poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział XII



" Byłem przerażony. Owszem, zapewniali, że to nie moja wina, ale to nie złagodziło mojej rozpaczy. Rozpaczy, którą musiałem zdusić, aż stała się częścią mnie. Bólu, który do mnie przylgnął"  - Kim Harrison



Rozdział XII



 Niebo. To na pewno było niebo, bo gdzie może być równie pięknie?
Uśmiechnęła się oczarowana otaczającym ją urokiem i pięknem. Zamknęła oczy rozkoszując się tą chwilą, czuła jak każda komórka jej ciała chłonie ją jakby była ostatnią w jej życiu. Zaciągnęła się zapachem ramenu, który unosił się z małej budki pod nimi. Otaczały ją miliony rozświetlonych lampionów oraz tłum ludzi kłębiący się pod jej stopami, widziała ich chodź oni nie mogli powiedzieć tego samego. Spojrzała na granat nieba, który rozświetlały gwiazdy. Lubiła oglądać konstelacje w dzieciństwie Itachi ją tego nauczył.
- I jak Ci się podoba? - Jego ciepły oddech wywołał dreszcze, był tak blisko niej. Nie czuła w jego głosie zimnego chłodu lecz cichy, subtelny i drżący jakby stresował się jej obecnością.
- Jest pięknie - Jej perłowy głos rozwiał się po okolicy. Była zachwycona miejscem w którym się znalazła, a mianowicie stała na dachu najwyższego i najpiękniejszego budynku w całej wiosce. Ta chwila była magiczna zupełnie jakby wyjęta z romantycznego filmu.
 Oboje stali oparci o barierkę dachu otoczeni masą kwiatów, właściciele budynku założyli na dachu przepiękny ogród z małą altanką. Podziwiali festiwal oraz śmiali się z ludzi, którzy wydawali się armią mrówek. Megami jednak nie potrafiła cieszyć się w pełni tą chwilą, miała dziwne przeczucie że ta noc nie będzie taka jak zaplanowali, a on wyraźnie to dostrzegł.
- Co się stało? - Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Ostrze błysnęło groźnie w mroku, pchnął ją na barierkę, a sam odskoczył pod niewielki kwiat. Dziewczyna spojrzała przerażona w dół mocno trzymając się balustrady przez, którą prawie przeleciała. Do ziemi miała około pięciu pięter, a więc ten lot mógłby być jej ostatnim.
- Itachi uważaj !!! - Jej krzyk przeciął ciszę podobnie jak fala ostrych shurikenów lecących w stronę karookiego, który zrobił salto w tył unikając draśnięcia przez noże. Spanikowana rozejrzała się, by móc odnaleźć wzrokiem napastnika, ale wydawało się jakby zostali zaatakowani przez powietrze.
- Piękna scena, przepraszam że przeszkodziłem - Jak z podziemi wyłoniła się czwórka ludzi, jeden stał przed pozostałymi i chodź mieli na sobie płaszcze z kapturami ciężko było ich nie rozpoznać.
Sasuke. szepnęła bezgłośnie, za to Itachi wymówił to imię na głos z lekką kpiną i obojętnością.
- Czego tu szukasz? Uważasz że jesteś w stanie mnie pokonać, młodszy, głupszy braciszku? - Jego obelgi wyraźnie zdenerwowały napastnika, ale starszy Uchiha wydawał się być oazą spokoju. Stał nieugięty mierząc się z bratem na wzrok. Meg nawet nie zauważyła, kiedy z rękawa Sasuke wysunęła się katana, a on ruszył na brata. Widziała tylko iskry lecące spod stali, którą Itachi szybko zablokował cios. Skąd on w ogóle miał broń?!
To było dla niej za szybko, podziwiała ich szybkie ruchy niczym mrugnięcie oka w sercu modląc się, by wygrał Itachi lub, by znalazł dobry sposób na zniknięcie stąd.
- Meg za tobą! - Krzyk starszego Uchihy rozniósł się echem, odwróciła się z nadzieja że będzie szybsza. Dostrzegła za sobą zamachującego się chłopaka oraz wielki miecz błyszczący w świetle księżyca. Zamknęła oczy - nie zdąży uciec.
Poczuła jak coś odpycha ją w tył, boleśnie wylądowała na plecach, ale nie czuła uderzenia miecza. Otworzyła szybko oczy podnosząc się z ziemi. Zobaczyła tylko zarys sylwetki oraz Samehade.
- Kisame - Szepnęła widząc jak niebieski odpiera ataki przeciwnika bez najmniejszego problemu. Skąd on wiedział gdzie są? Nie mogła się nad tym długo zastanawiać i cieszyć się jego obecnością na polu walki. Skoro Kisame i Itachi zajęli się dwójką została jeszcze kolejna dwójka. W ostatniej chwili zrobiła unik, obok niej wylądowała czyjaś pięść robiąca zagłębienie w kafelkach tarasu, przeraziła się tak wielkiej siły. Nacierał na nią rudowłosy chłopak, ale w trakcie biegu dostrzegła w nim zmianę. Jego przeklęta pieczęć uaktywniła się, a on zmienił się w potwora z rogami. Odskoczyła w tył blokując jego atak. Spanikowała widząc w jego oczach żądze krwi oraz ślinę cieknącą z ust. Jego potworny śmiech paraliżował jej ciało.
Uniknęła jego ciosu wyprowadzając piękną kontrę trafiając prosto w jego brzuch, odleciał kilka metrów w tył jednak niewiele to dało. Jego mocny zamach i szarża wprost na nią sprawiła że uderzyła głową w donice jednego z kwiatów.
Podszedł do niej trzymając w rękach olbrzymi wazon. Nie widziała za dobrze, obraz zaczął tracić ostrość.
- Zabierz ją stąd! - Usłyszała czyjś głos z oddali. Chciała walczyć, bronić się, ale ciało było zbyt ciężkie. Czuła jak mięśnie odpuszczają dalszą walkę, zaraz po nich podawać się zaczęła świadomość.
- Itachi.. - Szepnęła, a bynajmniej tak jej się zdawało. Z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk, zaczęła ogarniać ją ciemność. Powieki stawały się cięższe z każdą sekundą. Gdy podniósł ją z ziemi na wpół przytomną miała wrażenie jakby leciała na skrzydłach w stronę nieba. Plamy zaczęły się powiększać aż obraz kompletnie nie zniknął.


 Minęły trzy tygodnie od festiwalu Lata. Ślad po Megami przepadł, gdyby nie wspomnienia można, by było sądzić że w ogóle nie istniała w jego życiu.
 Mężczyzna stał na balkonie, widać było jakby przynajmniej od kilku dni nie zmrużył oka. Jego włosy były potargane i rozwiewane przez wiatr, cera blada bardziej niż zwykle, a wory pod oczami były prawie sine. Z jego ust wyleciał dym. Nie palił od czterech lat, ale w tej sytuacji papierosy stanowiły jedyne uspokojenie.
Zdruzgotanym wzrokiem lustrował otaczający go las, miał świadomość że gdzieś w tych gęstwinach ona jest i czeka na niego. Serce mu omal nie stanęło gdy wrócił do posiadłości i uświadomił sobie że to nie żart, że nie był w stanie jej obronić.
- Od kiedy palisz? - Jakby znikąd za jego plecami wylądowała postać w czarnym płaszczu z czerwonymi chmurami. Zagryzł wargi z gniewu. Jak mógł się zniżyć do tego poziomu, by prosić go o cokolwiek. Jednak w tej sytuacji  jego duma się nie liczyła, zaprzedałby duszę samemu diabłu gdyby mógł ją odzyskać.
- Nie czas na twoje wygłupy Madara, muszę znaleźć te dziewczynę nim będzie za późno.. - Twarz mężczyzny była zasłonięta pomarańczową maską z otworem na oko, ale po mimo tego wiedział że na jego twarzy widnieje perfidny uśmiech triumfu. Zgasił papierosa na barierce, wyrzucając go przed siebie i odwracając przodem do rozmówcy. Czarne włosy jego towarzysza delikatnie rozwiały się przez podmuch wiatru, a w jego oczach zalśnił czerwony błysk. Sharingan.
- Czyżbym poznał twoją słabość Itachi? Kogo jak kogo, ale Ciebie nie posądzałbym o jakiekolwiek wyższe uczucia do kobiety.. - Jego niski śmiech rozniósł się dookoła,  po mimo tego że była to wyraźna prowokacja starał się zachować spokój. Jego krewny był jedyną osobą, która mogła odnaleźć jego ukochaną. Zacisnął pięść mierząc go morderczym wzrokiem.
- zgoda, niech Ci będzie, pomogę odnaleźć te dziewczynę.. - Nie skończył mówić, a zniknął tak nagle jak się pojawił. Kamień z serca spadł karookiemu, ale dalej stał w miejscu. Wyciągnął kolejnego papierosa z paczki, zaciągając się szarym dymem. Obserwował jak leniwie ulatniał się w górę, tak samo jak każda przeżyta z nią chwila.
- Znajdę Cię, obiecuję.. - Szepnął do siebie, a potem znów przyłożył papierosa do ust kolejny raz zaciągając się najgłębiej jak mógł.

Wesołych Świąt !!!

Najserdeczniejsze życzenia.
Cudownych świąt Bożego Narodzenia,
Ciepła i wielkiej radości,
Miłych oraz hojnych gości, 
Pod choinką dużo prezentów, 
A w waszych sercach dużo sentymentów! 

Pozdrawiam wszystkich tych, którzy czytają mojego bloga za co serdecznie dziękuje, życzę również tym którzy prowadzą swoje blogi weny i dużo pomysłów. Mam nadzieje że nasze święta po mimo braku śniegu będą udane, a sylwester niezapomniany! 
Wesołych Świąt !!!


czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział XI


"Wojna. Kto jej nie poznał, nie wie, co się naprawdę, kryje się w człowieku" - Carlos Ruiz Zafon 



Rozdział XI


 Spodziewała się go, mówił zanim wyszedł że zajrzy do niej jeszcze. Uśmiechnęła się delikatnie na jego widok zamykającego cicho drzwi, widziała jednak po nim coś złego. Cień wątpliwości, obawę i lęk na jego dotąd zawsze kamiennej twarzy. W głowie pojawiało się tysiące przypuszczeń i scenariuszy jakie mogły wzbudzić w nim te emocje, jednak ta prawdziwa nawet nie przemknęła gdzieś w ciemnym kącie jej umysłu.
Cicho, bez słowa położył się na łóżku obok niej, jego silne ramiona objęły jej talie, głowę położył w zgięciu między szyją, a barkiem.
- Coś się stało? - Szepnęła lekko zdziwiona jego zachowaniem. Ten zwykły i prosty gest z jego strony dawał jej fale radości i szczęścia, ale również powódź obaw. Nigdy się tak nie zachowywał, na pewno chciał jej coś powiedzieć.
- Chciałem Ci coś powiedzieć, ale może to zaczekać... Na razie chcę trochę odpocząć, misja była ciężka - Odetchnęła z ulgą rozluźniając, napięte dotąd mięśnie. Jej ręka przejechała po jego włosach i policzku, cieszyła się że nie stało się nic poważnego i że przyszedł do niej po to, by odpocząć.
 Zamknął oczy. Nie wiedział czy to przez jej tak przyjemny dotyk, czy może ze wstydu. Okłamał ją, musiał po raz kolejny ją oszukać.
Był zwykłym tchórzem, który nie umie wyjawić przed światem swoich uczuć. Od zawsze uważał że przyzwyczajenie, uczucia są ograniczeniem samego siebie, ale myśl że byłby ograniczony właśnie przez nią nie przerażała go, a wręcz cieszyła.
Czuł jej puls, zapach jej włosów, widział jak jej klatka piersiowa unosi się i opada powoli, jak jej dłoń gładzi jego policzek. Zaciągał się tą chwilą jakby była dla niego pierwszą i ostatnią, nie myślał już o powiedzeniu jej tego wieczora o czymkolwiek, chciałby ta chwila trwała nieprzerwanie.
Uniósł się na łokciach patrząc jej głęboko w oczy, były piękne jak zawsze. Kochał w nie patrzeć uspokajały go i to dla nich chciał pokazywać swoją najlepszą stronę, stronę która zachowała jeszcze cześć społeczeństwa.
Chwycił jej podbródek i powoli zbliżył w swoją stronę, zamknął oczy czując jej miękkie i rozgrzane wargi pod swoimi, zimnymi i spragnionymi miłości. Jej język zaczął gorączkowo siłować się z jego, jednak on chciał by ta chwila była magiczna i trwała jak najdłużej, nie miał zamiaru tylko wyładować na niej swoich fizycznych potrzeb, bo nie taka była jej rola. Całował ją delikatnie i subtelnie, czując to ona również zwolniła. Oboje czuli się jak w zaczarowanym świecie, który tego wieczora należał tylko do nich.
- Muszę Ci coś powiedzieć - Oderwał się od niej gwałtownie, nie chciał przerwać tej sceny, ale czuł że był to odpowiedni moment. Spojrzała na niego zamglonym wzrokiem leżąc przygnieciona jego ciałem, jej miednica była idealnie złączona z jego i chodź opierał się o nią wcale jej nie ciążył.
- Proszę, powiesz rano. To może poczekać do rana... - Zacisnął pięści, ale skinął głową potwierdzając jej słowa. Nie miał ochoty przerywać tej chwili wyznaniami, które mogły nie być odwzajemnione. Chciał tej nocy ostatni raz bez względu na swoje uczucia i jej. Spędzić miło tą noc, spędzić ją leżąc obok niej i podziwiając jak śpi otulona jego ramieniem i blaskiem księżyca.

