się, a wszystko w jej żołądku postanowiło zawirować jak na karuzeli w wesołym miasteczku. Patrzył na nią ze smutkiem, ona zaś z nadziej i ukojeniem. Zacisnęła mocniej swoją dłoń na jego.

Powoli zbliżyła swoją twarz do jego, tak że dzieliły ich milimetr. Bała się że znów jej ucieknie, lecz tym razem sam przyciągną ją bliżej. Ich usta spotkały się, całowali się delikatnie jakby był to pierwszy raz. Kruchy pocałunek, który mógł trwać całe wieki. Świat w ich umyśle zawirował, a wszystko inne przestało mieć znaczenie.

Wsuną swoje dłonie pomiędzy jej piękne aksamitne włosy, jej oplotły się dookoła jego szyi. Subtelny i spokojny pocałunek przerodził się w zachłanny, spowodowany obawą przed przerwaniem go.

Odsunęli się gwałtownie od siebie, ich oddechy były przyśpieszone. Przejechał dłonią po jej rozgrzanym, zarumienionym policzku.

- Tęskniłam – Szepnęła cicho tak jakby nie miał tego usłyszeć, jednak było inaczej. Jego reakcja zdziwiła ją tak samo jak ten pocałunek.

- Ja za tobą też – Subtelny pocałunek w usta i uśmiech na jego twarzy zatkał jej dech w piersiach, była tak szczęśliwa.

Świt był świadkiem tego zdarzenia, który nie planował ujawniać tajemnicy dwóch kochanków. Ptaki swoją muzyką urozmaicały magie tej chwili.

Patrzyła na niego wielkimi oczami, jakby była małą dziewczynką, którą zostawili w sklepie ze słodyczami na noc.

Reszta dnia mięła również wspaniale. W południe z misji wrócił Kisame, wspólnie zjedli śniadanie. Nie dało się ukryć zaskoczenia rybowatego gdy zobaczył Itachi’ego przy stole, a fakt że miał dobry nastrój i był w miarę rozmowny zwalił go z nóg. Wiedział że była to zasługa ciemnookiej i nie mylił się.

Po obiedzie para umówiła się na trening na polanie, oczywiście miał być to pierwszy trening Megami bez odważników. Uchiha jednak nie zmienił zdania co do tego że potrzebowała jeszcze czasu, by wygrać walkę samym tajjutsu. Ona jednak całkowicie się załamała, chciała uczyć się nowych jutsu, a nie udoskonalać jedynie te same kopnięcia i ciosy.

Bez słowa jednak poszła się przebrać do swojego pokoju, by przebrać się w wygodny struj do walki. Krótkie, czarne spodenki oraz to zasłaniający jedynie piesi, a na to siatkowana koszulka z rękawem ¾ bez dekoltu. Szybko związał włosy w kucyk i zbiegła na duł.

Triumfowała ponieważ była pierwsza na polanie, a co za tym idzie Uchiha był spóźniony. Stanowiło to idealny pretekst do małej sprzeczki, które wręcz kochała w dzieciństwie urządzać sobie przynajmniej raz dziennie z Itachi’m. Oczywiście z racji tego że była uroczą i grzeczną dziewczynką, zawsze to on musiał j przepraszać z nakazu rodziców.

Piękne czasy.

-Spóźniony – Rzuciła kunaiem w jego stronę gdy tylko pojawił się na polanie. Jego szybkość i precyzja była godna podziwu, bez wysiłku złapał lecący w jego stronę kunai jedną ręką. Megami uśmiechnęła się w jego stronę nieśmiało.

- Wybacz Kisame miał ważną sprawę. Za nim zaczniemy muszę ci powiedzieć że po jutrze znów ruszam na misje, zostaniesz sama w rezydencji..

- Nie, proszę.. – Szepnęła lekko przestraszona, wiedziała że Sasuke mógł obserwować dom i gdy tylko Itachi go opuści przyjdzie do niej. Nie chciała kolejnej jego wizyty, strasznie się bała jak może się skończyć.

- Uspokój się i daj mi skończyć. Za trzy dni przyjdą tu Sasori i Deidara, mam nadzieje że wytrzymasz jeden dzień sama. A teraz zaczynamy trening – Spojrzała na niego zdziwiona. On nic, a nic się nie martwił swoim bratem. Przecież pod jego nieobecność mógł zrobić wszystko z domem i z nią, a on mówił o tym tak beznamiętnie. Znów się podirytowała jego obojętną postawą do życia. Gdy tylko zdołała wyciągnąć z niego jakieś skrawki emocji on znów zamienił się w maszynę bez uczuć.

Zdjęła ciężarki z nóg i rąk ostrożnie kładąc na ziemi. Poczuła ulgę, było jej teraz tak lekko. W sumie nic dziwnego bo ciężarki które od niego dostała łącznie ważyły sto pięćdziesiąt kilko.

- Tak samo jak ostatnio walczysz używając tajjutsu – Nie zdążyła jeszcze porządnie skupić się na tym że ma walczyć, a wiej stronę już leciał klon Uchihy. To kolejna rzecz jaka ją w nim wkurzała, jednak miała jakieś uzasadnienie. W prawdziwej walce nikt się jej nie zapyta czy jest gotowa czy ma jeszcze chwile czekać.

Klon biegł na nią z kunaiem, czekała do ostatniej chwili, by zrobić unik. Musiała przyznać że jej ciało bez ciężarków było niesamowicie szybkie, poruszała się z płynnością i gracją będąc przy tym jak rakieta.

Mogła się spodziewać że walka z klonem mężczyzny nie będzie łatwa, od razu nawrócił i rzucił w nią parę shurikenów. Z gracją mijała wszystkie robią uniki, nawet na jej ustach było widać nikły uśmiech zadowolenia i satysfakcji.

Tym razem to ona przeszła do ataku. Szybki wyskok z pół obrotu i zasłona klona, zmyliła go odbiła się z prawej nogi chcąc kopnąć z lewej i tam dokładnie przygotował się na atak, w locie jednak w ostateczności zmieniła stronę wyprowadzając atak z prawej nogi. Zdziwiony klon nie przewidział tego, zostało tylko po nim kilka odlatujących kruków.

Zadowolona Megami uśmiechnęła się w stronę bruneta koło którego stał już kolejny klon gotowy do walki. Westchnęła załamana .

- Jeszcze raz – Prawdziwy Itachi uważnie przyglądał się jak radzi sobie z kolejnym klonem, nawet przez chwile się uśmiechną. Była tu tak krótko a tyle się nauczyła. Dobrze wiedział że miała w sobie nie wykorzystany potencjał, a jego celem było wykorzystanie go możliwie najlepiej jak się da. Jednak na tym etapie jakim jest potrzeba jej jeszcze sporo nauki, w jego głowie pojawił się myśl że może nie zdążyć nauczyć ją wszystkiego czego będzie potrzebowała, ale to nie wchodziło w grę. Musiał zdążyć nie było innej możliwości.

Megami w czasie tajemniczych przemyśleń chłopaka pokonała kolejnego klona, jednak na polanie pojawiły się kolejne dwa. Jęknęła przewlekle, on chciał ją wykończyć.

Trening trwał po południa, blondynka sama nie wiedziała jak wiele klonów załatwiła na polanie. Po siódmym straciła rachubę.

Na jej nieszczęście karooki postanowił że musi nosić ciężarki jeszcze trochę, ale żeby bardziej uprzykrzyć jej życie dołożył do nich odważników. Nie miała jednak czasu na kłócenie się z nim, była cała spocona, brudna. Musiała wziąć szybką kąpiel i zrobić obiad, była tak strasznie głodna że już na polanie żołądek zaczął jej burczeć z głodu prosząc o jedzenie. Zmęczona ruszyła na górę do swojego pokoju, Itachi w tym czasie został na tarasie rozmawiając z Kisame, który obserwował ich trening.



- Itachi czy nie uważasz że nauka tylu rzeczy w tak krótkim czasie jest dla niej nie odpowiednia? Nie wymagasz od niej za dużo? – Niebiesko skóry mężczyzna przejechał dłonią po swoich głosach zakłopotany że zwraca swojemu partnerowi uwagę.

- Musi to umieć, by być silną.. – I do spełnienia jego planu, stanie zaplanowanego planu. Wiedział że tak nie powinno być i Kisame ma racje, ale on nie miał czasu na naukę jej krok po kroku. Miał jeszcze wiele innych zajęć związanych na przykład z organizacją.

- Nie mogę Cię rozgryźć, twierdzisz że jest tu potrzebna tylko do jakiegoś zadania, nie chcesz powiedzieć jakiego i robisz z tego tajemnice, a gdy tylko przechodzi patrzysz na nią jakbyś się zakochał. To dziwne nie sądzisz ? – Zacisną mocniej zęby, mógł się tego spodziewać. Kisame nie był głupi, długo się znali, myślał jednak że dobrze maskuje swoje uczucia względem niej. Mylił się jednak.

- Daj spokój Kisame, to tylko przyjaciółka z dzieciństwa. Nic do niej nie czuje, nie czułem i nigdy nie mógłbym poczuć jeśli o to Ci chodzi – Skłamał, jednak kłamanie po tylu latach tak dobrze mu szło że robił to bez emocji. Tym razem było inaczej, poczuł ukłucie w sercu, jego własne sumienie. Wyparł się swojej miłości, a przecież darzył nią ja odkąd się poznali. Pierwszy raz od siedmiu lat miał wyrzuty sumienia.

Nieświadomi mężczyźni zmienili temat na inny, nie wiedzieli jednak że w kuchni przy uchylonych tarasowych drzwiach stała dziewczyna z pękniętym sercem. Znowu i znowu przez tego samego zimnego drania. Jego słowa, gesty były fałszywe i załamane on sam był cały fałszywy i zakłamany. Jak mogła mu zaufać, jak mogła aż tak pokochać.

Łzy spłynęły jej po policzkach, odwróciła się w stronę wyjścia i szybko wbiegła po schodach zamykając się w pokoju. W jej małym azylu do którego zło nie miało wstępu, w którym nikt nie mógł jej skrzywdzić.

Sunęła się po zamkniętych drzwiach chowając twarz w dłoniach, czuła się jakby ktoś wbił jej nóż prosto w serce. W pewnym sensie tak było, ale co ona się wyobrażała. Że on zdoła ją pokochać, stać się kim kiedyś był. To z góry było spisane na porażkę, jednak tak bardzo się łudziła że może się stać rzeczywiste. Jej życie spało w duł z hukiem roztrzaskując się o rzeczywistość.



Ranek przyszedł niespodziewanie. Całe ciało ją bolało, tej nocy zasnęła pod drzwiami, którymi szlochała poprzedniego dnia. Nie zeszła, by zrobić obiad czy kolację. Zaniepokojeni mężczyźni pukali do jej drzwi, ale odpowiadała że chce być sama i że nic się nie stało. Po kilkunastu próbach zaprzestali nachodzenia jej. Mogła w spokoju rozpaczać nad sobą i swoim życiem aż nie zasnęła.

Z bólem głowy i krzyża wstała z podłogi chcąc się wykąpać. Gorąca kąpiel skutecznie ukoiła jej nerwy i cało.

Wyszła z niej dopiero gdy woda całkiem nie wystygła, a po jej ciele nie przeszły dreszcze z zimna. Zniechęcona dalszym życiem założyła pierwszą lepszą koszule z napisem „FUCK LOVE I PREFERS SAKE” była adekwatna do sytuacji, oraz luźne dresy. Włosy spięła w kok i ruszyła na dół.

W kuchni siedział Kisame z Sasorim i Deidarą, los jej sprzyjał ponieważ nigdzie nie widziała Uchihy.

- Cześć Meg! – Entuzjazm blondyna opadł gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. Jego pełne ciepłe i radosne oraz jej zimne i oschłe. Minęła ich bez słowa wyjmując z lodówki mleko, nie miała ochoty na jedzenie, a już tym bardziej chęci, by zrobić coś bardziej ambitnego więc po prostu zjadła płatki na mleku.

- Meg czy coś się stało ? – W głosie Kisame był wyraźny niepokój, myślała o tym czy by mu nie powiedzieć. Jednak co go to interesowało jest taki sam jak Uchiha, morderca bez serca kochający tylko siebie. Wszyscy tacy byli.

- Nie – Odpowiedziała krótko siadając na krześle obok.

- Fajna koszulka – Tym razem głos zabrał Sasori, jednak nikt mu nie odpowiedział.

Akurat gdy Megami skończyła jeść śniadanie do pomieszczenia wszedł Itachi, od razu stał się weselszy na jej widok. Jednak doznał wielkiego szoku.

Minęła go w progu bez słowa, a między nimi powiał chłód. Jak gdyby go nie widziała poszła na górę do siebie, odwrócił się za nią, ale jej już nie było. Zmierzył towarzystwo mrożącym krew w żyłach wzrokiem, oni w odpowiedzi wzruszyli tylko ramionami. Dziwne, naprawdę. Nie zastanawiał się nad tym dłużej mieli misje do omówienia, a humory blond włosej muszą poczekać do obiadu.

Tego dnia zeszła na dół tylko dwa razy. Pierwszy gdy musiała zrobić obiad, nawet na nim nie została zaniosła swoją porcję na górę, by zjeść w samotności. Drugi raz zeszła po kolacji mając nadzieje że nikogo tam już nie będzie. Załamała się słysząc dźwięki z salonu. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i poszła tam, by zobaczyć co się dzieje.

W salonie siedzieli wszyscy po za Itachi’m, na środku stołu stało kilka butelek sake, chipsy i cola. Zdziwiło ją że najzwyczajniej w świecie robią sobie imprezę no, ale wiadomo czasem każdy musi się od stresować.

- Chodź do nas – Uśmiechnięta twarz Deidary w ostateczności ją przekonała. Chłopak przesuną się na drugą część kanapy robiąc jej miejsce. Fotele były zajęte prze Kisame i Sasori’ego.

- Kisame od kiedy palisz ? – Widok rekinowatego z papierosem był na prawdę komiczny. Jednak ucieszony Kisame wzruszył ramionami po chwili jednak wyciągną w jej stronę cała paczkę papierosów. Wzięła jednego dziękując mu.

Dawno nie paliła ostatni raz w Konoha, jednak dym z płuc był tym czego teraz chciała.

- To może ja poleje, Megami pijesz ? – Zacierający ręce blondyn chwycił jedną z butelek.

- Poproszę – Już po chwili stał przed nią kliszek i szklanka coli. Gdy tylko wszyscy mieli polane szkło poszło w górę, na raz wypiła zawartość kieliszka. Nie krzywił się wolno popiła trunek łykiem coli, wódka dziś wyjątkowo jej smakowała.

Podniosła swojego papierosa z popielniczki i kolejny raz zaciągnął się tytoniem wypuszczając z płuc biały dym.

W sumie zabawa była fajna, ale po drugiej butelce tak dziwnie wirował jej świat. Krew w żyłach pulsowała, a serce biło szybciej. Itachi teraz nie miał znaczenia, nie wie nawet czy gdyby wszedł do pokoju, by go poznała. Nie pamiętał nic liczyły się tylko te chwile.

Jej mięśnie za bardzo się rozluźniły, miała wrażenie jakby miała zaraz zsunąć się z kanapy. Na szczęście silne ramie Deidary nie pozwalało jej na to, obejmował jej ramiona trzymając w tali paląc kolejnego papierosa.

Po siódmym kieliszku nie liczyła, piła i paliła dalej. Cieszyła się że mężczyźni mieli podobne nastroje. Sasori siedział jak gdyby nic od czas udo czasu wybuchając głośnym śmiechem, Kisame cały czas żartował namawiając do polania kolejnej kolejki i paląc jak smok kolejne papierosy, Deidara krzywo, bo krzywo, ale dalej polewał alkohol pilnując, by Megami siedziała na kanapie przy czym uważnie ją obserwował coraz bardziej otwarcie ją obejmując i przybliżając się. Ona natomiast śmiała się ze wszystkiego, a zaloty Deidary sprawiały jej dużo przyjemności. Ta chwila mogła trwać wiecznie. Stan w którym była wymazał wszystkie złe wspomnienia tak jakby dopiero się urodziła.

Nic nie pamiętała, trochę nawet trudno było jej mówić w pewnym momencie wiec tylko się śmiała zabierając Kisame paczkę papierosów, która się w cale nie kończyła.

Wszyscy zamilkli gdy szklane drzwi salonu otworzyły się, a w progu stanął Itachi. Widać było po nim poirytowanie, ale gdy zobaczył że w śród mężczyzn jest Megami ogarnęła go wściekłość. Poczuł duże ukłucie w sercu widząc rękę Deidary na jej ramieniu oraz stan w jakim była. Zacisnął żeby starając się opanować, jak ona mogła się tak schlać.

- Koniec imprezy na dziś – Itachi nic sobie nie robił z okrzyków rozpaczy towarzystwa i jak się spodziewał jej były najgłośniejsze.

- Nie bądź taki sztywny i się dołącz – Cwaniacki uśmiech Deidary nie był w stanie wyprowadzić go z równowagi, ale głośny śmiech i potwierdzenie tych słów przez Megami przekroczył granice jego cierpliwości.

- Ty idziesz ze mną, a ty powiesz jeszcze słowo i będziesz spał na dworze. Powiedziałem już, koniec imprezy – Jego silna dłoń wyrwała ledwo ciepłą dziewczynę z objęć blondyna. Tak jak przypuszczał gdy tylko ją puścił przechyliła się jak krzywa wieża. Spojrzał na nią z irytacją i szybkim ruchem wziął na ręce, rzucając mordercze spojrzenie reszcie.

Wyszedł kierując się na górę, był głuchy na jak protesty, które ledwo co rozumiał przez bełkot spowodowany nadmiarem alkoholu. Skrzywił się czując od niej sake.

- Itachi muszę do łazienki – Starała się mówić najwyraźniej jak umiała gdy tylko doszli do jej pokoju. Przewrócił ostentacyjnie oczami i postawił ją na ziemi w progu łazienki. Od razu rzuciła się do muszli toalety, odgłosy krztuszenia się rozeszły się po całym pokoju. Mógł jej nie pomagać w końcu sama doprowadziła się do takiego stanu, ale nie umiał ją zostawić w takiej sytuacji. Podszedł do niej odgarniając jej włosy i trzymając je w górze, nie próbowała go odpędzić nie miała na to siły. Skończyła, a on podniósł ja z podłogi i od razu przechylił do wanny. Broniła się ale jego silne dłonie mocno trzymały jej ramiona.

Odkręcił zimną wodę i oblał nią jej włosy uważając, by się nie zakrztusiła wodą. Trzymał ją tak kilka minut, ale wyrwała się i znów jej twarz zniknęła w muszli. Jej odgłosy, były jeszcze głośniejsze niż wcześniej. Teraz rzygała już tylko żółcią co było dla niej najgorszą karą od dawna.

Gdy skończyła opadła na zimne kafelki zmęczona wymiotowaniem, spojrzała na niego wzrokiem zbitego psa. Sama nie wie co ją wtedy tknęło, ale po jej policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy.

Klękną koło niej ocierając jej łzy, odepchnęła jego dłoń. Nie wiedziała czemu tu był, ale czuła się żałośnie że musiał oglądać ja w takim stanie. Jednak było jej już wszystko jedno, wszystkie wspomnienia wróciły jeszcze mocniej raniąc jej duszę.

- Dlaczego mi pomagasz ? – Jej cichy szept odbił się echem od kafelków łazienki.

- Bo jesteś głupia, co Ci odbiło żeby się z nimi tak nachlać ? – Spuściła wzrok w płytki podłogi nie mogła na niego patrzeć. Jego dłoń złapała ja za podbródek i podniosła ku górze, patrzyli sobie w oczy. Ona pełna bólu i cierpienia oraz on zaniepokojony i przestraszony. Jego dotyk palił niczym ogień.

- Meg, co się stało? – Nie wytrzymała rozpłakała się na dobre. Przytulił ją do siebie gładząc po mokrych włosach i plecach. Chciała od niego uciec, ale też chciała czuć jego ciepło i bezpieczeństwo jakie dawały jej jego ramiona. Siedzieli tak jeszcze długo.

Postanowił jej pomóc się wykąpać wiec nalał zimnej wody do wanny, pomógł się rozebrać i wejść do wody. Nie miała oporów sama, by tego nie zrobiła.

Gdy tylko wytarła się i ubrała w piżamę asekurował ją cała drogę do łóżka. Było jej zimno trzęsła się. Przykrył ja kołdrą i przyniósł miskę stawiając obok szafki nocnej.

Sam usiadł na krawędzi łóżka gładząc jej lodowatą skórę na policzku. Nawet teraz była piękna tak bardzo mu się podobała że aż jego serce prawie nie wyskoczyło z piersi. Owszem mógł jej to powiedzieć, ale co by to zmieniło. Przecież był mordercą jego życie nigdy nie było normalne, nie chciał jej szufladkować. Jego życie było ciągłym ryzykiem, zawsze mogli go złapać i zabić, jeszcze był jego brat, który również pragną jego śmierci. Co wtedy, by z nią było, ta opcja nie wchodziła w grę.

Ale ona swoim zachowaniem, głupim i lekkomyślnym prowokowała go do tego, by był opiekuńczy, a tym samym mocniej się w niej zakochiwał. Był w błędnym kole. Do tego ta ręka Deidary na jej barkach, miał ochotę go wtedy zabić. Jednak ona nie jest jego własnością musiał to pojąc że teraz mógłby ją mieć każdy po za nim, to jej wybór. On mógł ją tylko chronić, nie mógłby za nią wybrać. Żałował tej nocy że ją sprowadził. Mógł pozwolić jej spokojnie żyć, ale co to za życie. Przynajmniej teraz on ma pewność że jest bezpieczna tak długo do póki jest w jej pobliżu.

Myślał nad tym długo, do póki nie zasnęła. Posiedział tam jeszcze chwile i ruszył na dół, by sprawdzić czy zgodnie z jego poleceniem skończyli imprezę.

Na szczęści na dole już nikogo nie było, jednak jego salon wyglądał jak pobojowisko. Westchną ciężko, ale nie dotkną niczego palcem oni to posprzątają i to rano. Zrezygnowany i zmęczony dzisiejszym dniem poszedł do siebie. Po drodze zajrzał jeszcze tylko do blondynki, by upewnić się czy śpi, ale spała kamiennym snem. W sumie nie dziwiło go po takiej ilości alkoholu.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział IV




                      ” Jeden pocałunek mężczyzny może złamać całe życie kobiety” – O. Widle

Rozdział IV

Siedziała u siebie w pokoju czytając książkę. Po mimo że na dworze słońce w końcu wygrało walkę z szarymi, burzowymi chmurami nie chciała wychodzić na dwór. Było za zimno. Megami po raz kolejny zmieniła pozycje na łóżku, sama nie wiedziała czemu, ale nie mogła znaleźć sobie miejsca od wczorajszego wydarzenia.