 Ranek był przyjemny. Słońce świeciło jasnymi promieniami, których nie zakłóciła ani jedna chmura, wiatr delikatnie głaskał liście na potężnych drzewach. Z lasu słychać było odgłosy ich mieszkańców, śpiew ptaków, sarnę przemieszczającą się między zaroślami, dzięcioła stukającego w korę dębu. Ten świat był dla niej czarujący pod każdym względem. Uśmiechnęła się na sam widok.
- Jak myślisz czy są inne równie piękne światy co ten?- Szepnęła przekręcając się przodem do niego zostawiając za plecami okno, któremu się do tej pory przypatrywała.
Uśmiechnął się delikatnie patrząc w jej szczęśliwe oczy, tak bardzo inne niż te, które zastał wczoraj. Przestraszone i zranione.
- Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Żyję, bo żyję. Nie zastanawiam się nad urokiem tego świata - Spojrzała na niego zdziwiona. Jak można nie podziwiać świata, przecież to piękna magia dana im na wieki.
-  Dlaczego, nie? Świat jest piękny, tylko ludzie są różni..- Ostatnie słowa szepnęła ciszej nie chcąc żeby usłyszał, przecież chodziło takich ludzi jak on, a właściwie zajmujących się tym co on.
- Meg, ten świat może i jest, ale świat który ja poznałem był inny... Przepełniony gniewem, wojną, krwią i śmiercią. Agonią innych, którą zauważało się na każdym kroku, obraz wojny, którą przeżyłem nie pozwolił mi zmienić obrazu postrzegania obecnej rzeczywistości. Ty ją widzisz, bo nie przeżyłaś tego co ja, nie zabijałaś żeby przeżyć, a ja musiałem i stałem się potworem... - Spojrzała na niego smutno. To prawda, wojna zmieniła go w zimnego pacyfistę, który używał przemocy - bo musiał.
Wyrzekł się pokazywania swoich uczuć światu, bo był to objaw słabości. Kto jak kto, ale ona doskonale wiedziała że Itachi Uchiha zdecydowanie nie jest osobą, która pokazuje słabość, był silny i dumny. To nie pozwalało mu zniżyć się do poziomu zwykłego szarego człowieka, bo był ponad nim, niczym młody Bóg. I tak go postrzegała. Silnego, młodego, pięknego wojownika na podobieństwo bóstwa, zwykłe ziemskie czyny nie były dla niego wszystko co robił było wielkie, wyniosłe i wspaniałe w jej oczach. Stał się dla niej kimś na wzór Boga, jej własnym centrum wszechświata. Oczywiście w życiu nie miała zamiaru mu tego powiedzieć,  wyśmiałby ją. Poniżyła, by się tylko i spotkałoby ją odtrącenie. Nie chciała tego w żadnym wypadku, wolała udawać że tak jej dobrze żeby tylko zatrzymać go przy sobie. Wiedziała że to na razie jedyny sposób i nie miała zamiaru się poddać, chciała być tak silna jak on.
- Nie wiem czy umiałabym wytrzymać coś takiego, nie chciałabym poznać takiego świata jak ty. Tyle cierpienia i biednych ludzi dookoła, nie zniosłabym tego widoku. Cieszę się że nie ma wojny, a wszystkie nacje utrzymują pokój i właśnie dlatego nie rozumiem po co jest wasza organizacja.. Słyszałam że ma zaprowadzić pokój, ale przecież pokój istnieje od wielu lat, a tacy jak wy podcinacie jego korzenie, nie rozumiem..
- To nie jest dobry pomysł żebyśmy rozmawiali na te tematy, powiem Ci jedynie że pokój panujący dla Ciebie w naszym świecie przestał istnieć, już od dawna. Nie zauważyłaś? Wszystkie nacje prześcigają się wzajemnie w zdobywaniu ziemi, w udoskonalaniu wojsk. To wszytko doprowadzi do kolejnej wojny, ludzka arogancja, pycha i chęć władzy. Wojna jest naturą człowieka od zawsze, rywalizacja napędza nasze istnienie wywołując więcej konfliktów, nie da się im w żaden sposób zapobiec tak długo jak ludzie będą żyli.. - Jego dłoń przejechała po jej nie ułożonych włosach, uśmiechnęła się blado w jego stronę. Megami zastanawiała się jak bardzo Trzecie Wielka Wojna Ninga zniszczyła go, jego psychikę. Zamieniła go w człowieka nie umiejącego marzyć, człowieka, którego świat jest czarno-biały i schematyczny. Był prawie jak maszyna. Jeśli miał zadanie do wykonania to wykonał je tak jak miał przyazane nic więcej żadnej ingerencji własnej, praca w ciągłym szablonie, schemacie zatrzymującym piękno świata.
Zrobiło jej się go żal, ale wiedziała że nie powinno. Jego dłonie były splamione ludzką krwią po mimo to pozwalała, by te same dłonie nocami dotykały i pieściły jej ciało. Zastanawiała się czy przez to ona też stała się zła, czy tylko wymyśliła sobie to?
Była pewna jednego, cokolwiek się stanie będzie mu wierna, miłość zobowiązuje. Jej kajdany są bolesne i ciężkie nie raz pchają człowieka na samo dno, Megami miała nadzieje że jeśli spadnie dostatecznie szybko jej kajdany pękną dzięki upadkowi o ziemię. Oby tak się stało, albo kajdany, albo ona. Zdecydowanie wolała te pierwszą opcję.
 Pół godziny później oboje zeszli do kuchni zastając brudne naczynia rozwalone w zlewie, świadczyło to tylko jedno. Kisame zjadł śniadanie sam i jak zawsze nie chciało mu się pozmywać.
Niezadowolona dziewczyna położyła na stole to czego rybowaty nie mógł zmieścić, swoją drogą podziwiała go. Nie widziała dotąd nikogo z takim apetytem.
- Smacznego - Szepnęła i zabrała się do jedzenia kanapki tak, by nic z niej nie spadło na nią plamiąc ubranie i kompromitując w oczach Uchihy.
- A może zrobimy dziś w południe wspólny trening, a wieczorem, oczywiście jeśli będziesz chciała... ee może.. albo...
- O co chodzi Itachi? - Dostrzegł ten błysk nadziei w jej oczach, ten, który próbowała za wszelką cenę przed nim ukryć. Przełknął ślinę siląc się na obojętny ton.
- Może masz ochotę udać się ze mną do pobliskiej wioski, mam tam sprawę do załatwienia, a przy okazji jest tam również eee... Festiwal Lata i możemy się przejść, tak wiesz.. żeby wyrwać się od codziennej rutyny - Musiała przyznać że z trudem powstrzymywała śmiech, jego jąkanie, niepewność siebie. Widać że był całkiem zielony jeśli chodzi o zapraszanie dziewczyn gdziekolwiek, ale było to na swój sposób urocze.
- Jasne możemy iść - W tym momencie oboje odwrócili się do tyłu, Kisame z szybkością pantery wpadł do kuchni z szerokim uśmiechem.
- Mówicie o Festiwalu Lata?! Z miłą chęcią pójdę z wami, zawsze chciałem iść na Festiwal Lata! Nie macie nic przeciwko? - Jego entuzjazm wyraźnie zażenował karookiego, a blondwłosą zbił z topu. Itachi oczywiście pierwszy się otrząsnął i tym samym obojętnym tonem rzekł, chodź w głębi był wściekły wtrącaniem się Kisame. Spojrzał na Megami.
- Oczywiście Kisame, nie będziesz przeszkadzał prawda Megami?
- Oczywiście że nie to będzie świetna zabawa, dziękuje za zaproszenie, myślę że faktycznie nam to dobrze zrobi. Powoli zaczynam się nudzić w tym domu prawie sama.. - Miała uśmiech na twarzy mówiąc te słowa  chodź w duszy krzyczała mając ochotę pociąć rybowatego na kawałki jego własnym mieczem. Jak mógł się wprosić? Pierwszy raz Itachi ją gdzieś zaprosił, a on zachowywał się jak małe dziecko. No cóż musiała jednak udawać wesołą ze wspólnego wyjścia, przynajmniej trening spędzi sam na sam z Uchihą.

 - Mówię Ci Kiris, to najgorszy dzień jak do tej pory! - Rzuciła się na łóżko załamana, ptak siedzący na komodzie spojrzał na nią zdziwiony. Itachi powiedział że może zatrzymać kruka u siebie więc postanowiła nadać mu imię, Kiris na pamiątkę jej pierwszego psa. Zdziwiło ją to że nawet polubiła wredne ptaszysko.
 Była wściekła. Poszła na trening na polane razem z Itachim i już miała zaczynać z nim walkę gdy nagle znikąd pojawił się Kisame. Oczywiście ze swoim uśmiechem, który z miłą chęcią zmyłaby mu z twarzy.
Niebiesko skóry zaproponował że to on z nią zawalczy, a Itachi w tym czasie skoryguje jej błędy. Nie sposób nie zgadnąć że potomek klanu Uchiha bez wahania przystał na jego propozycję karząc zacząć im walkę.
Na domiar złego wodne jutsu Kisame kompletnie ją wykończyły, a jeszcze mieli iść dziś na ten festiwal. Może i by znalazła w sobie siłę gdyby nie prawie dwumetrowy szczgół, a mianowicie ich przyzwoitka- Kisame.
Znalazła w sobie siłę i wstała z łóżka, by zniknąć za drzwiami łazienki. Wiedziała że nie jest to wielkie i wytworne przyjęcie, ale chciała zrobić na Itachi'm wrażenie, a przygotowania zajmą długo. Nie zwlekała i już podczas kąpieli staranie zaplanowała swój strój.
 Odgłos obcasów odbijał się od drewnianych schodów w przedpokoju, nawet w kuchni słyszeli go zniecierpliwieni mężczyźni. Nie mogli się doczekać obecności dziewczyny, która spóźniała się dobre dwadzieścia minut, co było dziwne ponieważ należała do osób punktualnych.
- Przepraszam za spóźnienie - Gdy wyłoniła się za ściany, myśleli że oboje padną. Kisame i Itachi patzryli na nią jak na anioła w ludzkiej skórze, subtelnego. pociągającego i niebezpiecznie ponętnego. Całą kuchnię wypełniła duszna atmosfera, przesłodzona zapachem jej słodkich niczym maliny perfum.
- Jak wyglądam? - Zapytała nieśmiało zdziwiona ich nietypową reakcją.
- Wyglądasz super! - Kisame był pod jej urokiem. Megami zastąpiła zawsze spięte w kok lub kucyka włosy na rozpuszczone z falującymi lokami, makijaż, który dotąd  był tylko tuszem na rzęsach wyglądał zmysłowo i delikatnie podkreślając jej tęczówki. Ubranie również powalało na kolana. Obcisłe, podkreślające jej ogromne walory legginsy oraz luźna, prawie przezroczysta koszulka, a do tego skórzana motocyklowa kurtka. Wyglądała oszałamiająco.
- Może już pójdziemy? - Była zbita z tropu, chciała zrobić wrażenie na mężczyźnie jednak ten bez słowa zmierzył ją wzrokiem, a gdy się odezwała skinął głową wstając od stołu i otwierając jej drzwi. Zamaskowała swoje zmieszanie uśmiechem gdy go mijała.

 Wiatr wkradł się między nich otulając swoim chłodnym oddechem. Zadrżała, ale nie z zimna. Podniecało ją to co działo się dookoła, długa ulica przepełniona ludźmi oraz rozświetlona milionem lampionów. Wydawało jej się jakby cała ta scena była ściągnięta z romantycznego filmu, przez zamieszanie panujące dookoła zapomniała nawet o obecności Kisame.
 Przybyli dopiero co do wioski. Jej partnerzy postanowili że dojście tam piechotą zajmie za dużo czasu przez co będą go mieli za mało na zabawę. Itachi zaproponował teleportacje i tak jak przypuszczał nikt nie protestował. Oczywiście Itachi musiał jej trochę pomóc, ale gdy zobaczyli że nie uda jej się samej kazał jej się mocno do siebie przytulić. Megami jak zawsze czując jego ciało tak blisko swojego zadrżała, ale tak jak kazał mocno wtuliła się w jego tors. Wykonał kilka pieczęci i już po chwili dołączyli do Kisame, który czekał pod bramą wioski. Razem weszli bez żadnego problemu. Mężczyźni w żadnym stopniu nie przypominali bezwzględnych i oziębłych morderców, a jedynie turystów chcących odrobinę rozrywki. Meg nie mówiła tego głośno, ale była pod dużym wrażeniem wyglądu Uchihy. Kare włosy opadały mu jak zawsze na bladą twarz, niebieska koszula jak  zawsze była idealnie wyprasowana i wspaniale komponowała się z fioletowym sweterkiem. Zwykłe czarne adidasy zamienił na czarne pantofle, a swoje stare dżinsy na czarne, eleganckie spodnie. Był wytworny i elegancki co wprawiało ją w zachwyt. Nawet jego zmarszczki dodające więcej lat niż faktycznie miał zniknęły bez śladu.
Kisame natomiast starał się nie bardzo odsłaniać ciało, był po prostu bardziej rozpoznawalny niż ktokolwiek, a oni nie szukali kłopotów. Zwykłe adidasy, dżinsy i duża bluza. Tak, to mu odpowiadało i jej zdaniem nawet pasowało.
- To co może pójdziemy na karuzele? Słyszałem że jest zaraz za sceną! - Niebiesko skóry starał się przekrzyczeć tłum chodź było ciężko, otaczały ich tłumy różnych osób o różnym pochodzeniu. Karooki mówił Megami że ten festiwal był bardzo znany i popularny wśród osób z ich kraju.
- Nie lubię karuzeli,  idź sam. Spotkamy się o dwunastej na fajerwerkach pod sceną! - Palec Uchihy wskazał olbrzymią scenę na której śpiewał mało znany zespół. Kisame skinął głową i zniknął w tłumie ludzi.
Była strasznie podniecona, czuła w swoimi żołądku przyjemne ciepło. Była sam na sam z mężczyzną oraz w obcej wiosce na festiwalu na który ciała pojechać jako dziecko, w pewnym momencie wydawało jej się że śni. Mocna dłoń Itachi'ego ciągnąca ją w tłum zaprzeczała tej opcji.
- Gdzie idziemy? - Krzyknęła mu prosto do ucha uważając, by nie potrącać przechodniów na głównej ulicy. On jednak nie zatrzymał się i puścił mimo uszu jej pytanie chodź doskonale wiedziała że usłyszy, nie miała innego wyjścia jak manewrowanie między ludźmi tuż za nim.

czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział X

" Mówisz, że dobrze mnie znasz, a jak znasz siebie?." - Itachi Uchiha 



Rozdział X


 - Jak? Co wy tu robicie? Kim jesteście? - Odskoczyła jak najdalej mogła od przybyszy starając się uporządkować nadmiar myśli. Mężczyźni zmierzyli ją zdziwionym wzrokiem.
- No co ty, Meg to przecież my.. - Uśmiechnięty Kisame patrzył na nią lekko  zmieszany, w końcu nie należał do ludzi których łatwo się zapomina.
- Nie wróciliście wczoraj? - Dalej patrzyła na nich z przerażeniem, a gdy tylko pokręcili przecząco głowami pognała od razu na górę zamykając się w swoim pokoju.
To nie możliwe. Zjechała po drzwiach na ziemię, skoro to oni to kim był tamten?
Spojrzała tępo na spakowaną torbę szepcząc jedyne imię jakie przychodziło jej do głowy.
Puk, puk.
Po chwili usłyszała pukanie dochodzące do drzwi w porę zdążyła się odsunąć, bo po chwili "gość" sam pociągnął za klamkę wchodząc do środka o mało co jej nie taranując.Zamknął za sobą drzwi i uklęknął na przeciwko. Spojrzała w jego oczy, tym razem nie mogło być pomyłki, ten był prawdziwy. Impuls emocji sprawił że zarzuciła mu ramiona na szyję, a ustami odnalazła jego, całowała go zachłannie i namiętnie. Pod jej wpływem stracił równowagę przewracając się na ziemię ciągnąc  blondynkę za sobą. Gdy tylko przeszła mu faza szoku objął ją mocno ramionami w tali przyciągając do siebie i odwzajemniając pocałunki. Ich języki złączyły się w namiętnym tańcu pożądania, przyśpieszone oddechy krzyżowały się w połowie drogi.
Odsunął się od niej patrząc ze zdziwieniem w jej rozgrzane i przerażone oczy, nie musiała mówić że stało się coś złego. Dopiero teraz poczuł drżenie jej rąk, w odpowiedzi przytulił ją jeszcze mocniej. Tak bardzo za nią tęsknił, dopiero mając ją w ramionach czuł że jest w domu.
- Poprzedniej nocy. byłeś tu. Zabrałeś mnie do swojego pokoju, powiedziałeś że.. - Mówiła z dużymi przerwami w lekkim szoku, jednak nie wiedziała czy powinna zadać mu te same pytanie. Bała się usłyszeć podobnej odpowiedzi.
- Co powiedziałem? - Jego surowy wzrok palił jej skórę żądając odpowiedzi, ale nie chciała opowiadać chodź nie miała wyboru.
- Że byłam rozrywką tylko na parę nocy, odskocznią od rzeczywistości - Starała się znaleźć w jego oczach zaprzeczenie tych słów , jednak nie znalazła nic oprócz czystej furii. Widziała jak jego oczy staja się szkarłatne z każdą chwilą, a mięśnie napinają się. Obiecała sobie że nie będzie płakała, ale łzy stały się silniejsze od niej. Zaczęły spływać hurtowo po jej bladych policzkach. Na ten widok chłopak uspokoił się zadziałało to na niego lepiej niż kubeł zimnej wody, ona cała tak na niego działała. Jednak widok jej płaczącej i roztrzęsionej nakazywał mu odnaleźć brata i policzyć się z nim.
- Nie skrzywdził Cię? - Spytał cicho starając się ją uspokoić, pokręciła tylko głową w jego ramionach mocząc płaszcz organizacji. Wielki kamień spadł mu z serca, wiedział chociaż że niczyje brudne łapska nie tknęły jej kruchego i delikatnego ciała.
 Siedzieli tak jeszcze kilka chwil, zaproponował jej żeby się przespała. Nie protestowała miała za sobą dwie nieprzespane noce.
Ostrożnie odniósł ją do łóżka i nakrył kocem. Prosiła go, by został, ale miał jeszcze parę spraw z Kisame. Zamknął cicho drzwi życząc jej spokojnej drzemki, miał pewność że jest bezpieczna więc z czystym sumieniem mógł wyjść i zostawić ją samą.
 W jego głowie kłębiło się tysiące myśli spowodowanych czynem jego brata , chciał żeby go nienawidził i próbował się na nim zemścić. Jednak mieszanie jej w ten konflikt był nieuczciwy, Sasuke zmuszał go coraz bardziej do bezpośrednich czynów.
 Gorąca kawa wylądowała na stoliku tuż przed nim, a na przeciwko wyrósł Kisame z kubkiem w klauny. Jego zaniepokojony wzrok uważnie lustrował swojego z zewnątrz spokojnego jak kamień kolegę, ale wiedział że w środku jest wulkanem wściekłości. Znał go na tyle że po mimo tego co mówił mu na temat Megami jego uczucia do tej dziewczyny były wyjątkowe.
- Co zamierzasz? - Wziął łyka kawy odkładając kubek. Karooki natomiast patrzył w dal jakby tam była odpowiedź na jego problemy i obawy. Itachi od zawsze był spokojny, cichy i opanowany. Niebiesko skóry nigdy nie widział jak Uchiha wpada w furię, ale widział po jego oczach że to właśnie dziś był ten moment.
- Nie mam pojęcia. Posunął się za daleko.. - Jego spokojny głos odbił się echem od szyby za sobą i rozniósł się dookoła. Jego twarz zniknęła w dłoniach, był załamany. Wiedział co mogło się stać z nią, ale nie mógł ją za to obwiniać przecież ją oszukali. Myślała że to był on, mimo to czuł smutek że nie poznała go, nie odróżniła od podróbki.
- Nie koniecznie o to mi chodziło, wiesz miałem na myśli to czy zamierzasz jej w końcu powiedzieć co czujesz, nawet nie zaprzeczaj. Przez te kilka lat dobrze Cię poznałem, na żadną dziewczynę nie patrzyłeś tak jak na nią.. - Patrzył lekko ponad czubek jego głowy, było to wygodne. Nie musiał patrzeć w jego oczy przez co wydawał się spokojny i opanowany, a tak naprawdę mógł ukryć smutek i słabość w tej sytuacji.
- Kisame.. Nie mogę, nie mogę jej tego zrobić. To może ją nawet zabić, podjąłem już decyzję i dobrze o tym wiesz. Wybrałem swoje przeznaczenie sam, a ona nie może być częścią mojego życia, po prostu nie jest mi to dane.. - Rybowaty spojrzał na niego przenikliwie. Karooki jego zadaniem bał się dopuścić do siebie te myśl że mógłby być z kimś na stałe, tłumaczył to strachem przed zniszczeniem jej życia. Mógł oszukiwać siebie i wszystkich dookoła, ale nie jego. Kisame miał rzadki dar przenikania w ludzką duszę i oceny, dobrze wiedział że odkąd w tym domu zjawiła się blond włosa życie Uchiha zmieniło się. Kłamał twierdząc że sam wybrał swój los, to los może wybrać człowieka, nigdy na odwrót. Jego losem od zawsze była Megami, tak było zapisane w księdze życia i nie mógł tego zmienić nie patrząc na to jak bardzo, by chciał. Zostawał fakt że wiedział o tym Kisame jednak Itachi nie dopuszczał do siebie tego, to nie był jego problem. Mógł z nim rozmawiać, doradzać, ale nie mógł mu kazać przyjąć tego do wiadomości.
- Oszukujesz mnie, ją i przede wszystkim siebie... Dlaczego nie chcesz się przyznać że Ci na niej zależy? - Uchiha odstawił swój kubek na stół i wstał szybko schodząc schodami do ogrodu. Kisame uśmiechnął się triumfalnie, wiedział że ucieczka mężczyzny od rozmowy z nim świadczy o tym że mówi prawdę, bo tylko winni uciekają.
Patrzył jak postać Itachi'ego znika między drzewami popijając łyk kawy i szczerząc swoje ostre zęby.
- Będzie im strasznie ciężko być razem - Zaśmiał się wesoło po czym wszedł do środka  zabierając naczynia do zmywania, nie miał na to ochoty więc wrzucił je do zlewu mając nadziej że ktoś to zrobi za niego. Z zadowoleniem ruszył do swojego pokoju, by chodź trochę odpocząć po misji.
 Błądził po lesie bez celu. W zamyśleniu mijał kolejne drzewa, które wyglądały tak samo jak poprzednie. Czół się zagubiony po raz kolejny w życiu, od lat nie czuł w sobie strachu, nie pamiętał jakie to uczucie czuć lęk. Dziś jednak martwił się, bał, był załamany. Wszystko przez spojrzenie czarnych niczym węgiel rozpalonych blaskiem oczu, przez cudowny, perłowy uśmiech, aksamitne, blond, platynowe włosy. wszytko przez jedną dziewczynę, która wywróciła jego świat po raz kolejny do góry nogami.
Właściwie czemu nie chciał jej powiedzieć co do niej czuje? Może byłoby mu łatwiej, miałby osobę która martwiłaby się o niego, czekała po każdej misji? Ale czy takie życie jest dla niego? Umiałby tak żyć?
Nie.
Nie może ryzykować jej życiem, naraziłoby ją to na wiele niebezpieczeństw. Po za tym nie umiałby patrzeć jak martwi się o każdy, kolejny dzień, o to czy po kolejnej misji wróci cały do domu. Chodź nie raz widział lęk w jej oczach, ignorował to. Powinien pozwolić jej odejść, a właściwie sam kazać jej wrócić do domu jednak nie jest to teraz takie proste. Sasuke już wie że tu jest, wykorzysta to i dobrze o tym wiedział. Szybki zamach i huk. Uderzył w pień najbliższego drzewa. Jego zamyślony wzrok spojrzał na zakrwawione kostki na dłoni, nie czuł bólu chodź wiedział że drzewo w które uderzył jest całe złamane. To było dla niego za wiele, jego życie było za trudne. Nie wiedział czy strach przed utratą dziewczyny jest spowodowany uczuciami które do niej żywił, czy obowiązkiem jako jej dawny przyjaciel. Uśmiechnął się szeroko, tym razem jawnie. Nie próbował ukryć uśmiechu na swojej kamiennej twarzy.
Przypomniał sobie jak było gdy byli przyjaciółmi, wszystko takie łatwe, prost. On, Sasuke i ona grający w berka na polanie, wspólny trening, obiad i to jak zawsze odprowadzał ją pod drzwi domu. Jego brat śledzący ich, by przekonać się że między nimi nic nie ma. Ta niejednokrotna chęć pocałowania jej na do widzenia, prosty i przyjemny gest trzymania jej malej dłoni w swojej. Ta szczeniacka miłość, która przerodziła się w niegasnący płomień. Od zawsze chciał ją tylko dla siebie.
Co się z tym stało?.
Popsuł to. Jeden rozkaz zepsuł wszystko, rozkaz o którym nikt nie powinien wiedzieć. Rozkaz przez który najbliżsi jego sercu przeleli go na zawsze, rozkaz który zniszczył jego cudowne życie. Pękło jak bańka mydlana jednej nocy. Zostawił swojego kochanego braciszka ze zniszczoną psychiką i ciemnością w sercu z nią i z jej przeciętym na pół sercem. Zostawił ich samych gdy potrzebowali go najbardziej, on wiedział że tak powinno być, że nie miał wyjścia, a oni nie mieli nigdy poznać prawdy o jego życiu. Czuł jednak że chociaż jej powinien wyjaśnić, że należy jej się prawda, ale nie umiałby spojrzeć jej w twarz . Był zdrajcą i mordercą w jej oczach. Najgorsze było to że myślała że on miał wybór, ale przecież nie miał. Był pewien że powiedzenie jej prawdy nic nie da, że nie zrozumie więc nie podejmował nawet próby.
 Krążył tak jeszcze parę godzin aż nie zaczęło się ściemniać. Ruszył w stronę powrotną gdy ostatni ptak nad jego głową nie przestał śpiewać układając się do snu.
Mrok szybko owładnął okolice pozostawiając nikłe światło gwiazd, których tej letniej nocy było mnóstwo na granatowej kotarze sklepienia. Pan nocy towarzyszył mu w tej cichej samotnej podróży, a delikatny wiatr zachęcał do drogi mierzwiąc włosy na głowię i tarmosząc jego płaszcz. Nie zdążył się nawet przebrać przez te zamieszanie, ale czuł że spacer skutecznie go uspokoił. Postanowił na nim ważną rzecz, którą zamierza zrobić przy najbliższej okazji. Cień zwątpienia przebiegł przez jego umysł, jednak szybko go odpędził, był zdeterminowany i tym razem nie zamierza stchórzyć. Chciał wziąć odpowiedzialność za swoje czyny nie zważając na konsekwencje, w końcu na tym polegała dorosłość i samodzielność. On już dawno przestał być małym chłopcem, który w kółko uciekał.
Wyprostował się nabierając powietrza w płuca i pewnie wszedł do środka.