Usłyszała jak drzwi od trasu otwierają się, zaklęła i szybko wciągnęła buty na nogi. Jakby to był Sasuke zajdzie go od tyłu. Cicho otworzyła drzwi od balkonu i w tępię błyskawicy wyskoczyła przez balustradę zgrabnie niczym kot lądując na tarasie. Odruchowo rzuciła kunaiem przed siebie, tylko tym razem napełniła go swoją chakrą, by jeszcze bardziej zranił przeciwnika. Głośny krzyk świadczył że trafiła idealnie w ramie, tam gdzie celowała.

- Nie no kurwa ! Znowu?! – Jej źrenice zmniejszyły się, właśnie znów trafiła w siwowłosego Hdana. Zaraz za im stał Kakuzu i Kisame, a obok niezbyt zadowolony Itachi. Zmierzył ją chłodnym wzrokiem i ku jej zaskoczeniu aktywował swojego sharingana.

- Wyciszcie chakre wszyscy po za nią – Nikt nie dopytywał się o co chodzi po prostu bez słowa zrobili tak jak kazał.

Następnym poleceniem Uchihy było to by Kisame opatrzył Hidana, a ona miała z nim iść na spacer do lasu. Kakuzu w tym czasie w kuchni liczył pieniądze w jakiejś czarnej teczce ciesząc się jak małe dziecko. Nie znałam go za dobrze jednak wiedziałam że ma fioła na punkcie pieniędzy.

Itachi zatrzymał się dopiero gdy wystarczająco oddalili się od domu, który znikną za gęstwiną drzew. Wiedziała w jakiej sprawie tu jestem, a jego spojrzenie nie wróżyło nic dobrego.

- Był tu Sasuke? – Gwałtownie obrócił ją za ramiona w swoją stronę przyciskając do konara wielkiego dębu.

- Tak.

- Co mu powiedziałaś ? – Jego mocne, męskie dłonie zacisnęły się na jej barkach dość boleśnie. Była przekonana że będzie miała siniaki.

- Ze nie wiem gdzie jesteś, ale że wspomniałeś coś o misji na północy. Pytał jeszcze jak się tu znalazłam, powiedziałam że walczyłam z tobą i przegrałam, a nie uciekłam, bo byłam poważnie ranna. I że zrobię to gdy tylko dojdę do siebie – Jego dłonie mocniej zaciskiwały się na jej barkach, a kora boleśnie bijała się w plecy. Syknęła z bólu, jednak on mocniej natarł na nią ciałem.

- Nic więcej się nie działo ? – Zmierzył ją zimnym wzrokiem, jego sharingana był jeszcze aktywny co sprawiało że stawał się jeszcze bardziej przerażający. Spuściła wzrok. Szarpną ją jeszcze mocniej co wywołało ponowną fale bólu.

Jego usta brutalnie wpiły się w jej. Starała się szarpać, ale jego ciało napierało na nią z jeszcze większą siłą. Całował ją wręcz brutalnie, jej ciało ogarną paraliż nie wiedziała co zrobić. Bała się. Jego język skutecznie prześlizgną się miedzy jej zębami, poddała się. Nie miała jak walczyć, oddała się w jego ręce. Sama nie wie ile trwał ten pocałunek, minutę może dwie. Dla niej była to wieczność.

Jego ciało odsunęło się nagle, puścił ją. Kolana jak z waty ugięły się, usiadła na miękkim mchu, spojrzała w jego oczy. Dostrzegła w nich błysk szczęścia jakby od zawsze chciał to zrobić, jednak było głęboko za maską obojętności i bólu. Patrzył na nią innym wzrokiem niż zawsze, ale nie mogła rozszyfrować co miał oznaczać.

- Gdy cię całował zaszczepił w tobie swoją chakre, w ten sposób mógł wiedzieć czy w posiadłości jesteś sama czy nie. Spokojnie moja jest silniejsza, już zneutralizowała jego, możesz być spokojna – Rozpłyną się w powietrzu, podkuliła nogi. Dla niego to było nic nie znaczący pocałunek, dla niej to było ożywienie dawnego uczucia. Łzy spłynęły po jej policzkach, nawet po tym wszystkim kochała go. Kochała zimnego dupka, który od zawsze był jej całym światem.

Poranek przyniósł jej melancholie i monotonie. Nie miała ochoty wstawać z łóżka. Ten dom ja zmieniał, on ją zmieniał. Wiedziała o tym i tego się bała, kolejnej zmiany w swoim życiu. Było ich zbyt wiele.

Niczym duch bezszelestnie wygramoliła się spod kołdry i ruszyła na dół, miała nadzieje że nikogo tam nie będzie. Pomyliła się.

- Hej Megami – Przy stole siedział uśmiechnięty Kisame czytając gazetę i pijąc kawę. Gdyby nie wiedziała czym się zajmują pomyślałaby że to normalny i spokojny dom, zwykłych ludzi lubiący prywatność dlatego nie mieszkają w żadnej wiosce. Rzeczywistość była jednak brutalna, był to dom należący do mordercy, który brutalnie zabił całą swoją rodzinę. Nie obchodziło ją tym razem że rada wioski mu to zleciła, on to wykonał bez sprzeciwu. To było jego wina.

- Cześć Kisame – Z ponurym nastrojem usiadła obok niego robiąc sobie kanapki z rzeczy które zostały na stole po śniadaniu. Na szczęście dziś rano Kakuzu wyruszył z Hidanem w bliżej nie określonym kierunku, a to dawało jej pewność że będzie miała chodź trochę świętego spokoju. No zostawał jeszcze ciekawość niebieskiego, ale z nim nie powinno być jednak większych problemów.

Była świadoma że Kisame bacznie ją obserwuje, ale nie obchodziło ją to.

- Dlaczego macie dziś taki dziwny nastrój? – Niebiesko skóry nie odpuszczał.

- My, znaczy kto ? – Dobrze wiedziała że chodzi o nią i Itachi’ego jednak musiała udawać że nie wie o co mu chodzi.

- Ty i Uchiha. Jesteś nie obecna i podenerwowana, on z kolei dziś nie odezwał się do mnie słowem i cały dzień siedzi u siebie w pokoju. Nie wiem o co wam chodzi, ale serio robicie wszystko żeby w tym domu nie było nic normalnego.. – Wiedziała że Kisame znał się na ludziach, ale nie sądziła że przejrzy ją na wylot. Siedziała jednak nie wzruszona kończąc drugą kanapkę.

- Kisame w tym domu nie ma prawa być nic normalnego – Wstała odnosząc talerz do zlewu. Megami nawet nie kłopotała się zmywając go, od razu udała się do swojego pokoju.

Do wieczora siedziała w swoim pokoju. Cieszyła się że nikt nie zakłócał jej spokoju, mogła pomyśleć i zastanawiać się nad swoim życiem w spokoju.

Noc przemieniła się w dzień. Dzień który okazał się bardziej łaskawy od tych poprzednich. Ptaki śpiewały od wschodu słońca, które wesoło uśmiechało się do ludzi. Bezchmurne niebo poprawiło jej nastrój.

Robiła śniadanie nucą sobie jakąś melodie, dziś miała pomoc, bo Kisame wstał wcześniej. Itachi natomiast nie wyszedł od wczoraj z pokoju, dziwiło ją to jednak odpędzała od siebie te myśli. Chodź wspomnienie ich dość specyficznego pocałunku budziło w niej dreszcze przyjemności i odrzucenia jednocześnie.

Dzięki Kisame poranek mogła ocenić bardzo dobrze, zresztą tak jak południe. Udała się z niebieskoskórym na lekki trening w ogrodzie, wspólne korzenie w wiosce Kiri okazały się dobrym tematem do rozmowy. Kisame podpowiedział jej dobre sposoby na szybsze uwalnianie wody z ciała podczas walki, oraz w jakich sytuacjach woda może się przydać. Miało to swoje plusy i minusy. Woda sprawdzała się w walce z przeciwnikiem, który posługuje się technikami ognia. Nie miała jednak szansy pokonać nią kogoś kto ma naturę pioruna. Trening był bardziej teoretyczny niż praktyczny, ale czuła że wiele z niego wyciągnęła.

Kolacje również zjedli we dwoje. Postanowili nawet nie wołać karookiego na nią, bo i tak ,by nie przyszedł. Nie miało to sensu.

Megami planowała że poczyta na tarasie sobie jakąś książkę, jednak Kisame za bardzo polubił jej towarzystwo. Dosiadł się do niej i bez żadnych skrupułów zaczął opowiadać jakieś mało interesujące ją historie.

Nie chcąc w żaden sposób urazić rekinowatego postanowiła że uda się do swojego pokoju, by trochę odpocząć. Planowała jednak tam dokończyć swoją lekturę, której nie mogła zacząć na tarasie. Jednak jej zmęczony umysł miał inne plany.

Głośne i nerwowe pukanie do drzwi przerwało jej drzemkę. Zaspanymi oczami patrzyła na drzwi, gdyby był to Itachi już dawno wszedł był do środka.

- Czego chcesz Kisame? – Nerwowo otworzyła drzwi, od razu cofnęła się w tył. Sasuke stał w progu ze swoim uwodzicielskim uśmiechem i błyskiem w oku. Zmieszana jego wizytą cofnęła się w tył odbijając od czegoś, podskoczyła jak kot odwracając się w tył. Za nią stał Itachi patrząc ze smutkiem i tęsknotą, jednak jego postawa był dalej chłodna i tajemnicza. Jej spanikowany i nerwowy wzrok krążył między nimi, czego od niej chcieli.

- Meg, podjęłaś decyzje z którym chcesz zostać ? – Pierwszy odezwał się Sasuke, był teraz inny nie uśmiechał się, a mierzył ją poważnie wzrokiem. Znów spojrzała na nich, pokiwała przecząco głową bojąc się odezwać.

- Kiedy masz zamiar podjąć decyzje? Gdy będzie za późno? – Głos zabrał Itachi. Nogi ugięły się pod nią, cofnęła się w tył napotykając zimną ścianę po której zjechała.

- Podejmij szybko decyzje, nie będziemy czekać.. – Świat zawirował, powoli zaczął odpływać. Otaczały ją wspomnienia związane z dwójką braci, krzyknęła przerażona. Nagle znalazła się w pustce.

- Obudź się Megami! – Poderwała się w górę zalana potem. Jej nierówny oddech musiało być słychać w całym domu. Rozejrzała się w panice, na łóżku siedział Itachi, a jego dłonie trzymały jej barki. Nie tak jak wczoraj brutalnie i boleśnie, a subtelnie i stanowczo.

Poczuła ciepło w całym ciele.

Za oknem było ciemno, a więc jej drzemka była dłuższa niż planowała. Dopiero teraz doszło do niej że zdarzenie którego była świadkiem było tylko złym snem, kamień spadł jej z serca.

- Co się stało? – Miała płaczliwy głos, wywołany przez narastającą panikę. Mężczyzna patrzył na nią lekko zdziwiony.

- Usłyszałem że krzyczysz więc wszedłem do środka. Rzucałaś się po łóżku krzycząc i kpiąc, mówiłaś coś że nie umiesz wybrać i nie chcesz, czy coś takiego. Postanowiłem cie obudzić żebyś się uspokoiła – Jego oczy patrzyły na nią z przejęciem, a więc musiało to niezbyt normalnie wyglądać. Przełknęła ślinę starając się uspokoić, a jego obecność zdecydowanie w tym nie pomagała.

- Dziękuje Itachi, za wszystko.. – Nikt by tego nie dostrzegł jednak ich wieloletnia znajomość pozwalała jej na to. Dostrzegła w jego o czach zdziwienie, lecz po chwili na ustach pojawił się krótki, nikły uśmiech.

Przyciągną ją do siebie. Bez wahania wtuliła się w jego ramiona, po chwili ich usta połączyły się w namiętnym pocałunku. Był delikatny, subtelny przepełniony skrywanymi uczuciami, które postanowiły dojść do głosu. Obudziła się w niej ta część mocno spychana w otchłań duszy, ta dzika, namiętna potrzebująca zaspokojenia. Serce przyśpieszyło rytm, a dłonie zadrżały. Szybkim ruchem ściągną z niej koszulkę ukazując piękne i kształtne piersi. Na jej twarzy pojawiły się lekkie rumieńce, cieszyła się że w pokoju panował mrok. Nie została mu dłużna, czarna, duża koszulka cicho wylądowała na ziemi.

Przygniótł ją do łóżka swoim ciężarem, jego pocałunki zaczęły schodzić niżej i niżej. Zostawiał mokre ślady na jej szyi, piersiach i brzuchu od czasu do czasu przygryzając jej delikatną skórę. Jego dłonie szybko sunęły jej spodenki ukazując jej piękne ciało w całej okazałości. Ich przyśpieszone oddechy wypełniały cały pokuj.

Jęknęła gdy wszedł w nią. Poruszał się na początku wolno nie chcą sprawiać jej bólu, przyśpieszy gdy złapali wspólny rytm. Z każdym kolejnym ruchem jego bioder jej paznokcie mocniej drapały jego plecy, a z krtani wydobywał się jęk rozkoszy jaką dawał jej w tej chwili. Zamknęła oczy chcą rozkoszować się tą bliskością.

Wątpliwości i konsekwencje tego czynu były skutecznie zagłuszone przez jej serce i fale narastającej przyjemności. W końcu tego pragnęła tej, chwili. Prawdę mówiąc miała ona wyglądać inaczej, ale to tylko przyziemny szczegół.

Mężczyzna jeszcze bardziej przyspieszył rytm, co sodowało skrzypienie łóżka. Kosmyki jego włosów opadały na jego twarz, tak piękną jak istoty nie s tego świata. Jego mięśnie wyglądały fantastycznie gdy były całe naprężone, doskonale widziała zarys mięśni na nagim torsie. Jęknęła z rozkoszy, a jej paznokcie zostawił czerwony ślad na jego plecach. Jego dłoń podniosła nogę w miejscu zgięcia kolana co dawało mu większe pole manewrowe.

Czuła jego przyspieszony i ciepły oddech na swojej szyi. Sprawny język pieścił jej piersi dodając większej pikanterii temu stosunkowi. Mrukną cicho przygryzając wrażliwą skórę na piersi, kilka raz pchną głębiej co sprawiło jej trochę bólu. Szybko jednak zamienił się w przyjemność.

Czuła że niedługo będzie kończył, jej kręgosłup wygiął się w ostry łuk, by dać mu większą swobodę. Karooki jednak szybkim szarpnięciem wyszedł z niej. Zmieszana opadła na poduszki, patrzyła na niego z pożądaniem i pragnieniem jakiego nie umiała pojąć. On jednak patrzył na nią przepraszającym wzrokiem, przez który nie miały szans przebić się prawdziwe uczucia.

- Przepraszam – Szepną cicho całując ją w czoło, obserwowała go zdezorientowana. Zapiął rozporek spodni i podnosząc swoją koszulkę z ziemi szybko opuścił jej pokuj.

Ogarnęła ją pusta i wściekłość. Wykorzystał ją i zostawił, czuła jak jej serce pęka na strzępy. Zniknęła za drzwiami łazienki, miała nadzieje że ta chwila również była tylko zwykłym koszmarem. Myliła się tak bardzo.



Jego pięść uderzyła o ścianę. Usiadł załamany na łóżku, potraktował ją jak zwykła zabawkę. Nie chciał żeby tak wyszło, pewnie myśli że ją wykorzystał i nienawidzi go jeszcze bardziej niż do tej pory. Nie mógł się powstrzymać w ciągu tych siedmiu lat zmieniła się nie do poznania, zmądrzała, wypiękniała, a przede wszystkim dorosła. Sam nie wiedział co w niego wstąpiło. Pragną jej tak bardzo że bez wahania wziął ją nie pytając o pozwolenie. Jej obecność przyprawiało go o dreszcze i mocniejsze bicie serce, jednak nie mógł jej tego okazywać. Starał się zabić uczucia jakimi ją darzy, miał misje do zrealizowania. Nie mógł pozwolić na to żeby mu przeszkodziła w jego planach, ale nie mógł patrzeć jak jego wzrok ją ranił. Był w kropce.

Uśmiechną się szczerze na wspomnienie tego co przed chwilą razem zrobili. Nie była pierwszą jego kobietą. Jednak musiał przyznać przed sobą że był to pierwszy raz który robił dla czystego uczucia, a nie dla zwykłej przyjemności.

Szybko jednak skarcił się w myślach, takie spojrzenie na tą sprawę nie sprzyjało mu w wyrzuceniu jej ze swojego umysłu. To była czysta lekkomyślność z jego strony, potrzebował tego chodź przez chwile, by zaspokoić swoje pragnienie co do niej. Zastanawiał się tylko dlaczego ona się zgodziła, dlaczego nie protestowała, nie krzyczała, czy również chciała tego samego i dlatego pozwoliła mu na to. Potrząsnął głową, niby co ona mogła w nim widzieć, co takiego mogła do niego czuć. Był mordercą bez uczuć, obrzydliwym i odrażającym w jej oczach. Zwykłym marginesem społecznym, który według blond włosej nie miał prawa bytu w tym świecie.

Starał się wytłumaczyć sobie że tak jak jemu puściły nerwy i straciła kontrole, że dla obojga to był zwykły odskok od rzeczywistości. Odskok, którego potrzebowali żeby się od stresować i zaspokoić swoje fizyczne potrzeby.

Jednak jego serce sprzeciwiało się rozsądkowi nie był to seks dla rozładowania napięcia seksualnego, był lekkomyślny i spontaniczny. Jednak przede wszystkim był z miłości, którą darzył ją od dawna. Zawsze w sanach wracało wspomnienie jej twarzy, beztroskiej i uśmiechniętej. Wspólnego czasu, który razem spędzili w dzieciństwie. tych pięknych chwil, którymi było wypełnione jego poprzednie życie. Zycie, które bezpowrotnie przepadło wciągu jednego wieczora. Zycie, które tak bardzo chciał odzyskać.

Gdy tylko zobaczył ją tamtego wieczora, w mroku nocy jego serce stanęło, pragną pocałować ją i zabrać ze sobą. Nie mógł jednak tego zrobić po tym wszystkim. Chciał powiedzieć jej że znienawidziła go przez rozkaz jakiś starych ludzi, a on pragną tylko żeby jego brat i ona żyli w świecie bez wojen w pokoju i bezpieczeństwie. Łudząc się że wybór jakiego dokonał z pękającym z bólu sercem, zapewni im to. Jednak świat ninga zmienił się.

Nie był bezpieczny i stabilny, a wręcz przeciwnie okrutny i bezlitosny. Musiał ją wtedy zabrać, gdy uciekła o mało co nie dostał zawału. Gdy usłyszał jej przeraźliwy krzyk w lesie puścił się biegiem mając w głowie jedną myśl żeby zdążyć na czas.

Następnego dnia powiedziała że zostaje z nim, a jego świat zawirował ze szczęścia. Nie wiedział co nią wtedy kierowało jednak cieszył się pierwszy raz od dawna, sam nie wie w którym momencie jej obecność pozwoliła mu się uśmiechać. Treningi z nią dawały mu wiele satysfakcji no i swoją drogą rozrywki, chciał pomóc jej w osiągnięciu jej ambicji i zrobić z niej silnego ninga. Megami zawsze miała do tego predyspozycje.

Gdy domyślił się w jaki sposób jego brat przekazał jej swoją chakre myślał że zabije go, świadomość że ją dotykał i całował wywoływał u niego wściekłość. Dlatego potraktował ją tak w lesie był zły że to nie on pierwszy skosztował jej słodkich, idealny ust.

Zacisnął pięści. Za dużo myśli na jej temat, musiał przyznać że pojawienie się tu tej dziewczyny sprowadziło dużo zamieszania do jego spokojnego i poukładanego świata.

Mimo wszystko potrzebował tego bałaganu jaki robiła, nie chciał jej stracić.

Nie w taki sposób, ale musiał trzymać ją daleka nawet za cenę tego że do końca go znienawidzi. Zawsze tam gdzie jest miłość jest też ryzyko nienawiści.

Zagubiony w tej sytuacji udał się do łazienki z nadzieją że woda zmyje z niego ciężar kilku poprzednich dni i dzisiejszym włącznie. Jednak cały czas miał przed sobą jej piękne nagie ciało, to w jakiej był euforii gdy uprawiali seks, dalej przechodziły go ciarki z podniecenia.

Rozdział III



                                    „Dopók walczysz, jesteś zwycięzcą. ” – Św. Augustyn

Rozdział III



- Dobrze skoro już jesteś możemy zaczynać, na rozgrzewkę zacznij od przebiegnięcia polany dwadzieścia razy, potem pięćdziesiąt brzuszków i dziesięć przysiadów. Jak skończysz zawołaj mnie, zajmę się przygotowaniem drugiej części treningu. Meg tylko nie waż się skracać lub oszukiwać.. – Może jej się wydawało, ale tego poranka Uchiha był wyjątkowo zadowolony. Dostrzegła nawet na jego ustach nikły uśmiech, może to przez to że powiedziała że zostaje tu, a może jeszcze innego powodu. Mogłaby się nad tym zastanowić jednak jego ponaglające spojrzenie kazało zacząć kółka dookoła polany.

- Osiem, dziewięć i dziesięć – Starała się uspokoić nierówny oddech, jednak bezskutecznie. Podparła się rękami o kolana. Miała dość tego treningu.

- Skończyłaś, świetnie. Teraz masz za zadanie pokonać ten tor przeszkód bezbłędnie, dopóki tego nie zrobisz nie odpoczniesz.. Start! – Spanikowana ruszyła biegiem w stronę pierwszej przeszkody, musiała przebiec przez ustawione opony, w sumie łatwe. Jednak Itachi skutecznie jej to utrudnił rzucając w nią shurikenami i kunaiami. Następnie musiała przeskoczyć przez kilka wyższych podków, tu również Itachi nie odpuścił dodając do swojego arsenału Bąby dymne. Przewaliła dwa płotki, ale biegła dalej. Musiała pokonać równoważnie ustawioną nad niewielkim oczkiem wodnym, jedna wybuchająca notka mężczyzny skulenie zachwiała jej równowagę. Chwile po tym był tylko duży plusk do wody, szybko jednak wróciła na tor przeszkód. Tym o to sposobem doszła do bosa. Stojąc oko w oko z klonem Itachi’ego.

- Twoim zadaniem jest pokonać klona samym taijutsu – Na przywitanie w jej stronę poleciała wielka kula ognia, spojrzała przerażona na oryginał. On jednak tylko wzruszył ramionami, przełknęła głośno ślinę i ruszyła na klona.

Po kilku godzinach i kilkunastu próbach udało jej się pokonać bezbłędnie tor przeszkód, Itachi w końcu pozwolił jej odpocząć.