 Otworzyła oczy jakiś czas temu, teraz leżała na łóżku obserwując sufit. Jej oczy były puste pozbawione jakiejkolwiek chęci do życia, ostatnie wydarzenia zachwiały jej wewnętrzny porządek zmieniając tor jej myślenia. Nie lubiła zmian, a one atakowały ją z każdej strony. Chciała uciec z tego domu, ale niby dokąd?
Znaleźliby ją wszędzie, dobrze o tym wiedziała.
Była rozdarta między sercem, a rozumem. Między obowiązkiem, a własnymi zachciankami. Między przeznaczeniem, a własną niezależnością. Między Itachim, a Sasuke..
 Jej rozmyślania przerwało krótkie i stosunkowe ciche pukanie do drzwi jej pokoju, przetarła zaspane oczy unosząc się na łokciach do góry.
- Proszę.. - Szepnęła cicho, a drzwi od razu się otworzyły.

niedziela, 29 września 2013

Rozdział IX


" Kocham życie, przyjacielu, i nawet wtedy, kiedy zraniło mnie tak bardzo, że przez krótką chwile zapragnęłam umrzeć, nawet wtedy nie popełniłam zdrady." - H. Poświatowska 


Rozdział IX



 Wieczór przychodził wolno w sumie było lato, a więc to nic dziwnego. Musiała być północ ponieważ gwiazdy już jakiś czas dekorowały granatowe sklepienie, coraz więcej napływających z zachodu chmur przysłaniało ten widok. Księżyc subtelnie zaglądał do jej sypialni przez niewielką szczelinę zasłon padając prosto na jej twarz. Zaciągnęła się rześkim powietrzem, które wpadało do pokoju przez otwarte na rozcież okno.
Za około pół godziny powinna być kolejna letnia burza. Śmieszne ich region w porze ciepłej nawiedzało wiele burz i chodź mieszkańcy byli do nich przyzwyczajeni zawsze znaleźli się tacy, którzy się ich panicznie bali. Ona jednak do nich nie należała od dziecka lubiła podziwiać niszczycielską moc pioruna może to dla tego że był jedną z natury jej chakry, a może dla tego że kapanie deszczu oraz grzmoty co jakiś czas działałby na nią bardzo uspokajająco.
 Zamknęła książkę i odłożyła notatki na bok. W końcu przebrnęła przez trzynaście stron schematycznych rysunków, musiała się sporo namęczyć by odczytać nie wyraźne zapiski oraz obrazki które od czasu do czasu były skończone cienkimi, przerywanymi liniami z powodu końca tuszu w piórze. W ten sposób zleciał jej drugi dzień samotności w którym nie zmrużyła oka na sekundę.
Zerknęła na zegarek, który wskazywał  pięć po północy. Poczuła skurcz w żołądku od razu chwyciła książkę zbiegając schodami w dół  prosto do biblioteki. W tym momencie usłyszała pierwszy grzmot pioruna i odgłosy ulewnego deszczu. Złapała za wielką książkę otwierając tajne przejście. Odłożenie księgi na swoje miejsce zajęło jej w przypływie adrenaliny mniej niż trzy minuty. Zdyszana zatrząsnęła regał wchodząc z tajemnego gabinetu, ruszyła do kuchni.
 Stanęła przy włączniku prądu klikając kilka razy, burza musiała wysadzić korki. Świetnie, musiała czekać na powrót Uchihy, by odzyskać prąd, bo przecież nie był łaskawy powiedzieć gdzie są takie rzeczy w tym ogromnym domu. Zrezygnowana opadła na kanapę w Saonie chcąc poukładać sobie informacje które dało jej się zgromadzić. Jednak brak snu od czterdziestu czterech godzin nie sprzyjał myśleniu, ale wygodne oparcie kanapy sprzyjało snu. Jej powieki były tak ciężkie że postanowiła z nimi nie walczyć, zamknęła oczy układając się wygodnie na kanapie. Nawet grzmoty burzy nie były w stanie jej przeszkodzić, a wręcz przeciwnie szum drzew i krople deszczu nuciły przepiękną kołysankę.
 Unosiła się nad ziemią, latała niczym ptak. To było cudowne uczucie. Rozłożyła szerzej ręce by móc nimi machać tak żeby utrzymać się w powietrzu, zaśmiała się wesoło to było niesamowite. Była tak wolna, tak niezależna.
Nagle latanie przestało jej sprawiać radość. Przecież nigdy coś takiego jej się nie śniło skąd wiec nagle teraz taki sen? Ktoś nią musiał na pewno nieść.
 Otworzyła delikatnie zaspane oczy, jej obawy nie potwierdziły się. Przymknęła je zaciągając się zapachem męskich perfum. Stabilny rytm jego serca był lepszą kołyską niż co kol wiek innego, na jej czoło spadła kropelka wody. Musiał dopiero wrócić i znaleźć ją śpiącą. Czuła że gdy pokonali schody mężczyzna skręcił w lewo, nie miał zamiaru odnosić ją do jej sypialni. Chciała się uśmiechnąć, ale nie chciała zdradzać że ją obudził.
Poczuła pod sobą miękki materac oraz poduszkę przesiąkniętą jego zapachem.
Jego zwinę, chłodnę dłonie sprawnie rozpięły jej koszulę  oraz rozporek jej dżinsów cicho zdejmując je. Poczuła jak rozpina jej stanik, nie protestowała nie miała po co. Poczuła jak okrywa ją czymś ciepłym, na pewno kołdrą. Dźwięk zamykanych drzwi od łazienki i wody pod prysznicem pozwolił jej otworzyć powieki, by upewnić się czy jest bezpieczna.
Ulżyło jej gdy potwierdziły się przypuszczenia odnośnie pomieszczenia w jakim się znajdowała. Spojrzała na okno przez które do środka wpadał nikły blask księżyca, w tym momencie błysk przeciął niebo. Mimowolnie uśmiechała się kochała te niszczycielska moc prądu.
 Leżała chwile podziwiając burzę gdy dźwięk lanej wody pod prysznicem ustał, a chwile później usłyszała przekręcający się zamek. Szybko zamknęła oczy udając że śpi.
- Wiem że nie śpisz.. – Poczuła jak kładzie się obok niej, przyciągną ją do siebie, jego jeszcze mokre włosy połaskotały jej policzek. Gorący pocałunek na jej szyi.
Otworzyła oczy patrząc na niego chłodno, tak samo jak on na nią.
- Dlaczego to robisz ? – Serce zabiło mu szybciej. Właściwie sam nie wiedział dla czego, znaczy wiedział, ale co by to zmieniło gdyby jej powiedział. Naraziłby ją na niebezpieczeństwo, a tego nie chciał i tak była w sporym niebezpieczeństwie.
- A ty? Dlaczego się zgadzasz? – Szukała odpowiedniej odpowiedzi, ale nie umiała znaleźć. Spuściła wzrok nie chciała kontynuować tego tematu, on chyba też nie. Odwróciła się do niego tyłem, sam widok go tak blisko niej, a jednocześnie tak daleko bolał za bardzo. Jego dłonie musnęły jej bok, by po chwili przytulić blisko siebie. Byli idealnie dopasowani jej plecy złączone z jego klatką piersiową, nogi zgięte w kolanach opierające się o siebie nawzajem, jej twarz wtulona w poduszkę i jego w jej miękkich włosach. Pojedyńcza łza spływająca z pod jej powieki oraz jego oczy za mgłą rozpaczy. Atmosfera w tym pokoju była ciężka, byli tak blisko i tak daleko jednocześnie. On nie chciał mieszać jej życia swoją osobą jeszcze bardziej niż to zrobił, a ona pragnęła zapomnieć na co skutecznie jej nie pozwalał. Zacisnęła mocno pięści odwracając się do niego przodem patrząc w jego kare tęczówki.
- Czy ostatnie noce ze mną znaczyły dla ciebie cokolwiek, czy była to zwykła odskocznia od rzeczywistości ? – Nie spodziewał się aż tak otwartego pytania, ale błysk w jej oku wyraźnie podpowiadał mu że żądała odpowiedzi na to pytanie. Znała go na tyle, by poznać gdy kłamie. Nie zasługiwała na takie traktowanie, nie zasługiwała na taką miłość. On nie zasługiwał na nią.
- Mógłbym zapytać o to samo, ale po co.. Przepraszam, poniosły mnie emocje wtedy. Dawno nie miałem czasu ani kogoś na złagodzenie napięcia, przepraszam jeśli czujesz się wykorzystana.. Nie wiem co mnie wtedy napadło – Jej serce pękło i to dosłownie. Wtedy gdy powiedział Kisame że jej nie kocha mógł kłamać z różnych powodów, ale teraz gdy byli sami po co miałby skłamać? Nie kochał jej to był fakt, Sasuke miał racje. Brunet tylko chciał ją wykorzystać do swoich celów po Tylku latach wiernej przyjaźni chciał ją wykorzystać. Zobaczyła przed oczami wielki szklany ekran z jej wspomnieniami, z całym dotychczasowym życiem w jednej chwili pękł, a szkło pokaleczyło jej ciało. Czułą się samotna, pusta, zdradzona i wykorzystana. Znów ją upokorzył, tylko tym razem nie wybaczalnie.
- Rozumiem.. – Szepnęła odwracając się znów do niego plecami. Chciała zostać sama z daleka od niego, ale nie mogła ponieważ podejrzewałby ją o to że te słowa ją zabolały. Nie chciała mu w takim przypadku mówić co do niego czuje, już nigdy nie chciała go oglądać.

 Spojrzał na nią smutnym wzrokiem. Czuł się okropnie, musiał wykonać misje zleconą przez Sasuke. Żal mu było tej ładnej dziewczyny, chodź z drugiej strony z miła chęcią, by się z nią zabawił. Jej ciało było idealne, ona cała była idealna. Jednak dużo opanowania wymagało od niego zdjęcie jej stanika, bo o mal co nie rzucił się na nią. Jednak Liderek zabronił, prawda była taka że doskonale wiedział że Sasuke chce mieć ją dla siebie, zastanawiało go tylko czy to przez to że chciał pokazać bratu że on też może zdobyć to co on czy z własnych ambicji? Jedno wiedział na pewno że ta dziewczyna kochała Itachi’ego Uchihe ponad swoje życie, a on w tym momencie zamieniając się w niego zniszczył wszystko między nimi, wypalając całe uczucie którym go obdarzyła. Czy powinien byś z siebie dumny czy czuć się gorzej niż najgorszy złoczyńca? Nie obchodziło go to ważne ze szef będzie zadowolony. Brawo Siugetsu. Triumfalny śmiech rozniósł się w jego głowie.

Ranek nadszedł szybko. Obudziła się w swoim pokoju, w nocy gdy karooki usną wymknęła się do swojego pokoju. Nie chciała spędzić tej nocy przy nim, po powrocie do siebie nie płakała. Nie było jej żal w końcu usłyszała prosto w oczy czym dla niego była. Darmową rozrywką z której skorzystał, bo była pod ręką. Powinna płakać w końcu odrzucił jej miłość, ale ona go znienawidziła. Wiedziała teraz że podjęła złą decyzję, powinna iść z Sasuke, zdradzić go tak jak on zdradził ją. Zaufała mordercy i co jej po tym?
Na szczęście przypomniała sobie to co powiedział jej Sasuke kiedy widzieli się ostatni raz przed jego wyjściem.
 - Jeśli z jakiegoś powodu postanowisz zmienić zdanie ktoś ode mnie zawsze w południe będzie czekał kilometr od posiadłości – Uśmiechną się zachęcająco, ale ona była nie ugięta. Nie miała zamiaru iść z nim gdzie ktokolwiek.
- Dzięki myślę że nie będzie to potrzebne – Zignorowała go patrząc przez duże szklane okno na ogród.
- Przemyśl to moja oferta będzie aktualna jeszcze przez trzy dni od dziś, a więc dobrze się namyśl – Prychnęła pogardliwie, a on wyszedł zostawiając ją samą.
 Była dziesiąta dwadzieścia, a więc miała sporo czasu by się spakować. Nie chciała tracić czasu wiec od razu zgromadziła najpotrzebniejsze jej rzeczy, zapomniała że jej szczotka została w kuchnie więc rzuciła torbę na łóżko i zbiegła po schodach na dół
 Na kuchennym blacie leżała fioletowa szczotka do włosów, którą od razu chwyciła i już miała znów pobiec na górę gdy drzwi się otworzyły. Z mordem w oczach odwróciła się w tył, jednak gdy dostrzegła postaci stojące w progu jej kolana ugięły się, a w gardle zrobiło się sucho.

To nie było możliwe, to na pewno jakieś kłamstwo, ale czyje? 