Ledwo co doszła do tarasu, położyła się na bujanej huśtawce. Każda część jej ciała, każdy mięsień krzyczał z bólu i wycieczenia. Ciepła kąpiel była tym o czym marzyła od ostatniej godziny. Itachi usiadł na wiklinowym fotelu naprzeciwko niej.

- Dobrze ci poszło, chodź jesteś za wolna na szczęście mam na to rozwiązanie. Przyjdź do mnie jak się wykąpiesz, będę u siebie. Mam jeszcze jedną sprawę do ciebie po za tym – Zerknęła na niego załamana, tak dobrze jej się leżało.

- Itachi, nie chce mi się wstać.. – Tym razem jej się nie wydawało, on się uśmiechną. Widziała to chodź trwało to kilka sekund, ktoś inny nie dostrzegł by tego, ale nie ona. Przymknęła na chwile oczy ze zmęczenia.

- To nie wstawaj, ale później przyjdź do mnie – Zaczęło powoli ją irytować to jego znikanie, jednak zafascynował ja tą sprawą o której muszą pomówić.

Z wielkim żalem zeszła z huśtawki i ruszyła na górę.

O, tak. Wanna, ciepła woda i dwie godziny to był szczyt jej obecnych marzeń. Gdy tylko dała ukojenie swoim obolałym mięśniom, udała się do pokoju bruneta.

Zawstydzona zapukała do drzwi i chodź Itachi zawsze wchodził do niej od razu nie czekając na odpowiedź postanowiła jednak poczekać na proszę. A gdy tylko usłyszała je otworzyła drzwi, które skrzypnęły złowieszczo.

Pokój Itachi’ego był taki sam jak jej, ten sam kolor ścian, te same ułożenie mebli i drzwi. Różnił się jedynie tym że był dużo większy. Właściciel pokoju leżał nie wzruszony na dużym dwuosobowym łóżku czytając jakieś zwoje. Ruchem ręki kazał jej usiąść obok.

Obeszła łóżko dookoła i usiadł jak najdalej mogła. Jej wzrok uważnie lustrował jego rodzinny herb nad łóżkiem, niczym nie różnił się od tego w jej pokoju jednak w tej sytuacji wydawał się bardziej fascynujący niż reszta świata.

- Ponoć miałeś coś dla mnie? – Megami postanowiła przerwać tą niezręczną cisze. Itachi bez słowa podał jej odważniki z szafki nocnej, spojrzała na nie załamana. Po jego treningu prawie nie mogła się ruszać, a on każe jej jeszcze nosić odważniki. Wiedziała jednak że nie miała tu prawa głosu więc bez słowa wzięła je od niego.

- A teraz posłuchaj mnie uważnie – Podniósł się do pozycji siedzącej, w ułamku sekundy ich spojrzenia się skrzyżowały. Mimowolnie Megami przeniosła wzrok na herb Kalnu Uchiha.

- Przecież słucham..

- Jutro o świcie ruszam do Sunagakure. Dookoła całej rezydencji są rozmieszczone pułapki, które powinny zatrzymać niespodziewanych przeze mnie gości

- Znaczy że pod twoją nie obecność spodziewasz się kogoś? – Przełknęła głośno ślinę. Wolała zostać sama w tym domu niż z jakimś obcym mężczyzną, a do tego mordercą. Dreszcze przeszły ją na samą myśl.

- Kisame powiadomił mnie że mój brat jest w tej okolicy. Wysłałem klona na północ żeby go zmylić, jednak okazało się że Sasuke jest mądrzejszy niż się spodziewałem, udał się na południe. Blisko rezydencji, wie o jej istnieniu to będzie pierwszy budynek do jakiego zajrzy. Spokojnie zdziwi się jak cię tu zastanie, ale nie zabije traktuje Cię jak siostrę..

- Jeśli ma zamiar powitać mnie tak samo wybuchowo jakby powitał Ciebie to dziękuje bardzo.. – Zganił ją zimnym spojrzeniem, a ona od razu wróciła na ziemie.

- Nie ważne w każdym razie powiesz że udałem się na misje, nie wiesz jaką ani po co jednak wspomniałem coś o południu. Pójdzie tym tropem jeśli usłyszy to z twoich ust, a ja wrócę maksymalnie w ciągu trzech dni – Spojrzała na niego niepewnie, dziwiło ją jego zachowanie wobec brata. Sasuke szukał zemsty, ale po co Itachi cały czas go zwodził, spokojnie by z nim wygrał. Wszystko to wydawało jej się podejrzane, ale to ich sprawy, nie jej. Skinęła głową.

- A co jeśli zdążysz wrócić, a on przyjdzie akurat wtedy? –Widziała po nim że przez sekundę nie wahał się nad odpowiedzią, a więc miał przygotowany scenariusz na taka okoliczność.

- Sasuke może jest głupi, ale wie że nie ma szans z czwórką członków Akatsuki naraz, a więc odpuści. A my zmienimy kryjówkę i tak będzie trzeba ją niedługo zmienić.. – Spojrzała na niego ukradkiem, ale nie chciała dopytywać się ile ma tych kryjówek.

- Powiedz mi ostatnią rzecz, co jeśli powie że mam iść z nim ? – Spojrzał na nią przeciągle i wzruszył ramionami, widać było że myśli nad dobrą odpowiedzią.

- Jak będziesz miała ochotę pójdziesz z nim jeśli nie zostaniesz ze mną, to twój wybór. Możesz myśleć o mnie co chcesz i oceniać jak chcesz, ale nie jestem tyranem nie chcę cię Meg prosić o to abyś została i nie chce również trzymać cię tu siłą.. – Zatkało ją lekko nie spodziewała się po nim takiej wylewności jednak była mu wdzięczna że ufa jej na tyle że puściłby ją wolno od tak, wystarczyłoby tylko jej słowo. Uśmiechnęła się w duchu.

- Zrobiło się późno powinnam iść – Zerknęła za okno. Niebo było w kolorze grafitu, nie było nawet widać gwiazd, jedynie blady blask księżyca.

-Zapomniałaś czegoś- Odwróciła się, faktycznie zapomniała o ciężarkach w których będzie musiała chodzić. Zrezygnowana zabrała je z szafki nocnej i ruszyła do wyjścia.

- Dobranoc Meg – Jego głos złagodniał, nie było słychać w nim wyższości oraz lodu, a zwykłe ciepło. Takiego go pamiętał, miłego, ciepłego i zamyślonego. Takiego go kochała, chodź jej serce bije szybciej nawet gdy jest zapatrzonym w siebie i oschłym dupkiem. Tak kochała go całego od zawsze.

- Dobranoc Itachi – Zamknęła za sobą drzwi, które pożegnały ją wywołującym dreszcze na plecach skrzypieniem. Niczym zombie ruszyła w stronę swojego łóżka wszystkie myśli opuściły jej umysł, a ciało zwiotczało. Chciała teraz jedynie odpocząć.



Przekręciła się leniwie na drugi bok. Przypomniało jej się że powinna zrobić śniadanie, poderwała się jak oparzona patrząc na zegarek. Była za dwadzieścia dwunasta. Spanikowana rozejrzała się po pokoju i dostrzegła na szafce nocnej małą karteczkę ze staranie napisanymi kilkoma zdaniami.

„ Ruszyłem do Suny, pamiętaj co Ci powiedziałem. Uważaj na siebie Meg i noś ciężarki.



Itachi”



Sama nie wie czemu, ale od razu poprawił jej się humor. Może to przez to że jest sama i może odpocząć, a może dlatego że nie musi robić śniadań i obiadów lub przez to że nawet jak karookiego nie ma w pobliżu to nie daje jej zapomnieć o swojej obecności. Nie interesowało ją to postanowiła że wróci jeszcze do łóżka na kilka minut.

Promienie letniego słońca muskały jej skórę. Wsłuchiwała się z zachwytem w gwizdy ptaków oraz w szum drzew. Było to niezwykłe przyjemne południe, nawet zapomniała o możliwości spotkania się z młodszym z braci Uchiha. Nawet o tym nie myślała, nie chciała zawracać sobie tym głowy w ten piękny dzień. Zamierzał spędzić go na czytaniu lektury na bujawce stojącej na ganku, nikt nie miał prawa popsuć jej tego dnia.

Wieczór przyniósł niezwykły chłód. Megami musiała pozamykać wszystkie okna, wiatr oszalał nie oszczędzając niczego w swojej złości. Jednak cały czas miała wrażenie że jedna z okiennic była nie zamknięta, a świadczył o tym fakt że czuła chłód wieczoru w całym domu i słyszała przeraźliwe skrzypienie. Obeszła cały dom jednak wszystkie oka były zamknięte, przerażające dudnienie doprowadziło ją do pokoju właściciela posiadłości. Młoda kobieta stała przed drzwiami jego pokoju zastanawiając się czy złamać jego zakazy i wejść do środka, czy może pozwolić wiatrowi szaleć w całym domu.

Z dużym wahaniem pociągnęła za klamkę myśląc o tym że drzwi mogły zostać zapieczętowane przez starszego Uchihe. Zdziwiła się gdy klamka ustąpiła, a głośne skrzypnięcie drzwi świadczyły o tym że nie ma żadnych zabezpieczeń. Z trudem weszła do środka, wiatr wyraźnie nie chciał żeby weszła pchając drzwi w jej stronę. Jednak z całą siłą przeciwstawiła się mu i pchnęła drzwi. Szybko zamknęła otwarte okno.

W pokoju było zimno niczym w kostnicy, wydawał się on teraz tak przerażający jak jego właściciel. Już miała wychodzić gdy dostrzegła że jedna z szafek nocnych jest uchylona. Jej ciekawska natura wygrała z rozsądkiem, wolnym krokiem podeszła i otworzyła ją całkowicie.

Megami stanęła w szoku, cała szafka była wypełniona zdjęciami, głównie były tam zdjęcia rodzinne Itachi’ego. On z rodzicami, ze swoim bratem i ostatnie na które szczególnie zwróciła uwagę. W szoku aż usiadła na łóżku.

Fotografia przedstawiała dwójkę dzieci, blond włosą dziewczynę o czarnych oczach i młodego chłopaka o kruczo czynnych włosach i tego samego koloru oczach. Obejmowali się jak przyjaciele, byli uśmiechnięci i szczęśliwi.

Łzy stanęły w jej oczach, pamiętała ten dzień były to ósme urodziny Sasuke, rok przed masakrą Kalnu.

- Zycie było wtedy proste i beztroskie – Szepnęła jakby w transie. Powoli odwróciła fotografie. Uśmiechnęła się blado na podpis na nim „Itachi i Meg, przyjaciele do końca”. Łzy płynęły po jej bladych policzkach, a jednak miał te zdjęcia. Żałował tego co zrobił? Tęsknił za nimi? A może nawet chciał wrócić, ale nie umiał ?

Nie znała odpowiedzi na te pytania, miała jednak wrażenie że są one ukryte gdzieś w tym pokoju, a ona koniecznie pragnęła je znaleźć. Przeszukał szafki nocne, niestety po za fotografiami nie było w nich nic istotnego. Odłożyła wszystko na swoje miejsce i podeszła do biurka. Otworzyła jedną z hebanowych szuflad i nic. Kolejna to samo. Zrezygnowana podeszła do jakiejś komody, myślała że będą w niej jakieś ubrania jednak cała był przepełniona różnego rodzajów bronią. Od kunai do toporów, przez katany. Jej uwadze rzuciła się wystająca deska z boku mebla. Ostrożnie odsunęła ją, ku jej pełnemu zaskoczeniu wypadły z niej jakieś dokumenty. Usiadła na podłodze z plikiem kartek w ręku i uważnie je czytała, ledwo co koncentrowała się na tekście. Łzy i nieustane pytania w jej głowie przyćmiewały jej zdrowy rozsądek.