niedziela, 8 września 2013

Rozdział VIII


                         "Miłość bez wzajemności zawsze jest najsilniejsza." - Stefan Kisielewski


Rozdział VIII



Oślepił ją blask żarówki w kuchni, zbyt długo przebywała w nikłym świetle schowka Uchihy. Od razu w oczy rzuciła jej się stłuczona filiżanka, której odłamki latały po całej kuchni.
Dopiero po chwili dostrzegła chłopaka stojącego tuż obok który swoim uśmiechem próbował powiedzieć „Sorry, tak wyszło”. Spojrzała na niego zimnym wzrokiem bała się jego ponownych odwiedzin, ale musiała to przeżyć. Ukradkiem spojrzała na kruka siedzącego na korytarzu, którego pewnie nikt by nie zauważył gdyby nie wiedział że tam jest. Nie może z takiego błahego powodu zawiadamiać Itachi’ego, podniosła wyżej brodę. Będzie dzielna tak jak zawsze, sama sprosta przeciwnikowi.
- Czego tu szukasz? – Warknęła ozięble w stronę Sasuke. Chłopak zmierzył ją spojrzeniem od góry do dołu. Musiał przyznać że wyglądała wspaniale, od dawna nie widziała tak dumnej, walecznej i pięknej Megami. Poczuł mały skurcz w sercu, wiedział że stała się taka tylko dla tego że była obok jego brata.
Od dziecka widział że lubią swoje towarzystwo nie raz chodził za Itachim i dopytywał co jest między nim a Meg, ale zawsze odpowiadał mu że to skomplikowane i na tym temat się urywał.
- Przyszedłem z tobą porozmawiać – Jej zdziwiony wzrok mówił wszystko, o czym on chciał z nią rozmawiać i co miałaby mu powiedzieć?
- A więc słucham Cię nie mam czasu na twoje gierki Sasuke, twojego brata tu nie ma, nie wiem gdzie jest i kiedy wróci. Nie spowiada mi się ze swojego życia, a więc nie wiem co chodzi..
- Ucieknij ze mną stąd – Przerwał jej w połowie zdania, a ona o mało co nie przewróciła się. Uciec ? Z nim? Ciekawe dokąd ?
Przecież Itachi znalazłby ją,  ale w sumie sam mówił że ma wybór wrócić do wioski, albo zostać z nim. Jednak wiedziała ze idąc z jego bratem nie wróci do wioski, a jedynie będzie błądzić po świecie za Itachi'm, by w końcu zobaczyć jak Sasuke dokonuje swojej zemsty. W jej sercu powiał chłód, nie mogła go zostawić, to prawie to samo co zdrada, a ona go kochała. Cholernie go kochała nawet jeśli on jej nie.
- Nie mogę Sasuke.. – Spuściła wzrok. Dostrzegł wyraźnie smutek i rozdarcie na jej twarzy, teraz był pewny że coś między nimi jest. Nigdy nie wpadł na to że zemsta na bracie może być tak prosta, a ona może  być  do niej kluczem.
- Skoro tak to pójdę już nie chce cię nachodzić, jednak zastanów się nad tym czy nie chcesz ze mną iść. Co może dać Ci mój brat, po za tym domem? I tak niedługo zmieni kryjówkę..  Bezpieczeństwo? Nie bardzo, nie ma go tu, a ja mógłbym zrobić Ci krzywdę jeśli bym tylko chciał. Normalny dom? To też nie, on jest mordercą, a ty się ich brzydzisz..
- Ty też jesteś – Szepnęła cicho chcąc choć spróbować bronić starszego Uchihę, choć to nie łatwe, bo każde słowo Sasuke było prawdziwe. U boku Itachi’ego nie czekało ją nic dobrego, jedynie strach o każdy nowy dzień, czy go nie złapią, czy nie zabiją. Ona panicznie bała się życia w strachu, a tylko to mogła zapewnić jej miłość –strach.
- Ale ja kochana w porównaniu do niego nie robię tego dla przyjemności, a konkretnego celu. Kiedy to wszystko się skończy może nawet wrócę do wioski i odbuduję swój klan, a co z tobą ? Będziesz stała szlochając nad jego grobem który siedem lat temu sam zaczął sobie kopać ? Jeśli tak to wybierasz żałosne życie Megami, zastanów się po której stronie chcesz być. Zwycięzców czy trupa? – Jej irytacja rosła. Próbował głupich sztuczek tylko dla tego, by poszła z nim. Nie wiedziała po co to robi, ale była pewna że nie zostawi jego brata. Osoby którą kocha ponad wszystko, jeśli będzie trzeba sama będzie go broniła przed szponami śmierci w których według Sasuke od dawna jest jego brat. Zacisnęła pięści patrząc wprost na niego nieugiętym, twardym wzrokiem.
- Nidzie nie idę. Zostaje tutaj, okaże się jeszcze kto jest silniejszy – Spojrzał na nią lekko zdziwiony, szybko jednak odchrząkną prostując się i wypinając dumnie pierś.
- Szkoda, nie spodziewałem się że jesteś aż taka głupia. Tracisz czas traktując go jak priorytet, a ty dla niego jesteś tylko opcjom. Śmieszne, ale to nie moja sprawa. Przyszedłem Ci zaproponować uczciwy układ, ale podjęłaś decyzje. Ciesz się czasem spędzonym z nim, bo niedużo wam go zostało.. Miłego wieczora Meg.. – Znikną w kłębie szarego dymu, no tak to chyba u nich rodzinne.
Ciężko opadła na krzesło kuchenne patrząc tępo na zbitą filiżankę. Siedziała tak jeszcze chwile po czym wstała sprzątając kawałki szkła. W całym dzisiejszym zamieszaniu nie dostrzegła nawet że jest już wieczór, piękne granatowe niebo świeciło milionem gwiazd. A największy księżyc przejął warte nad światem pilnując go i otaczając swoim blaskiem.
Spojrzała w jego pełną tarcze, mimowolnie na jej twarzy pojawił się uśmiech. Nie wie co go wywołało, ale poczuła się jakby nie była sama w tym momencie.

 - Itachi możemy już iść? – Kisame spojrzał na karowłosego siedzącego na wielkim głazie oglądającego księżyc. Miał wrażenie jakby Itachi był w dziwnym transie i uśmiechał się, a to było do niego nie podobne.
- Itachi? – Tym razem  kare tęczówki były skierowana wprost na rybowatego.
- O co chodzi Kisame, mieliśmy już iść, a nie prowadzić debaty – Zeskoczył gładko ze skały mijając swojego towarzysza, założył na siebie swój słomiany sakkat i ruszył drogą w ciemny las.
- Nie wiarygodne – Szepną Kisame po czym ruszył za swoim towarzyszem.
 Poczuła nagle jak szczęście, które ją obejmowało oddala się. Spuściła wzrok. To było jedno z najdziwniejszych doznań jakie w życiu miała, szybko zabrała się za sprzątanie i ruszyła na górę chcąc obejrzeć tajemniczą książkę.
 Wyrzuciła kruka na balkon staranie zasłaniając okna grubymi zasłonami, tłumaczyła swoje zachowanie tym że w dziwny sposób ten ptak mógłby powiedzieć Itachi’emu o kradzieży jego książki, a na to nie mogła pozwolić. Znurkowała pod łóżko wyjmując grubą księgę po czym położyła się z nią na łóżko. Przejechała dłonią po okładce i znów poczuła ten dziwny, przejmujący, ale na swój sposób przyjemny dreszcz.  Ostrożnie otworzyła księgę stając się delikatnie przewracać kartki ponieważ wydawało się że strony mogą mieć tysiące lat, a najdelikatniejsze dotknięcie sprawi że rozpadną się w proch.
Zirytowało ją to że polowa książki była w obecnym języku, ale starsze wpisy w stary języku. Westchnęła ciężko, jej rodzina miała racje każąc się jej uczyć w wolej chwili tego starożytnego języka, była im za to wdzięczna w tej chwili choć zawsze powtarzała że jej się to nie przyda.
- Nigdy nie mów nigdy – Uśmiechnęła się sama do siebie starając się odczytać i przetłumaczyć zapiski oraz robiąc własne notatki.
 Ziewnęła znudzona miała wrażenie że ta książka się nie kończy. Zeszła na dół by zrobić sobie coś do picia była zmęczona tłumaczeniem tekstu.
Gdy jej noga przekroczyła próg kuchni stanęła jak wryta. Za oknem była przepiękna pogoda, poranne słoneczko, wiatr oraz lekka mgła. Ze zdziwieniem spojrzała na zegarek, byłą szósta rano.
- Nie spałam cała noc? – Zaśmiała się. Lektura tak bardzo ja pochłonęła że zapomniała o bożym świecie, super. Postanowiła z tej okazji napić się kawy zamiast herbaty. W sumie od zawsze wolała kawę, herbata miała dla niej dziwny smak, a kawa była po prostu pyszna. Dawała energie czuła się po niej niczym bóg, pobudzona do działania gotowa zrobić wszystko, a jej przepiękny zapach powalał. Zwłaszcza o poranku. Tak, bardzo kochała kawę.
 Martwiła się propozycją Sasuke, może ma racje. Może nie powinna tu być. Jeśli wróci do wioski na pewno zapomni o Itachim przecież nie jest jedynym mężczyzną na świecie, ale czy na pewno?
W końcu nie zapomniała co czuła do niego siedem lat temu i teraz kochała go jeszcze bardziej, teraz gdy go odzyskała i znów miała stracić. Sasuke nie odpuści dopóki Itachi nie zginie, więc rozlew krwi jest nie unikniony. Musiała któregoś stracić jednak jej serce chciało ich obu obok siebie.
- Jestem taka naiwna.. – Szepnęła sama do siebie nalewając wrzątku do kubka. Z parującym napojem ruszyła na górę. Planowała że dziś wieczorem odłoży książkę na miejsce tak żeby właściciel się nie zorientował, ale chciała przetłumaczyć jak najwięcej mogła do tej pory. Największym problemem było to że można ją było czytać od początku do końca, a nie wycinkami, a cały początek był w innym języku dopiero końcówka zaczęła być pisana w nowożytnym. Wbrew pozorom nie było to żadnym pocieszeniem nie łatwo jest przetłumaczyć około czterystu stron nie wyraźnego pisma i do tego mając lekkie braki w starożytnym języku wywołane nie systematyczna nauką. Była to tak zwana Syzyfowa praca ponieważ gdy tylko udało jej się posunąć o krok w przód musiała się wrócić dwa w tył ponieważ przez jedno źle przetłumaczone słowo zmieniała sens następnych zdań. Dlatego tak nienawidziła czytać, pisać, tłumaczyć tekstu w starym japońskim, była to nie wyobrażalna męczarnia.

 Megami spojrzała ze smutkiem na kolejną pergaminową kartkę prawie z płaczem w oczach. Kolejne strony zajmowały powierzchownie wytłumaczone i nie wyraźnie narysowane schematy, których w ogóle nie rozumiała. Już czuła że znów stanęła w miejscu. Niech to szlag. 

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział VII





Rozdział VII



 Postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej wiedziała że w domu kryje się odpowiedź na jej pytania, a nieobecność Itachi’ego była tym czego potrzebowała.
 Poranek był chłodny i melancholijny. Niektóre z promieni słonecznych były na tyle silne, by przebić się przez warstwę kłębiących się siwych chmur. Nawet paki straciły ochotę na swoje radosne śpiewy.
 Zjadła śniadanie, była tego dnia strasznie roztrzepana. Wstała przed wschodem i nie miała pomysłu na wykorzystanie tego dnia więc od razu postanowiła poszukać odpowiedzi na swoje pytania.
Poruszała się cicho po domu jakby nie chciała nikogo obudzić choć była sama. Okropnego ptaka którego zostawił jej mężczyzna zamknęła w swojej sypialni, tak dla bezpieczeństwa.
Stała przed drzwiami pokoju Uchihy zastanawiała się czy znalazłaby w nim jeszcze coś ciekawego jednak intuicja podpowiadała jej że nie tu powinna szukać. Podeszła więc do drzwi następnego pokoju i z równie wielkim niepokojem otworzyła je.
Zamek zgrzytną złowieszczo, a drzwi otworzyły się. Wsunęła głowę do środka niepewnie i cicho niczym złodziej weszła do pomieszczenia.
Pokój był tej samej wielkości co jej. Ściany były białe, a pod nimi było kilka dużych regałów. Otworzyła drzwi pierwszego, a potem następnych trzech. Zrezygnowana stwierdziła że ten  Itachi wykorzystał na mini zbrojownie, wszystkie drewniane komody były wypchane różnym rodzajem broni od sen boi po katany aż do różnego rodzajów  toporów. Zamknęła komody i wyszła tak samo cicho jak weszła.
Następny pokój był stałą sypialnią Kisame, wiedziała o tym, bo czasem widziała jak tam wchodzi. Z tego co wiedziała kolejne dwa pokoje tym razem po stronie jej pokoju były zwykłymi sypialniami w których spali członkowie Akatsuki, którzy odwiedzali posiadłość.
Sunęła się załamana po drzwiach od zbrojowni na podłogę. Tak ciężko było jej znaleźć coś o nim, choć była w jego własnym domu. Spojrzała na ciemne panele podłogi i doznała olśnienia.
Podczołgała się do jednej w wystających klepek, obejrzała ją uważnie podważając z jednej strony wyjmując ją całkowicie. Nieźle to wymyślił w życiu, by nie pomyślała że może użyć tak banalnej kryjówki, choć było to naprawdę genialne. Schował tak ważną rzecz w tak oczywistym miejscu że każda nie proszona osoba przeoczała ten szczegół . Brawo Itachi.
Wyjęła ze skrytki kawałek złożonej na pół kartki, zaszokowana tym co zobaczyła zbiegła na duł.
Gdy dobiegła do biblioteki rozejrzała się dookoła podchodząc do jednego z regałów nie czuła nikogo w pobliżu, a na pewno nie w domu. Znalazła wzrokiem największą książkę wyłożoną niebieską skórą, wyglądała niechlujnie i strasznie staro. Wzdrygnęła się czując jak bardzo jest lepka gdy odchyliła ją kawałek, odskoczyła przerażona gdy regał wyskoczył trochę ze ściany. To było coś nie zwykłego, tajne pomieszczenie w wili które otwierała książka na wielkim regale w bibliotece. Megami uśmiechnęła się sama do siebie przypominając sobie wszystkie powieści detektywistyczne które przeczytała i to że tam również były ukryte przejścia. Niepewnie przeszła do tajemniczego pomieszczenia.
- To żart ? – Stanęła jak wryta, spodziewała się wszystkiego, ale nie tego co zobaczyła. Był to zwykły gabinet z biurkiem komodą dwoma krzesłami i małym okrągłym dywanem. Myślała że odkryła największy sekret tego domu, a tym czasem odkryła zwykły gabinet. Zrobiła kilka kroków w przód wchodząc na miękki dywan, który zgrzytną złowieszczo. Podskoczyła przerażona w górę, dywany tak nie robią jakby było pod nim pusto.
Ostrożnie podwinęła materiał i ku swojej satysfakcji po nim była klapa, którą bez wahania podniosła do góry. Spojrzała niepewnie w dół odważnie zaczęła schodzić po drabince, przecież nie mogła teraz tak po prostu odpuścić. Jej kobieca intuicja podpowiadała jej że powinna iść dalej nie zważając na konsekwencje, bo to czego szukała – czym kol wiek to było – jest już blisko.
Nie było wysoko, znalazła jakiś pstryczek nikłego światła i zaniemówiła. 
 Stała w pomieszczeniu pełnym dokumentów, zdjęć, artykułów z gazet. Wszystkie dotyczyły masakry klanu, odejścia Sasuke z wioski lub Itachi’ego. Znalazła również kilka swoich zdjęć gdy przebywała w Konoha, nie były stare może z zeszłego roku. Ciarki przebiegły jej po plecach, on wiedział o nich wszystko nawet jeśli był cały czas tutaj. Cofnęła się w tył bijąc się z myślami, to było nie normalne.
Jej dłoń przejechała po jednym ze zdjęć był na nim mężczyzna w pomarańczowej masce z wywierconą dziurą na oko. Prąd przeszedł przez jej ciało od razu odsunęła się od zdjęcia, miało w sobie coś dziwnego. W tym momencie coś ją poraziło.
Na podwyższeniu w kącie pomieszczenia stała wielka księga, podeszła bliżej chcąc się jej dokładnie przyjrzeć. Była stara i gruba oprawiona w skórę wypadało z niej kilka kartek, przejechała ostrożnie po herbie klanu Uchiha, który był na okładce.
Przecież chcesz wiedzieć o nim wszystko.
Weź ją.
Nie mogę.
Z przerażeniem uświadomiła sobie że jedna część niej chciała uciec z tond i zapomnieć o tym miejscu, ale druga pragnęła zgłębić tą tajemnice do końca. Ta sama  część szeptała jej że odpowiedzią jest ta książka.
Weź ją, no weź
Rozejrzała się dookoła lekko zmieszana, odłożyłaby ją zanim brunet wróci, nie powinno być to problemem.
Jej ręka sama uniosła się ku górze chwytając książkę, a nogi szybko poprowadziły ją do wyjścia, a następnie do pokoju.
 Na szczęście zamknęła te okropne ptaszysko w łazience i spokojnie mogła schować książkę między deskami pod łóżkiem.
Dźwięk tłuczonego szkła był jak kubeł zimnej wody. Podskoczyła tak gwałtownie że uderzyła się kolanem o łóżko.
- Co to było? – Jej przerażony wzrok utkwił w hebanowych drzwiach, wolno otworzyła drzwi do łazienki kładąc sobie palec na ustach, by pokazać ptaszysku
by było cicho. Zdziwiło ją że ptak bezszelestnie usiadł na jej ramieniu nie wydając z siebie żadnego dźwięku.   
Wchodząc chwyciła kunai który zawsze leżał na komodzie, otworzyła drzwi cicho niczym skrytobójca na swojej misji wychodząc na korytarz. Poruszała się niczym duch uważnie dobierając klepki po których chodziła, by żadna nie skrzypnęła pod ciężarem jej ciała. Ręce zaczynały drzeć ze strachu, nie wiedziała kto może być na dole, mógłby to być Itachi, ale również Sasuke, a nawet jakaś szajka rabusiów ukrywająca się w lesie.
Zimne dreszcze przebiegły po jej plecach.
 Doszła na dół zatrzymując się na ostatnim schodku.
- Zaczekaj tu i bądź cicho – Szepnęła odkładając kruka na poręcz od schodów, zwierzak w odpowiedzi poruszył delikatnie skrzydłami.

Wzięła głęboki oddech i  odważnie wkroczyła do kuchni chowając nóż za sobą. 

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział VI


                   " Miłość i nienawiść... Oboje są obliczami tego samego..."

Rozdział VI


  
- Boże moja głowa – Przekręciła się na drugą stronę łapiąc się za pulsujące skronie. Głowa bolała ją tak jakby ktoś przywalił jej łopatą, a potem jeszcze raz i kolejny.
Przymknęła oczy próbują dalej zasnąć.
Drzwi od pokoju otworzyły się niespodziewanie, a do środka wszedł karooki z tacą jedzenia, kawą i tabletkami na ból głowy. Spojrzała na niego jak na anioła, miał teraz wszystko o czym pragnęła.
Wolno podniosła się do siadu, a on bez słowa położył na jej kolanach tace. Sam usiadł na skraju łóżka obserwując ją.
- Arigato – Szepnęła cicho łapiąc za tabletki. Jednak widok kanapek wywołał u niej obrzydzenie i wymiotne odruchy, miała dość widoku jakiegokolwiek jedzenia.
- Czemu nie jesz Megami ? – Jego kpiący ton zakuł ją w serce, przypomniała sobie w jakiej była wczoraj żałosnej sytuacji, a on był jej świadkiem. Spuściła głowę zdając sobie sprawę z własnej głupoty, jak ona mogła doprowadzić się do takiego stanu.
- Gomen Itachi.. – Ze skruchą odwróciła wzrok w drugą stronę. Karooki miał trochę satysfakcji z tego że zrozumiała co wczoraj się stało, ale dalej był wściekły na Deidarę. Po mimo tego że nic nie robili wiedział że jeszcze trochę, a blondyn mógł to bezkarnie wykorzystać. To było w jego stylu.
 Połknęła tabletki popijając gorącą kawą, nie odważyła się zjeść kanapek i odłożyła je razem z tacą na szafkę nocną.
Miała mieszane uczucia co do niego, jednak była mu wdzięczna za kolejny taki gest.
On jednak bez ruchu siedział  i obserwowała krajobraz przez okno.
 Czuć było że na dobre zagościło u nich lato. Drzewa delikatnie powiewały na wietrze otoczone blaskiem promieni słońca, ptaki przejawiały swój dobry humor w nieustannym śpiewie. Można było tylko siedzieć i obserwować tą sielankę, ale para miała inne plany na najbliższe godziny.
- Itachi Gomen.. – Szepnęła cicho  odkładając kubek z kawą, nie spojrzał na nią. Może to i lepiej, spuściła głowę skruszona. Jego zachowanie wmurowało ja w ziemie, przysuną się do niej całując zachłannie jakby zaraz miała zniknąć. Pod ciężarem jego ciała opadła na poduszki, czuła przy swojej miednicy jego. Była zdezorientowana chciała go odepchnąć i powiedzieć co myśli o tym wszystkim, ale pragnienie poczucia go znów w sobie wygrało. Pragnęła go bardziej niż czegokolwiek, fakt że nie żywił do niej głębszego uczucia nie miał znaczenia. Chciała go na tyle że zagłuszyła w sobie rozsądek.
Sprawnie zdjął jej bluzkę, nie została mu dłużna obnażając jego tors. Widok jego mięśni jak zawsze wprowadzał w ją w zachwyt. Zamruczała z przyjemności jaką dawał jej całując jej szyje, dekolt, piersi i usta. Jego dotyk rozpalał w niej kogoś kim nie była, ale nie protestowała wręcz przeciwnie jeszcze bardziej go prowokowała. Rozporek jego spodni ustąpił lekko, zsunęła je. On w odpowiedzi zrobił to samo z jej.
Czuła fale narastającej rozkoszy gdy energicznie poruszał się w niej, marzyła o takiej bliskości z nim. Zapomniała nawet że znów zaraz po stosunku może zniknąć, tym razem mu nie pozwoli.
Wygięła się w łuk starając się być cicho żeby nikt nie usłyszał. Jego ciepły i nie równy oddech drażnił jej szyje. Jej dłonie mocniej zacisnęły się na jego łopatkach raniąc je delikatnie gdy poczuła że kończy.
Chwile później pchną biodrami najmocniej jak umiał po czym opadł na łóżko ciężko dysząc, podobnie jak blond włosa. Widziała pot na jego czole, delikatnie starła go dłonią.
Gdy spojrzała w jego czarne, rozpalone oczy wszystko do niej wróciło. Wątpliwości, całą nienawiść jaką go darzyła.  
- Megami.. – Jego dłoń przejechała po jej policzku, oddechy znów się wyrównały, a serce zwolniło rytm. Jej wzrok uciekł w inną stronę, by po chwili wrócić już nie taki sam. Patrzyła na niego bez emocji, pustym, smutnym wzrokiem. Ten wzrok zakuł go w serce, znów pozwolił sobie na puszczenie swoich emocji i fantazji. Znów ją zranił zwodząc za nos, czuł się podle i fantastycznie w jednej chwili.
- Nic nie mów, nie chce tego słuchać nie teraz.. – Łzy napłynęły do jej oczu, nie chciała z nim rozmawiać. Chciała żeby po prostu tu był, obok niej. Wtuliła się w jego nagi tors zamykając oczy, by nie spłynęły po nich łzy.
Rozumiał ją, świetnie ją rozumiał, ale wiedział że odkładanie tej rozmowy nie jest czymś dobrym dla nich. Jednak postanowił spełnić jej prośbę, objął ją ramieniem przyciągając bliżej siebie. Sam też zamkną oczy zaciągając się jej zapachem. Dlaczego tak nie mogłoby być co noc ? A tak dlatego że spieprzył im życie, swoją przyszłość i jej teraźniejszość. Ten moment był jedynym obejściem tego wszystkiego, ale to był tylko jeden moment.
Oboje o tym dobrze wiedzieli, chcieli cieszyć się nim jak najdłużej. Pocałował ją w czubek głowy mocniej obejmując, ona w odpowiedzi przysunęła się bliżej całując jego wyrzeźbiony tors.
 Po godzinie milczenia Uchiha poszedł do łazienki, by wziąć kąpiel. Ona w tym czasie uważnie obserwowała sufit starając się wyczytać z niego jakąś odpowiedź, nie mogła pojąć zachowania Itachhi’ego. Raz był oziębły potem ją całuje i idzie z nią do łóżka, mówi Kisame że nic do niej nie czuje, a potem pomaga jej i znów idzie z nią do łóżka. Nigdy za bardzo nie rozumiała jego postępowania, ale teraz to już kąp letnie zgubiła się w jego toku myślenia. Musiała jednak przyznać że sama też nie jest bez winny, p mimo tego że słyszała że dla niego to nic nie znaczy ona dalej mu ulega. Powinna się postawić wyrzucić go z pokoju, ale pożądanie go jest silniejsze niż jej zdrowy rozsądek, dla tych kilku chwil wspólnie spędzonych może nawet pozwolić mu żeby zrobił z niej swoją zabawkę. Co się z nią dzieje? Dlaczego on tak na nią działa?  
Sama nie umiała odpowiedzieć przed sobą na te pytania, cała ta sytuacja była dla niej zbyt zawiła. Zmuszała ją do bitwy między uczuciami a rozumem, a każde z  nich wystawiało ciężką broń do tej wojny. Wyniszczając ją powoli od środka.
- Łazienka wolna – Z zamyślenia wyrwał ją stojący w progu mężczyzna. Wyglądał oszałamiająco, woda jeszcze spływała po jego ciele, a mokre włosy przyklejały się do czoła i policzków. Stał w samym ręczniku, zarumieniła się na ten widok choć sama leżała naga na łóżku okryta prześcieradłem.
- Dzięki – Minęła go szybko w progu chcąc uciec szybko i ukryć swoje zmieszanie. Zamknęła drzwi na zamek po czym weszła pod zimny prysznic, tak to było to czego potrzebowała.
 Gdy wyszła z łazienki była sama w pokoju, w sumie pod prysznicem słyszała jak zamyka za sobą drzwi.
Ubrała stare przetarte dżinsy, luźna biała koszulkę i emu do kostki. Pomalowała się delikatnie spinając włosy w kucyk i zeszła na duł do kuchni.
Był tam Kisame i Sasori, którzy powiedzieli  że Deidara poszedł wyrzucić śmieci z wczorajszej imprezy.
- Kisame kiedy ruszacie na misje ? – Usiadła obok mężczyzn pijących przy stole kawę.
- Dziś wieczorem razem z Sasorim i Uchihą idziemy w stronę Kiri, niedaleko jest tam ruch oporu szkodzący organizacji – Po mimo czasu który tu spędziła dalej nie rozumiała że mogą mówić z takim entuzjazmem o rozkazie zabicia kogoś, ale powoli się do tego przyzwyczajała.
- A Deidara ? – Spytała nie pewnie mając nadzieje w głębi duszy że Itachi znów nie zostawi jej tu samej.
- Ja wracam do organizacji zdać raport Liderowi – Jak na zawołanie do kuchni wszedł ucieszony blondyn, nic a nic nie było po nim widać co robił poprzedniego wieczora. Był taki rześki i żywy w porównaniu do dziewczyny czy też Kisame. Blondyn od razu usiadł obok niej przy stole.
- Czyli zostawicie mnie znów sama na trzy dni?
- Meg jeśli chcesz mogę z tobą zostać najwyżej Lider dostanie swój raport trochę później, przecież nie można dopuścić, by Ci się coś stało – Cwaniacki uśmiech mężczyzny trochę ją zmieszał jednak była mu wdzięczna za te ofertę.
- Nie mam mowy Deidara masz wracać do Lidera, Megami sobie poradzi sama w posiadłości – Niespodziewanie do kuchni wszedł Itachi obdarzając blondyna chłodnym spojrzeniem. Mimowolnie kąciki ust Megami podskoczyły do góry, czuła jeszcze na sobie jego zapach oraz w głowie wspomnienia tego przyjemnego poranka. Szybko jednak powróciła do rzeczywistości, do rzeczywistości pełnej obaw. Znów zostanie sama, a co jeśli wróci Sasuke i nie będzie tak miły jak w tedy? Itachi jej nie obroni, a czy jest gotowa stoczyć z nim pojedynek, może poprawiła swoje umiejętności walki wręcz, ale nie sądzi, by dała mu radę. Po plecach przebiegł jej zimny dreszcz.
- Nie martw się powinniśmy być tam tylko dwa dni, albo jeszcze krócej. Zależy jaką ilością dysponuje ten ruch oporu – Do rozmowy włączył zainteresowany do tej pory gazetą Sasori, w cale jej nie pocieszył, bo i tak musi zostać sama w tym wielkim domu.
- Nie martw się nie powinno być problemów ponoć widziano Take kilka kilometrów za wioską Liścia, a więc chwycili przynętę – Itachi upił łyk ze szklanki soku, oby miał racje że to byli oni. Chodź miała inne przeczucie postanowiła mu zaufać.
 Wieczorem wszyscy mężczyźni opuścili dom zostawiając ją zdaną na siebie. Przed wyjściem do jej pokoju zapukał Itachi.
- Pomyślałem że Ci się to przyda, a na pewno uspokoi – Na jego ramieniu siedział żywy kruk, zdziwiła się widząc ptaka który bez krępacji zleciał i siadł na jej łóżku.
- Po co mi on? – Mierzyła pytającym spojrzeniem bruneta. 
- Jeśli coś będzie nie tak on mnie znajdzie jeśli go wyślesz, a ja postaram się najszybciej jak umiem wrócić, okej ? – Usiadł obok niej na łóżku, ona w odpowiedzi skinęła głową. Chciała żeby został chodź rozsądek podpowiadał żeby znikną jak najszybciej. Przysuną się bliżej niej zmniejszając dystans między ich ustami, gdy brakowało kilku milimetrów dotarł do nich krzyk Kisame.
- Muszę iść, wrócę za dwa dni – Szybko wyszedł zostawiając ją samą z krukiem.
- I co się tak gapisz ? – warknęła wściekle na zwierzaka, który w odpowiedzi lekko dzióbną ją  w rękę i odleciał na szafę.
A wiec znów została sama z agresywnym ptakiem - Świetnie.