Kartki wypadły jej z dłoni. Była to kopia protokołu z morderstwa klanu Uchiha z której wyraźnie wynikało ze ta rzeźnia była wykonana przez Itachi’ego na zlecenie samego trzeciego Hokage. Zaklęła.

To rada wioski zrujnowała jej dzieciństwo, jej i dwójce braci. Na domiar złego zlecili to samemu Itachi’emu, który miał być zdrajcom i okryć się wieczną hańbą. Nie mogła tego pojąć dlaczego on to zrobił, zniszczył sobie i swojemu bratu życie na polecenie bandy staruchów. Z całą siłą uderzyła z pięści w podłogę. Nienawidziła go przez to, ale okazało się że to nie był jego plan, jednak dalej zastanawiała się dlaczego. Drżącymi dłońmi podniosła karki i powrotem wsadziła je do tajnej skrytki.

Omiotła wzrokiem pokuj był przesączony bólem, bólem, który odczuwała tak samo jak on. Czuła w nim jeszcze zapach jego perfum, nie mogła tak po prostu stać i patrzeć. Bolało ja to.

Najszybciej jak mogła ruszyła w stronę swojego pokoju upewniając się że pokuj bruneta jest w takim stanie w jakim go zastała.

Długo nie spała, płakała gorzkimi łzami nad wszystkim. Nad zamarłym Kalnem, który był dla niej jak rodzina. Nad swoimi rodzicami, którzy umierają z przerażenia gdzie zniknęła ich córka, czy jest bezpieczna, czy jeszcze żyje. Nad niedolą dwójki braci, a szczególnie nad bólem jaki ukrywa starszy z nich. Oraz nad sobą samą.

Jej życie nie miało sensu była tylko zwykłą jednostką w śród otaczających ją ludzi. Widziała tłum, ale nikt nie wdział jej w tłumie. Kochała i nienawidziła jednocześnie. Równie dobrze mogła teraz umrzeć a nikt by tego nie odczuł, dla rodziny pewnie i tak była już martwa. Sauke był zaślepiony zemsta, a Itachi? Itachi stał się chodzącą górą lodu bez emocji. Była sama jak zawsze.

Ranek nie sprzyjał żadnej żywej istocie. Krople deszczu powitały cała okolice, szare chmury zasłoniły całe promienie słońca. Ta pogoda idealnie oddawała jej stan psychiczny i fizyczny. Tępym wzrokiem patrzyła z łóżka na mokrą szybę, nie chciała wstawać z łóżka. Myślała nad tajemnicą jaką wczoraj odkryła. Czy powinna powiedzieć mu że zna jego tajemnice, czy może poczekać, a on sam jej powie. Wpadło jej jeszcze do głowy że może w jakiś sposób go sprowokować, ale nie chciała na nim wymuszać wyznań z przeszłości. Jednak to widmo nieustanie było obecne w jej myślach, nawet zapomniała że może spodziewać się wizyty Sasuke.

Popołudnie minęło jej leniwie, nic nie jadła, nie wychodziła z pokoju. Deszczowa pogoda przytłaczała ją. Nie miała ochoty nic robić, najlepiej mogłaby spędzić resztę życia w tym pokoju. Jednak pod wieczór jej brzuch zaprotestował oznajmiając bunt i każąc jej zejść do kuchni po jakieś kanapki.

Postanowiła że zje je na tarasie po mimo chłodu, lubiła wsłuchiwać się w dźwięk obijającego się o dach deszczu. Koiło jej to nerwy, a ona potrzebowała teraz spokoju.

W głębi serca cieszyła się że Itachi wyruszył na misje, a ona została sama i dowiedziała się o jego sekrecie. Jednak z drugiej strony obawiała się wizyty jego brata i chciała żeby karooki był z nią teraz w posiadłości. Żeby jak zwykle siedział zamknięty w swoim pokoju, a w razie niebezpieczeństwa pojawił się obok. W domu zawsze panowała cisza i spokój, ale czuła się bezpiecznie mając poczucie że jest w pobliżu.

- Uspokój się to tylko kilka dni, poradzisz sobie, a może Sakuke uda się jego tropem.. – Szepnęła sama do siebie, nie wiedziała jak bardzo się myli. Nie poczuła wyciszonej chakry osoby będącej staranie ukrytej między drzewami, osoby, która zaniemówiła gdy tylko przypomniał sobie kim jest tajemnicza blondynka

Megami zabrała swój talerz i nie świadoma tego że jest obserwowana wróciła do środka zamykając za sobą staranie drzwi od tarasu.

Tej nocy śniła o dawnych latach i o tym jak wyglądało by jej życie gdyby nie cholerny rozkaz starszyzny.



- Sasuke kim była ta dziewczyna? – Jedna z czworga zakapturzonych postaci spojrzała z przejęciem na dawną posiadłość swojego przywódcy, rozmyślając nad pochodzeniem tajemniczej dziewczyny i nad tym czemu jego przywódca wyglądał jakby zobaczył ducha.

- Stara znajoma nie wiem co tu robi, ale muszę się dowiedzieć. Z samego rana ruszamy dalej, musze odnaleźć w końcu Itachi’ego.. – druga z zakapturzonych postaci wpatrywała się niczym zahipnotyzowana w ogromny dom.

- Skąd pewność że on tu będzie Sasuke-kun? – Tym razem do rozmowy włączyła się trzecia osoba, a jej piskliwy głos wyraźnie świadczył o tym że jest to kobieta. Wszyscy zmierzyli ją wzrokiem.

- Jeśli go tu nie ma ona na pewno wie gdzie jest..- Na tym urwała się ich rozmowa, cała czwórka zniknęła w zaroślach opuszczając blond włosa dziewczynę.



Leżała na łóżku, widać było że nie ma przyjemnego snu. Megami machała nogami i rękami w pościeli, jej nierówny oddech odbijał się echem w pokoju. Szeptała coś pod nosem przerażona, niestety nie wyraźnie. Pisnęła cicho, a potem nagle poderwała się do siadu. Czuła że jej ciało jest całe mokre od potu, jej ręce trzęsły się ze strachu. Nerwowo rozejrzała się po pokoju, na szczęście dalej była w rezydencji Uchihów.

Gdy tylko doszła do siebie po tragicznym śnie zabrała ubrania i ruszyła do łazienki, potrzebowała zimnego prysznica.

Około godziny później wyszła czysta, pachnąca, a przede wszystkim uspokojona. Stanęła przed lustrem i poprawiła swój wełniany, ciemnozielony sweter oraz dżinsowe legginsy. Na nogi wsunęła swoje brązowe buty na niewielkim obcasie. Zobaczyła jeszcze czy jej makijaż się nie rozmazał, ale na szczęście wyglądał idealnie. Subtelna czarna kreska nad okiem i pod nadawały jej oczom dzikości, tusz powiększał je czyniąc bardziej zmysłowymi, a podkład rozjaśniała bladą cerę. Podniosła szczotkę z komody i zaczęła czesać miękkie jak aksamit blond włosy, górę związała w niewielki ogonek luźno opadający na resztę.

Chciała użyć perfum gdy jej wzrok mimowolnie powlókł się na szybę okna. Perfumy o mało co nie wypadły jej z rąk, widok postaci wychodzących z lasu nie świadczył nic dobrego. Ruszyła na duł najszybciej jak mogła modląc się o to, by nie doszło do walki i przeklinając Itachi’ego w duchu że kazał nosić jej te ciężarki. Starała się również wymyślić dobrą wymówkę dlaczego tu jest.

Pociągnęła za drzwi od tarasu, wychodząc na zewnątrz. Przywitał ją mocny powiew wiatru, dziękowała sobie w głębi duszy za to że założyła gruby sweter bo, by zamarzła. Niebo było szare, nie padało, ale żaden ptak nie latał. Megami wiedziała że jak ptaki nie łatają w taką pogodę to znaczy że będzie burza.

Jej przepowiadania prognozy pogody zakończyły się gdy niedaleko ganka tajemnicze postacie zatrzymały się.

- Kim jesteście i czego tu szukacie? – Jej głos był podobny do tonu używanego przez właściciela domu, zimny, oschły oraz przesączony jadem.

- Powinnaś wiedzieć bardzo dobrze Meg kim jestem, jednak to ja powinienem zadać pytanie czego szukasz w tym miejscu ? – Jej ciało drgnęło, jednak nie mogła okazać mu strachu. To akurat wiedziała od dziecka że w takich sytuacjach spokój i opanowanie jest asem w taki posiadanych kart.

- Sasuke wejdź do środka porozmawiamy, ale reszta zostaje na zewnątrz. I niech żadne z was nie próbuje sztuczek, czy podstępów jasne? – Ku jej zdziwieniu wszysy zdjeli kaptury z głów, katana Sasuke była teraz w rękach jednego z jego towarzyszy. Miał wielki miecz na plecach , podobny do samehady, którą ma Kisame. W ogóle był podobny do Kisame, jednak jego skóra była normalnego koloru, ale zęby miał również spiłowane w ostre trójkąty. Po prawej stronie podróbki rekina z Akatsuki stał dobrze zbudowany, rudowłosy mężczyzna. Wyglądał na spokojnego, ale trzeba być ostrożnym w każdej sytuacji, jak to mówią. Cicha woda brzegi rwie. Ostatnia była niezbyt wysoka, niezbyt ładna, rudowłosa dziewczyna o oczach w kolorze żurawiny i okularach. Jej spojrzenie na Megami było prawie mordercze, jednak po mimo to karo oka nie wystraszyła się jej, a wręcz przeciwnie wzięła za zwykłą dziwkę o czym świadczył nawet jej ubiór. Buty na obcasie, krótkie spodenki i do połowy rozpięty żakiet. Brawo z jakiego domu publicznego on ją wytrzasną. Jej rozmyślania na temat towarzyszy młodszego Uchihy przerwał on sam, który stał tuż obok niej.

- Idziemy ? – Bez słowa odwróciła się otwierając drzwi odtarasuj i wchodząc do kuchni.

Megami postawiła filiżankę kawy przed Sasuke, sama również usiadła naprzeciwko przy stole. Zmierzyła go wzrokiem. Zmienił się, wydoroślał i wyprzystojniał.

- Megami bez owijania w bawełnę, nie lubię tego. Powiedz mi gdzie on jest – No tak stał się również bardziej niecierpliwy i bezczelny. Najbardziej zaniepokoiło ją to że coraz widoczniejsza była w nim nienawiść zaszczepiona w jego sercu przez Itachi’ego.

- Nie wiem.. Spóźniłeś się kilka dni. Nie wiem gdzie jest, ale podsłuchałam że miał się udać na północ.. – Mężczyzna zmierzył ją chłodnym wzrokiem, ale raczej uwierzył, bo załamany schował twarz w dłoniach.

- Niech to szlag! Zresztą nie ważne i tak go dorwę, powiedz mi tylko co robisz w jednej z posiadłości mojego klanu ? – Ciarki przebiegły jej po plecach, w głowie zaczął się robić bałagan. Myśli przekrzykiwały się chcąc dojść do głosu, a jej głowa nie wytrzymywała tego odpowiadając ostrym bólem. Musiała jednak udawać, by zmusić go do wyruszenia za klonem Itachi’ego.