 Z zadowoleniem patrzył jak jego brat wraz z innymi członkami Akatsuki opuszcza dom, a co za tym idzie znów zostawił dziewczynę samą. Wiedział że jego cierpliwość zaowocuje i wbrew radom swoich towarzyszy postanowił zatrzymać się parę kilometrów od posiadłości. Uśmiechną się triumfalnie. Głupi, pewny siebie brat. Dalej myślał że jest małym dzieckiem i nie poradzi sobie z nim, ale mylił się, a ich wspólna przyjaciółka pomoże mu w zemście.
Spojrzał ostatni raz na dom i poczuł cień wątpliwości. Megami nie zasługiwała na to żeby ją wykorzystać do zemsty to przecież ona  została przy nim gdy wszyscy odeszli, to nie byłoby fair. Z drugiej jednak strony mieszka pod jednym dachem z jego bratem, który zdradził ją tak samo jak jego. Po mimo to chyba mu wybaczyła, on nie mógł tak postąpić.
Odwrócił się ruszając w głąb lasu z powrotem do swojego obozu teraz nie miał wyrzutów, zemści się na nim nawet kosztem jej życia. Zrobi wszystko by jego starszy brat Itachi Uchiha cierpiał i smażył się w piekle za to co zrobił siedem lat temu, o tak. Teraz miał siłę, by go zniszczyć, ale najpierw chciał patrzeć jak cierpi. To będzie wyrafinowana zemsta, ale jeszcze nie teraz musiał czekać. Da jej czas żeby zżyła się z nim jeszcze bardziej, a on z nią, wtedy zaatakuje i osiągnie swój wymarzony cel. O tak, zemsta będzie słodka.

Cień uśmiechu na jego twarzy tak szaleńczego lekko zmartwił jego towarzyszy, ale nie zamierzali tego skomentować, posłusznie niczym psy ruszyli za nim.  

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział V



” Ona zrozumiała, że musi o nim zapomnieć. On gdy zobaczył ją z innym poczuł że tęskni…”

Rozdział V



Dni mijały powoli. Ogarniała je melancholia i pustka. Megami całymi dniami czytała książki, robiła posiłki i chodziła od czasu do czasu na treningi. Przeważnie z klonami Itachi’ego, bo on sam osobiście pojawiał się tylko na posiłkach i to też rzadko.

Karooki całe dni spędzał w swoim pokoju gdzie nikt go nie mógł widzieć, jego dusza była teraz kompletnie pusta, nawet w tym kolorowym świecie stał się czarno-biały. Izolował się, by móc zapomnieć o niej i tamtej nocy. Jednak poczucie że jest w pokoju naprzeciwko, przypominała mu smak jej ust, dźwięk jej szybkiego oddechu i jej różany zapach. Na samo wspomnienie robiło mu się gorąco, dlatego postanowił nie przebywać w jej towarzystwie.
Ona natomiast starała się zapomnieć o tym nie dając sobie wolnej chwili. Całe dnie zlatywały jej na przeróżnych zajęciach głównie były to treningi, gotowanie i czytanie rozmaitych książek. Pochłaniały ją tak że nie miała siły nawet wrócić wspomnieniami do tamtego wieczora. Jednak mrok nocy nie był taki łaskawy, zawsze zanim zasnęła w jej głowie krążyły myśli. Co robi, czy o niej myśli, dlaczego tak się stało, czy kiedyś znów będzie normalnie? Te myśli zadręczały ją chodź wiedziała, że nie ma na nie odpowiedzi.


Kolejne dni były do siebie bardzo podobne. W końcu nadeszło lato, ciepłe jak zawsze w tym regionie. Cudowny zielony las wabił swoim szumem drzew, który gdy tylko zamykało się oczy wabił ludzi, zamieniał się w prawdziwą muzykę w duecie z ptakami.

Blond włosa w rezydencji Uchihów gościła już przeszło trzy miesiące, z każdym dniem przyzwyczajając się do atmosfery w domu i tym że śpi pod jednym dachem z mordercą. W tym okresie poznała jeszcze trzech członków Akatsuki. Sasoriego z Czerwonego piasku, Władce marionetek o przepięknych czekoladowych oczach i płomiennym czerwonych włosach. Deidare z Iwagakure, młodego blondyna o długich włosach, delikatnych rysach twarzy i w kolorze błękitnego nieba oczach. Kochał sztukę jak Sasori, jednak była dla niego ulotna co tłumaczyło jego zafascynowanie wybuchami i wysadzaniem. Ostatni był Zetsu, tajemniczy zjawił się nagle i tak samo nagle znikną, nie zdążyła nawet dowiedzieć się nic o nim. Jednak pamięta jego wygląd, przeciętny wzrost, żółte oczy, ciało podzielone na biało-czarną część i muchołówka wychodząca z ramion. Nie wzbudził jej sympatii, zwłaszcza po tym czego dowiedziała się od Kisame. Chodząca roślinka miała dziwną dietę, a mianowicie gustowała w ludziach.



Pewnego dnia Megami obudziła się rano, tuż po wschodzie słońca. Nie mogła spać męczyły ją różne koszmary, postanowiła że czas do śniadania spędzi pijąc kawę na ganku.

Jej stałe miejsce jednak było już zajęte co wywołało jej zdumienie, jednak bardziej zdziwiła się gdy przez zaspane oczy dostrzegła osobę która beznamiętnym wzrokiem obserwowała poranny las.

Chłopak widząc ja przesuną się dając jej do zrozumienia, by usiała koło niego. Zaskoczona jego widokiem próbowała poruszyć swoimi nogami w jego stronę, z trudem się to udało.

Podziwiała jego twarz w świetle dnia ostatni raz widziała jego prawdziwe oblicze około miesiąca temu, zbladł i widać było też że schudł przez ten czas. Jednak nie liczyło się dla niej jak teraz wyglądał, a jedynie to że jej serce znów przyśpieszyło rytm.

Martwiła się jednak o to że te zmiany w nim nadeszły tak szybko. Zakaszlał sucho, zmierzyła go badawczym wzrokiem.

- Co tu robisz Megami tak rano ? – Gdy jego głos znów się mu podporządkował zadał jej pytanie nie patrząc na nią. Uśmiechnęła się blado rozmowa z nim ją bolała, ale napełniała też ogromną radością. Z nim było podobnie. Byli pełni skrajności jeśli chodziło o uczucia do siebie, postanowili robić dobra minę do złej gry.

- To samo co ty Itachi, siedzę sobie. Nie mogłam zasnąć… – Od razu w jego głowie pojawiło się wspomnienie jak próbował ją wyrwać z koszmaru.

- Przepraszam Meg – Chłód z jego głosu całkowicie wyparował, została jedynie krucha i ból. Tym razem czuła że siedzi obok dawnego Itachi’ego Uchihy, tego którego pragnęła widzieć. Chodź poczuła gwałtowne ukłucie w sercu, nie chciała, by tak wyglądał. Saby, załamany, skruszony, ten widok cholernie bolał.

- Za co mnie przepraszasz Itachi? – Przełknęła ślinę uważnie obserwując go. Złapał jej dłoń i podniósł tak by swoimi wargami delikatnie musnąć ich wierzch. Nie puścił jednak jej mocniej zaciskają swój uścisk.

- Za wszystko co zrobiłem za wszystko przez co cierpiałaś Megami, chodź nie powinnaś nigdy cierpieć – Jego pewne spojrzenie odwiodło ją od myśli powiedzenia mu o tym że pod jego nieobecność przejrzała jego pokój i znalazła tam dokumenty sprzed siedmiu lat. Postanowiła że powie mu o tym, ale w odpowiednim czasie.

Ich spojrzenia skrzyżowały się, a wszystko w jej żołądku postanowiło zawirować jak na karuzeli w wesołym miasteczku. Patrzył na nią ze smutkiem, ona zaś z nadziej i ukojeniem. Zacisnęła mocniej swoją dłoń na jego.

Powoli zbliżyła swoją twarz do jego, tak że dzieliły ich milimetr. Bała się że znów jej ucieknie, lecz tym razem sam przyciągną ją bliżej. Ich usta spotkały się, całowali się delikatnie jakby był to pierwszy raz. Kruchy pocałunek, który mógł trwać całe wieki. Świat w ich umyśle zawirował, a wszystko inne przestało mieć znaczenie.

Wsuną swoje dłonie pomiędzy jej piękne aksamitne włosy, jej oplotły się dookoła jego szyi. Subtelny i spokojny pocałunek przerodził się w zachłanny, spowodowany obawą przed przerwaniem go.

Odsunęli się gwałtownie od siebie, ich oddechy były przyśpieszone. Przejechał dłonią po jej rozgrzanym, zarumienionym policzku.

- Tęskniłam – Szepnęła cicho tak jakby nie miał tego usłyszeć, jednak było inaczej. Jego reakcja zdziwiła ją tak samo jak ten pocałunek.

- Ja za tobą też – Subtelny pocałunek w usta i uśmiech na jego twarzy zatkał jej dech w piersiach, była tak szczęśliwa.

Świt był świadkiem tego zdarzenia, który nie planował ujawniać tajemnicy dwóch kochanków. Ptaki swoją muzyką urozmaicały magie tej chwili.

Patrzyła na niego wielkimi oczami, jakby była małą dziewczynką, którą zostawili w sklepie ze słodyczami na noc.

Reszta dnia mięła również wspaniale. W południe z misji wrócił Kisame, wspólnie zjedli śniadanie. Nie dało się ukryć zaskoczenia rybowatego gdy zobaczył Itachi’ego przy stole, a fakt że miał dobry nastrój i był w miarę rozmowny zwalił go z nóg. Wiedział że była to zasługa ciemnookiej i nie mylił się.

Po obiedzie para umówiła się na trening na polanie, oczywiście miał być to pierwszy trening Megami bez odważników. Uchiha jednak nie zmienił zdania co do tego że potrzebowała jeszcze czasu, by wygrać walkę samym tajjutsu. Ona jednak całkowicie się załamała, chciała uczyć się nowych jutsu, a nie udoskonalać jedynie te same kopnięcia i ciosy.

Bez słowa jednak poszła się przebrać do swojego pokoju, by przebrać się w wygodny struj do walki. Krótkie, czarne spodenki oraz to zasłaniający jedynie piesi, a na to siatkowana koszulka z rękawem ¾ bez dekoltu. Szybko związał włosy w kucyk i zbiegła na duł.

Triumfowała ponieważ była pierwsza na polanie, a co za tym idzie Uchiha był spóźniony. Stanowiło to idealny pretekst do małej sprzeczki, które wręcz kochała w dzieciństwie urządzać sobie przynajmniej raz dziennie z Itachi’m. Oczywiście z racji tego że była uroczą i grzeczną dziewczynką, zawsze to on musiał j przepraszać z nakazu rodziców.

Piękne czasy.

-Spóźniony – Rzuciła kunaiem w jego stronę gdy tylko pojawił się na polanie. Jego szybkość i precyzja była godna podziwu, bez wysiłku złapał lecący w jego stronę kunai jedną ręką. Megami uśmiechnęła się w jego stronę nieśmiało.

- Wybacz Kisame miał ważną sprawę. Za nim zaczniemy muszę ci powiedzieć że po jutrze znów ruszam na misje, zostaniesz sama w rezydencji..

- Nie, proszę.. – Szepnęła lekko przestraszona, wiedziała że Sasuke mógł obserwować dom i gdy tylko Itachi go opuści przyjdzie do niej. Nie chciała kolejnej jego wizyty, strasznie się bała jak może się skończyć.

- Uspokój się i daj mi skończyć. Za trzy dni przyjdą tu Sasori i Deidara, mam nadzieje że wytrzymasz jeden dzień sama. A teraz zaczynamy trening – Spojrzała na niego zdziwiona. On nic, a nic się nie martwił swoim bratem. Przecież pod jego nieobecność mógł zrobić wszystko z domem i z nią, a on mówił o tym tak beznamiętnie. Znów się podirytowała jego obojętną postawą do życia. Gdy tylko zdołała wyciągnąć z niego jakieś skrawki emocji on znów zamienił się w maszynę bez uczuć.

Zdjęła ciężarki z nóg i rąk ostrożnie kładąc na ziemi. Poczuła ulgę, było jej teraz tak lekko. W sumie nic dziwnego bo ciężarki które od niego dostała łącznie ważyły sto pięćdziesiąt kilko.

- Tak samo jak ostatnio walczysz używając tajjutsu – Nie zdążyła jeszcze porządnie skupić się na tym że ma walczyć, a wiej stronę już leciał klon Uchihy. To kolejna rzecz jaka ją w nim wkurzała, jednak miała jakieś uzasadnienie. W prawdziwej walce nikt się jej nie zapyta czy jest gotowa czy ma jeszcze chwile czekać.

Klon biegł na nią z kunaiem, czekała do ostatniej chwili, by zrobić unik. Musiała przyznać że jej ciało bez ciężarków było niesamowicie szybkie, poruszała się z płynnością i gracją będąc przy tym jak rakieta.

Mogła się spodziewać że walka z klonem mężczyzny nie będzie łatwa, od razu nawrócił i rzucił w nią parę shurikenów. Z gracją mijała wszystkie robią uniki, nawet na jej ustach było widać nikły uśmiech zadowolenia i satysfakcji.