- Szłam do Suny, twój brat i jego towarzysz zaatakowali mnie. Itachi musiał mnie poznać, bo darował mi życie jednak miałam połamane dwa żebra i wstrząs mózgu. Nie mogłam stąd uciec o własnych siłach, dalej nie mogę nie doszłam jeszcze do siebie – Albo wydawało jej się albo Sasuke musną ręką jej dłoń, spuściła wzrok grając biedną ofiarę.

- Megami udaj się z nami na północ, zabije go i wszystko będzie jak dawniej. Obiecuje, będziesz bezpieczna.. – Poczuła ukłucie w sercu, chciałaby powiedzieć mu czego się dowiedziała jednak nie mogła. Tym razem złapał ją mocno za dłoń, udawała że w jej oczach jest szczypta nadziei. Nie mogła uwierzyć z jaką łatwością to kupił.

- Niestety Sasuke nie mogę iść z wami, zagroził że mnie zabije.. Muszę tu zostać, na jakiś czas gdy dojdę do siebie ucieknę i Cię znajdę.. – Spuściła wzrok, wiedziała że składa fałszywą obietnice, a takich nienawidziła. Jednak było to konieczne do spełnienia innej danej przez nią obietnicy. Subtelnym ruchem podniósł jej dłoń i musną swoimi wargami. Megami daje grała biedną i skrzywdzoną, chodź w tym momencie to ona krzywdziła kogoś innego.

- Musze iść , mam nadzieje że jeszcze się spotkamy – Jego wzrok złagodniał stał się ciepły, przepełniony uczuciami. Oboje wstali z krzeseł jednak jej kolana były niczym z waty, a przyczyną był on cały. Karo włosy podszedł do niej na niebezpiecznie bliską odległość, ona jednak starała się uspokoić się i zachowywać normalnie. Wierzchem swojej dłoni przejechała po jego policzku, jedno dłonie zawisły na ej tali. Dosłownie chwile wpatrywali się w swoje oczy zbliżając swoje twarze. Ich usta połączyły się w namiętnym pocałunku, języki siłowały walcząc o dominacje. Cofnęła się w tył by podtrzymać się ręką o blat stołu, całował ją zachłannie jakby miała zaraz uciec i tak się stało. Odsunęli się od siebie, a on wyszedł bez słowa. Patrzyła jak on i jego towarzysze kierują się n północ tak jak im kazała, miała nadzieje że plan jej i Itachi’ego udał się i Sasuke połknie przynętę.

Nie spodziewała się że ten pocałunek miał pełnić jeszcze inną funkcje, Sasuke przekazał jej za pomocą śliny swoją chakre, a więc będzie wiedział kiedy ktoś jest w domu po za nią. Wcale nie miał zamiaru udać się na północ, czując że to podstęp. Za bardzo nawet nie kupił jej historii o porwaniu przez jej brata. Osoba którą porwali nie wygląda tak dobrze, nie chodzi pomalowana oraz nie zaprasza niechcianych gości do domu swojego oprawcy. Czuł że coś jest nie tak w tej zagadce, ale jeszcze nie wiedział.

Rozdział II



                                „Dlaczego uciekłam? Bo głupia myślałam że będzie mnie gonił”

Rozdział II



Dziś był wyjątkowo zimny poranek. Szare chmury zasłoniły całkowicie niebo, promienie słońca próbowały się przez nie przedrzeć, jednak bezskutecznie.

Megami stała na polanie owiewana chłodnym wiatrem. Podziwiała sunące po niebie chmury, ptaki szybujące bez celu. Kochała naturę była piękna.

-Zaczynamy? – Wsłuchiwanie się w szum drzew i odgłosy ptaków przerwał jej Itachi wychodzący z domu. Odwróciła głowę w jego stronę. Był ubrany jak zwykle, czarna koszulka przylegająca do ciała podkreślająca mięśnie oraz zwykłe czarne spodnie.

- Hai – Skinęła głową unikając jego wzroku.

Nie marnował czasu na rozmowę od razu w jej kierunku poleciało kilka kunai. Zdezorientowana Megami w ostatniej chwili uniknęła ich, jej ciało było idealnie rozciągnięte.Szybkie pieczęci i jej klon już biegł w stronę mężczyzny.

Itachi jednak bez problemu go pokonał.

Spanikowana wykonała kolejne pieczęcie i w jego kierunku poleciało kilka senboi, żaden nie trafił. Karooki znikną.

Rozejrzała się dookoła, starał się być spokojna i wyczuć jego zamiary. Wiedziała jednak że był nie przewidywalny, nich to szlag.

-Kirigakure no Jutsu- Poczuła przepływ chakry w jej ciele. Chwile później cała polana przed domem stanęła w gęstej mgle.Oszuka go w ten sposób, jego Sharingan nie podoła tej zasłonie, a to da jej czas na inne jutsu. Tym razem ciszyła się że jej korzenie sięgają wioski Kiri, dzięki temu mogła w swoim ciele przechowywać wiele wody. Jutsu, którego zamierzała użyć potrzebowało wiele litrów wody no i sporo chakry.

-Suiton: Suiryudan no Jutsu – Zaczęła mocno się krztusić lecz po chwili z jej ust zaczęła wypływać woda. Zamieniała się w jednak potężnego smoka, który trwał wiernie u jej boku.

Uchiha nie spodziewając się takiego obrotu spraw, wysłał klony by otoczyły ją z każdej strony, był zdziwiony gdy poczuł brak więzi z nimi. Zlikwidowała je, ale nie wie jak nic nie widać z tej mgły. Uaktywnił sharingam’a, niewiele to dało kolor jej chakry zlał się z kolorem mgły. Zaklął i zeskoczył z drzewa, osobiście się tym zajmie.

Odskoczyła w bok. Wielka kula ognia niespodziewanie rozproszyła mgłę, trafiając w wodne stworzenie. Zaklęła, po jej technice została jedynie większa para.

Była słaba w ninjutsu, a on o tym wiedział i od razu wykorzystał.

Szybki cios w brzuch, kontra, lewy prosty, a teraz kop. Nic nie pomogło sparował wszystkie jej ciosy, a ona każdy jego zgarnęła bez możliwości obrony.

Padła z hukiem na ziemie. Kopnięcie w mięśnie za kolanami momentalnie położyło ją, jęknęła cicho, ale nie wstała. Stał za nią.

- Jesteś słaba, znasz różne jutsu, ale co Ci po tym ? Przegrywasz w walce w ręcz… – Nie musiała na niego patrzeć wiedziała że patrzy na nią z pogardą. Czuła się jak śmieć. Łudziła się że przez te lata zyskała jakąś moc, ale on skutecznie rozwiał jej nadzieje. Podniosła się do siadu, jednak jej wzrok wbity był w jej czarne trampki.

- Na dziś to koniec, jutro o tej samej porze. Nie będziemy walczyć póki nie zyskasz równowagi i nie będziesz umiała się obronić rękami i nogami – Znikną bez słowa.

Podkuliła pod siebie nogi, łzy powoli sunęły po jej policzkach. Poniżył ją znowu, musi uciec z tego domu i to koniecznie dziś. Wrócić do Konohagakure, zyskać moc i udowodnić mu że ona też ma potencjał i siłę. Zacisnęła pięści i otarła łzy.

- Muszę się przygotować na powrót do domu..- Bez zastanowienia wstała i ruszyła w stronę posiadłości

Megami cały dzień chodziła jak nakręcona. Najmniejszy szmer sprawiał że jej serce prawie stawało. Starała się ukrywać zdenerwowanie przed starszym Uchihą, szło to w miarę gładko ponieważ cały czas był w swoim pokoju. Ona natomiast krzątała się po całym domu, pakując swoje rzeczy, robiąc jedzenie na drogę i oczywiście obmyślając jak stąd wyjść i gdzie się udać.

Granatowa płachta przysłoniła niebo. Mieszkańcy lasu pochowali się udając na spoczynek, wszystko ucichło. Nawet wiatr uspokoił się i nie targał gałęzi drzew. Blond włosa dziewczyna właśnie posprzątała po kolacji, karooki w tym czasie udał się do swojego pokoju. Cisza panująca w tym domu była przerażająca.

Szybko zapieczętowała swoje rzeczy w zwoju, który wrzuciła do kieszeni płaszcza. Omiotła wzrokiem pokój, bezuczuciowym wzrokiem spojrzała na drzwi. Jej serce zabiło szybciej na myśl o tym że on jest w pokoju naprzeciwko. Dobrze było spotkać go po tylu latach nawet mogłaby tu zostać, ale Itachi nie jest już tym kim był. Musiała się z tym pogodzić.

Otworzyła drzwi od balkonu wciągnęła powietrze. Tak, musi iść.

Lekko zeskoczyła na ziemie i od razu puściła się biegiem w stronę lasu.

Noc nie pomagała jej. Chmury zasłaniające jedyne źródło światła, księżyc, zmówiły się przeciwko niej. Nie równe i zachłanne oddechy przerywały cisze na zmianę z łamanymi gałęziami pod jej stopami.

Drzewa o tej porze z pięknych i przyjemnych stały się widmami o różnych kształtach nadawanych przez wyobraźnie. Od czasu do czasu odwracała się za siebie, by sprawdzi czy nie udał się jej śladem.

Musiała przyznać że starszy z braci Uchiha był niezwykle inteligentny, nie spodziewała się że w około posiadłości będzie tyle pułapek. Jednak cudem dało jej się pokonać te zabezpieczenia, jednocześnie podnosząc alarm i informując o swojej ucieczce.

Nogi ugięły jej się ciężko opadła na ziemie. Jej stałe tempo pozwoliło na chwile odpoczynku, miała trochę przewagi. Nie równy oddech przecinał cisze, oparła głowę o pień drzewa. Skrzywiła się gdy zobaczyła parę śpiących nietoperzy nad nią, ale nie miała siły się podnieść. Przymknęła oczy. Obiecała sobie że odpocznie pięć minut i ruszy w dalszą drogę.

Nie trwało to długo, poderwała się szybko. Słyszała szmery i w cale nie było to jakieś zwierze. W jej umyśle trwała debata, czy to Itachi, a może ktoś inny, a przede wszystkim jaki ten ktoś ma do niej nastawienie.

Zacisnęła zęby.

- Kim jesteś i co tu robisz ? – Po chwili stała otoczona całym oddziałem z Sunagakure, jeden z nich wydawał jej się znajomy jednak było zbyt ciemno by mogła to powiedzieć z przekonaniem. Po za tym jak na ANBU przystało mieli na sobie maski.

- Ja..ja.. Musze dotrzeć do Konoha albo do Suny i to natychmiast – Zaczęła się nerwowo obracać dookoła, miała złe przeczucia. Grupa ludzi wybuchła głośnym śmiechem, a ona ledwo co kontrolowała swoje ciało.

- W tej okolicy widziano Akatsuki, a ty chodzisz sobie po lesie od tak po nocy i żądasz abyśmy wskazali Ci drogę do wioski ? Jesteś ich szpiegiem ! Brać ją ! – Zaklęła. Wszyscy jak na zaklęcie ruszyli w jej kierunku, Itachi miał racje w takim starciu nie miała szans. Głównie odpierała ataki od czasu do czasu wyprowadzając ciosy, nie była wstanie użyć żadnego jutsu, było ich za dużo.

Jeden z nich uderzył ją w splot słoneczny, straciła na moment oddech. Wykorzystali to, leżała na ziemi obezwładniona przez kapitana oddziału. Pociągną ją brutalnie za włosy, krzyknęła. Nic jednak to nie dało wywołując jedynie śmiech swoich przeciwników.

- Puść ją.. – Jej źrenice zmniejszyły się. Ten głos paraliżował, nawet jej oprawcy zamilkli. Za drzewa wyłonił się Itachi w płaszczu Akatsuki, który delikatnie powiewał na wietrze. Poczuła słone łzy na policzku, przyszedł, odnalazł ją.

- Itachi Uchiha.. Brać go! – To były ostatnie słowa wypowiedziane przez ich kapitana oraz ostanie słowa jakie ten oddział usłyszał.

Walka trwała kilka minut. Z przerażeniem patrzyła na rzeź dookoła, wszyscy leżeli martwi na ziemi w kałużach krwi. On stał nad nimi jak kat napawając się tym widokiem, cofnęła się w tył.

Jej ciało podniosło się do góry, trzymał ją zakrwawionymi dłońmi patrząc na nią jak na psa który swoją ucieczką przyniósł właścicielowi same problemy. Przełknęła ślinę spuszczając wzrok, on jednak bez słowa ruszył w dobrze znanym jej kierunku.

Sama nie wie kiedy zasnęła.



Nowy dzień powitał ciepło ziemie, wiatr postanowił dać sobie dziś spokój. Ptaki od dawna zaczęły śpiewać, a mieszkańcy lasu po ciężkiej nocy znów wyszli ze swoich kryjówek.

Otworzyła oczy. Pożałowała tego, skronie bolały ja tak samo jak głowa i reszta ciała. Załamana patrzyła na sufit, ten sam który zeszłej nocy planowała pożegnać. Była bez silna.

Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi, nie zdążyła odpowiedzieć, a one już się otworzyły.

Zdziwiła się gdy zaraz za Itachim do pomieszczenia wszedł Kisame. Musiał wrócić rano.

- Masz jedz – Na szafce nocnej pojawiła się tacka z kanapkami, zerknęła na nią z obrzydzeniem.

- Nieźle się dałaś mała poturbować – Jak zawsze uśmiechnięty Kisame usiadł na łóżku i próbował rozluźnić atmosferę. Jednak była ona grobowa.

Megami starała się uciekać wzrokiem byle by tylko nie patrzeć na karookiego, on jednak patrzył na nią z chłodem. Nie taki kiedyś był w stosunku do niej.

Przypomniała sobie jak kiedyś na polanie siedziała z nim i jego bratem. Sasuke nieudolnie trenował rzuty do celu, a oni siedzieli na trawie śmiejąc się i podziwiając błękit nieba. Pamiętała jeden gest, który na zawsze poruszył jej serce. Itachi powiedział jej że ona i jego brat są najważniejszymi osobami w jego życiu i chce żeby byli bezpieczni, obiecała mu że zajmie się Sasuke nawet za cenę swojego życia. Tydzień później dowiedziała się o masakrze klanu i o ucieczce Uchihy z wioski.

- Kisame zostaw nas samych – Po długiej ciszy zamyślony Itachi spojrzał na swojego towarzysza. Megami z błaganiem w oczach spojrzała na rybowatego jednak ten bez słowa wyszedł rzucając jej ciepłe spojrzenie. Zamknęła oczy spodziewając się jego wybuchu.

- Dlaczego uciekłaś ? – Cisza. Nie chciała z nim rozmawiać.

- Meg spójrz na mnie.. – Zdziwiła się pierwszy raz odkąd tu jest tak ją nazwał, mówił tak do niej jak byli dziećmi. Nawet jego głos stał się mniej chłodny, a nawet ciepły. Z wielką niechęcią spojrzała w jego tęczówki zastanawiając się nad odpowiedzią na to pytanie.

- To nie jest mój świat, może twój.. Ja chce spokoju, chce wrócić do domu, zyskać siłę, wstąpić do AMBU, odnaleźć i sprowadzić twojego brata oraz mieć normalną rodzinę! Nie chce żyć pod jednym dachem z poszukiwanymi mordercami! – Uniosła się, chciała powiedzieć mu wszystko co czuła przez te siedem lat. Jakie jego odejście było dla niej trudne, jak czół się jego brat. Jednak zamilkła, odwracając wzrok.

- Po co chcesz sprowadzić mojego brata ? – Słychać było kpinę w jego głosie, a to zirytowało ją jeszcze bardziej.

-Bo złożyłam przysięgę kilka lat temu! Jego Bezpieczeństwo stało się dla mnie ważniejsze niż życie ! – Widać było że trochę się zmieszał. Zawsze wiedział że blondynka była sumienna i dotrzymywała słowa, ale wydawało mu się że to co zrobił anulowało ich umowę. Teraz on spuścił wzrok, ona natomiast starała powstrzymywać łzy każdymi siłami.

- Nasza umowa jest już nieaktualna, nie musisz opiekować się moim bratem. Jest dorosły poradzi sobie.. A co do powrotu do domu.. – Słowa Ne chciały wyjść przez zaciśnięte zęby. To dla niego też było trudne, jej pojawienie się przywołało widma przeszłości o której pragną zapomnieć. Jednak jej obecność napełniała go również spokojem i wywoływała szczęście, które starał się jak najbardziej przed wszystkimi ukryć. Nie mógł jej jednak zatrzymać na siłę po tym wszystkim, nie zważając na to jak bardzo, by chciał.

- A co do powrotu do domu.. Jeśli masz ochotę Kisame jutro zmierza w stronę Suny. Możesz iść z nim nie zatrzymuję Cię.. – Nie czekał na odpowiedź wyszedł, a ona nie była w stanie ogarnąć swoich myśli. Galopowały po jej głowie przynosząc jedynie ból, rozważała za i przeciw. To jednak nie była decyzja, którą mogła podjąć od tak, potrzebowała czasu którego nie miała.

Kilka godzin Megami przeleżała w łóżku. Była przebrana w piżamę choć wyszła w innym ubraniu, ale nie miała zamiaru głowić się nad tym jakim prawem Itachi ja rozebrał i ubrał w piżamę. Nie miała na to czasu, zresztą tak jak na przebranie się w normalne ubranie. Cicho wyszła z pokoju i ruszyła do kuchni.

- Megami możemy porozmawiać? – Gdy tylko przekroczyła próg usłyszała dochodzący z tarasu głos Kisame, westchnęła zrezygnowana. Czy oni nie mogą dać jej świętego spokoju?

- Słucham o co chodzi ? – Usiadła na jednym z miękkich foteli, naprzeciwko rekina.

- Itachi powiedział mi że jutro ruszasz ze mną do Sunagakure, to prawda – Przymrużyła oczy ze złości. Dał jej wybór podejmując jednocześnie za nią decyzje, to do niego podobne.

- Sama nie wiem… Na pewno będą mnie przesłuchiwać jak wrócę, pytać o ten oddział ANBU, o was, gdzie byłam, a ja nie mam siły na takie rozmowy.. Z drugiej strony nie zrozum mnie źle, ja nie jestem częścią waszego świata, a wy mojego. Nie przywyknę do życia z mordercami pod jednym dachem.. – Załamana schowała twarz w dłoniach. Słyszała jak wstaje i przesiada się obok niej na fotel, poczuła jego dłoń na swoich plecach. Ulżyło jej wiedząc że Kisame jest inny że toleruje ją i stara się jej pomóc, ale nie zmienia to faktu że jest kim jest.

- Jeśli mogę Cię o coś prosić to zostań. Wiem to nie łatwa decyzja, ale dobrze to zrobi Itachi’emu i tobie, ale zrobisz co będziesz uznawała za słuszne… – No tak bardzo jej pomógł liczyła na to że to on wyraźnie zasugeruje jej co powinna zrobić, ale on też dał jej wybór. Megami zawsze bała się odejmować decyzje, zawsze zważała na konsekwencje. A ta decyzja wpłynie na jej dalsze życie.

- Muszę się przejść Kisame.. – Nie zważając że była ubrana w krótkie spodenki i luźną koszulę, a na stopach miała japonki zeszła po schodkach do ogródka zostawiając mężczyznę samego na fotelu. Ruszyła w stronę lasu.

- Kurwa !!! Auuuuuu! – Poderwała się jak oparzona. Znalazła jakiś kunai więc rzuciła go przed siebie, nie był to dobry pomysł trafiła w kogoś. Rozejrzała się dookoła powinna ruszyć do domu ostrze Uchihe i Kisame. Jednak oni już ją widzieli.

- Ty mała ! CO ty tu robisz ?! – Z krzaków wyłonił się wściekły siwowłosy mężczyzna o cudownie fiołkowych oczach, a za nim drugi, niższy z maską na twarzy i zielonych oczach. Oboje mieli na sobie płaszcze z czerwonymi chmurkami, a więc byli z Akatsuki.

Zerknęła na udo tego siwowłosego. Miał dziurę w spodniach z której lała się krew, dość mocno w niego rzuciła. Itachi ją zabiję, przełknęła głośno ślinę.

- Gomen! Gomen! Nie chciałam.. – Spojrzeli na nią dziwnie, a ten siwowłosy uśmiechną się zalotnie. Ciarki ją przeszły jednak nic nie powiedziała.

- Rusz się Hidan, mamy zadanie..- Niski i chrypliwy głos tego niższego ją przeraził.

- Już Kakuzu.. – Nagle jej ciało uniosło się. Krzyknęła zdezorientowana, siwowłosy przerzucił ją sobie bez trudu przez ramię i ruszył za towarzyszem. Próbowała tłumaczyć im że nie szpieguje że była na spacerze, ale nie słuchali.

Z hukiem wylądowała na podłodze w kuchni tuż pod nogami Kisame i Itachi’ego. Rybowaty wydawał się rozbawiony tą sytuacją, a po twarzy jego towarzysza dało się wyczytać narastającą irytacje. Podniosła się z podłogi i otrzepała.

- Uchiha chyba Ci się insekty przy domu zalęgły..- Rozbawiany Hidan patrzył na nią z pożądaniem.

- Chyba nie Hidan, to przyjaciółka Itachi’ego z dzieciństwa. Mieszka tu – Mina siwowłosego była bezcenna gdy usłyszał te słowa od ucieszonego Kisame. Jednak nie wiele mógł się pocieszyć, bo lodowe spojrzenie Uchihy wprowadziło zimną atmosferę.

- Co ci się stało w nogę? – Spuściła wzrok, zapomniała o tym małym wypadku.

- Twoja podopieczna bawiła się w lesie nożami, trzeba przyznać ma cela.. – Wzrok bruneta spoczywał teraz na jej skruszonej osobie.

- Opatrz go w tej chwili..

- Itachi sam to zrobię..

- Nie ona ma to zrobić w tej chwili, apteczka jest w łazience na korytarzu. Potem idź do siebie możesz tam zostać aż do kolacji – Zacisnęła zęby, dlaczego znów ja tak traktuje. Bez słowa jednak skinęła głową i razem z siwowłosym udała się do łazienki.

Opatrywanie jego rany trwało chwile jednak była to dwuznaczna sytuacja. Jednak to że klęczała przed nim, a on miał spuszczone spodnie w żaden sposób nie przeszkadzało siwowłosemu. Gdy skończyła on udał się do salonu, a ona od razu zamknęła się w swoim pokoju.

Ranek następnego dnia przyniósł wszystkim wiele niespodzianek. Megami powiedziała Itachi’emu że zostaje z nim w posiadłości, ku uciesze Kiasme i rozczarowaniu Hidana. Zaraz po śniadaniu mężczyźni ruszyli w drogę, jak się okazało następnego ranka Itachi ma ich dogonić.

Nawet po śniadaniu i wyjściu towarzyszy karookiego dziewczyna nie miała chwili spokoju, Itachi zarządził trening za dwadzieścia minut na polanie.

Nie spóźniła, się była punktualnie, on zresztą też.