Tym razem to ona przeszła do ataku. Szybki wyskok z pół obrotu i zasłona klona, zmyliła go odbiła się z prawej nogi chcąc kopnąć z lewej i tam dokładnie przygotował się na atak, w locie jednak w ostateczności zmieniła stronę wyprowadzając atak z prawej nogi. Zdziwiony klon nie przewidział tego, zostało tylko po nim kilka odlatujących kruków.

Zadowolona Megami uśmiechnęła się w stronę bruneta koło którego stał już kolejny klon gotowy do walki. Westchnęła załamana .

- Jeszcze raz – Prawdziwy Itachi uważnie przyglądał się jak radzi sobie z kolejnym klonem, nawet przez chwile się uśmiechną. Była tu tak krótko a tyle się nauczyła. Dobrze wiedział że miała w sobie nie wykorzystany potencjał, a jego celem było wykorzystanie go możliwie najlepiej jak się da. Jednak na tym etapie jakim jest potrzeba jej jeszcze sporo nauki, w jego głowie pojawił się myśl że może nie zdążyć nauczyć ją wszystkiego czego będzie potrzebowała, ale to nie wchodziło w grę. Musiał zdążyć nie było innej możliwości.

Megami w czasie tajemniczych przemyśleń chłopaka pokonała kolejnego klona, jednak na polanie pojawiły się kolejne dwa. Jęknęła przewlekle, on chciał ją wykończyć.

Trening trwał po południa, blondynka sama nie wiedziała jak wiele klonów załatwiła na polanie. Po siódmym straciła rachubę.

Na jej nieszczęście karooki postanowił że musi nosić ciężarki jeszcze trochę, ale żeby bardziej uprzykrzyć jej życie dołożył do nich odważników. Nie miała jednak czasu na kłócenie się z nim, była cała spocona, brudna. Musiała wziąć szybką kąpiel i zrobić obiad, była tak strasznie głodna że już na polanie żołądek zaczął jej burczeć z głodu prosząc o jedzenie. Zmęczona ruszyła na górę do swojego pokoju, Itachi w tym czasie został na tarasie rozmawiając z Kisame, który obserwował ich trening.



- Itachi czy nie uważasz że nauka tylu rzeczy w tak krótkim czasie jest dla niej nie odpowiednia? Nie wymagasz od niej za dużo? – Niebiesko skóry mężczyzna przejechał dłonią po swoich głosach zakłopotany że zwraca swojemu partnerowi uwagę.

- Musi to umieć, by być silną.. – I do spełnienia jego planu, stanie zaplanowanego planu. Wiedział że tak nie powinno być i Kisame ma racje, ale on nie miał czasu na naukę jej krok po kroku. Miał jeszcze wiele innych zajęć związanych na przykład z organizacją.

- Nie mogę Cię rozgryźć, twierdzisz że jest tu potrzebna tylko do jakiegoś zadania, nie chcesz powiedzieć jakiego i robisz z tego tajemnice, a gdy tylko przechodzi patrzysz na nią jakbyś się zakochał. To dziwne nie sądzisz ? – Zacisną mocniej zęby, mógł się tego spodziewać. Kisame nie był głupi, długo się znali, myślał jednak że dobrze maskuje swoje uczucia względem niej. Mylił się jednak.

- Daj spokój Kisame, to tylko przyjaciółka z dzieciństwa. Nic do niej nie czuje, nie czułem i nigdy nie mógłbym poczuć jeśli o to Ci chodzi – Skłamał, jednak kłamanie po tylu latach tak dobrze mu szło że robił to bez emocji. Tym razem było inaczej, poczuł ukłucie w sercu, jego własne sumienie. Wyparł się swojej miłości, a przecież darzył nią ja odkąd się poznali. Pierwszy raz od siedmiu lat miał wyrzuty sumienia.

Nieświadomi mężczyźni zmienili temat na inny, nie wiedzieli jednak że w kuchni przy uchylonych tarasowych drzwiach stała dziewczyna z pękniętym sercem. Znowu i znowu przez tego samego zimnego drania. Jego słowa, gesty były fałszywe i załamane on sam był cały fałszywy i zakłamany. Jak mogła mu zaufać, jak mogła aż tak pokochać.

Łzy spłynęły jej po policzkach, odwróciła się w stronę wyjścia i szybko wbiegła po schodach zamykając się w pokoju. W jej małym azylu do którego zło nie miało wstępu, w którym nikt nie mógł jej skrzywdzić.

Sunęła się po zamkniętych drzwiach chowając twarz w dłoniach, czuła się jakby ktoś wbił jej nóż prosto w serce. W pewnym sensie tak było, ale co ona się wyobrażała. Że on zdoła ją pokochać, stać się kim kiedyś był. To z góry było spisane na porażkę, jednak tak bardzo się łudziła że może się stać rzeczywiste. Jej życie spało w duł z hukiem roztrzaskując się o rzeczywistość.



Ranek przyszedł niespodziewanie. Całe ciało ją bolało, tej nocy zasnęła pod drzwiami, którymi szlochała poprzedniego dnia. Nie zeszła, by zrobić obiad czy kolację. Zaniepokojeni mężczyźni pukali do jej drzwi, ale odpowiadała że chce być sama i że nic się nie stało. Po kilkunastu próbach zaprzestali nachodzenia jej. Mogła w spokoju rozpaczać nad sobą i swoim życiem aż nie zasnęła.

Z bólem głowy i krzyża wstała z podłogi chcąc się wykąpać. Gorąca kąpiel skutecznie ukoiła jej nerwy i cało.

Wyszła z niej dopiero gdy woda całkiem nie wystygła, a po jej ciele nie przeszły dreszcze z zimna. Zniechęcona dalszym życiem założyła pierwszą lepszą koszule z napisem „FUCK LOVE I PREFERS SAKE” była adekwatna do sytuacji, oraz luźne dresy. Włosy spięła w kok i ruszyła na dół.

W kuchni siedział Kisame z Sasorim i Deidarą, los jej sprzyjał ponieważ nigdzie nie widziała Uchihy.

- Cześć Meg! – Entuzjazm blondyna opadł gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. Jego pełne ciepłe i radosne oraz jej zimne i oschłe. Minęła ich bez słowa wyjmując z lodówki mleko, nie miała ochoty na jedzenie, a już tym bardziej chęci, by zrobić coś bardziej ambitnego więc po prostu zjadła płatki na mleku.

- Meg czy coś się stało ? – W głosie Kisame był wyraźny niepokój, myślała o tym czy by mu nie powiedzieć. Jednak co go to interesowało jest taki sam jak Uchiha, morderca bez serca kochający tylko siebie. Wszyscy tacy byli.

- Nie – Odpowiedziała krótko siadając na krześle obok.

- Fajna koszulka – Tym razem głos zabrał Sasori, jednak nikt mu nie odpowiedział.

Akurat gdy Megami skończyła jeść śniadanie do pomieszczenia wszedł Itachi, od razu stał się weselszy na jej widok. Jednak doznał wielkiego szoku.

Minęła go w progu bez słowa, a między nimi powiał chłód. Jak gdyby go nie widziała poszła na górę do siebie, odwrócił się za nią, ale jej już nie było. Zmierzył towarzystwo mrożącym krew w żyłach wzrokiem, oni w odpowiedzi wzruszyli tylko ramionami. Dziwne, naprawdę. Nie zastanawiał się nad tym dłużej mieli misje do omówienia, a humory blond włosej muszą poczekać do obiadu.

Tego dnia zeszła na dół tylko dwa razy. Pierwszy gdy musiała zrobić obiad, nawet na nim nie została zaniosła swoją porcję na górę, by zjeść w samotności. Drugi raz zeszła po kolacji mając nadzieje że nikogo tam już nie będzie. Załamała się słysząc dźwięki z salonu. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i poszła tam, by zobaczyć co się dzieje.

W salonie siedzieli wszyscy po za Itachi’m, na środku stołu stało kilka butelek sake, chipsy i cola. Zdziwiło ją że najzwyczajniej w świecie robią sobie imprezę no, ale wiadomo czasem każdy musi się od stresować.

- Chodź do nas – Uśmiechnięta twarz Deidary w ostateczności ją przekonała. Chłopak przesuną się na drugą część kanapy robiąc jej miejsce. Fotele były zajęte prze Kisame i Sasori’ego.

- Kisame od kiedy palisz ? – Widok rekinowatego z papierosem był na prawdę komiczny. Jednak ucieszony Kisame wzruszył ramionami po chwili jednak wyciągną w jej stronę cała paczkę papierosów. Wzięła jednego dziękując mu.

Dawno nie paliła ostatni raz w Konoha, jednak dym z płuc był tym czego teraz chciała.

- To może ja poleje, Megami pijesz ? – Zacierający ręce blondyn chwycił jedną z butelek.

- Poproszę – Już po chwili stał przed nią kliszek i szklanka coli. Gdy tylko wszyscy mieli polane szkło poszło w górę, na raz wypiła zawartość kieliszka. Nie krzywił się wolno popiła trunek łykiem coli, wódka dziś wyjątkowo jej smakowała.

Podniosła swojego papierosa z popielniczki i kolejny raz zaciągnął się tytoniem wypuszczając z płuc biały dym.

W sumie zabawa była fajna, ale po drugiej butelce tak dziwnie wirował jej świat. Krew w żyłach pulsowała, a serce biło szybciej. Itachi teraz nie miał znaczenia, nie wie nawet czy gdyby wszedł do pokoju, by go poznała. Nie pamiętał nic liczyły się tylko te chwile.

Jej mięśnie za bardzo się rozluźniły, miała wrażenie jakby miała zaraz zsunąć się z kanapy. Na szczęście silne ramie Deidary nie pozwalało jej na to, obejmował jej ramiona trzymając w tali paląc kolejnego papierosa.

Po siódmym kieliszku nie liczyła, piła i paliła dalej. Cieszyła się że mężczyźni mieli podobne nastroje. Sasori siedział jak gdyby nic od czas udo czasu wybuchając głośnym śmiechem, Kisame cały czas żartował namawiając do polania kolejnej kolejki i paląc jak smok kolejne papierosy, Deidara krzywo, bo krzywo, ale dalej polewał alkohol pilnując, by Megami siedziała na kanapie przy czym uważnie ją obserwował coraz bardziej otwarcie ją obejmując i przybliżając się. Ona natomiast śmiała się ze wszystkiego, a zaloty Deidary sprawiały jej dużo przyjemności. Ta chwila mogła trwać wiecznie. Stan w którym była wymazał wszystkie złe wspomnienia tak jakby dopiero się urodziła.

Nic nie pamiętała, trochę nawet trudno było jej mówić w pewnym momencie wiec tylko się śmiała zabierając Kisame paczkę papierosów, która się w cale nie kończyła.

Wszyscy zamilkli gdy szklane drzwi salonu otworzyły się, a w progu stanął Itachi. Widać było po nim poirytowanie, ale gdy zobaczył że w śród mężczyzn jest Megami ogarnęła go wściekłość. Poczuł duże ukłucie w sercu widząc rękę Deidary na jej ramieniu oraz stan w jakim była. Zacisnął żeby starając się opanować, jak ona mogła się tak schlać.

- Koniec imprezy na dziś – Itachi nic sobie nie robił z okrzyków rozpaczy towarzystwa i jak się spodziewał jej były najgłośniejsze.

- Nie bądź taki sztywny i się dołącz – Cwaniacki uśmiech Deidary nie był w stanie wyprowadzić go z równowagi, ale głośny śmiech i potwierdzenie tych słów przez Megami przekroczył granice jego cierpliwości.

- Ty idziesz ze mną, a ty powiesz jeszcze słowo i będziesz spał na dworze. Powiedziałem już, koniec imprezy – Jego silna dłoń wyrwała ledwo ciepłą dziewczynę z objęć blondyna. Tak jak przypuszczał gdy tylko ją puścił przechyliła się jak krzywa wieża. Spojrzał na nią z irytacją i szybkim ruchem wziął na ręce, rzucając mordercze spojrzenie reszcie.

Wyszedł kierując się na górę, był głuchy na jak protesty, które ledwo co rozumiał przez bełkot spowodowany nadmiarem alkoholu. Skrzywił się czując od niej sake.

- Itachi muszę do łazienki – Starała się mówić najwyraźniej jak umiała gdy tylko doszli do jej pokoju. Przewrócił ostentacyjnie oczami i postawił ją na ziemi w progu łazienki. Od razu rzuciła się do muszli toalety, odgłosy krztuszenia się rozeszły się po całym pokoju. Mógł jej nie pomagać w końcu sama doprowadziła się do takiego stanu, ale nie umiał ją zostawić w takiej sytuacji. Podszedł do niej odgarniając jej włosy i trzymając je w górze, nie próbowała go odpędzić nie miała na to siły. Skończyła, a on podniósł ja z podłogi i od razu przechylił do wanny. Broniła się ale jego silne dłonie mocno trzymały jej ramiona.

Odkręcił zimną wodę i oblał nią jej włosy uważając, by się nie zakrztusiła wodą. Trzymał ją tak kilka minut, ale wyrwała się i znów jej twarz zniknęła w muszli. Jej odgłosy, były jeszcze głośniejsze niż wcześniej. Teraz rzygała już tylko żółcią co było dla niej najgorszą karą od dawna.

Gdy skończyła opadła na zimne kafelki zmęczona wymiotowaniem, spojrzała na niego wzrokiem zbitego psa. Sama nie wie co ją wtedy tknęło, ale po jej policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy.

Klękną koło niej ocierając jej łzy, odepchnęła jego dłoń. Nie wiedziała czemu tu był, ale czuła się żałośnie że musiał oglądać ja w takim stanie. Jednak było jej już wszystko jedno, wszystkie wspomnienia wróciły jeszcze mocniej raniąc jej duszę.

- Dlaczego mi pomagasz ? – Jej cichy szept odbił się echem od kafelków łazienki.

- Bo jesteś głupia, co Ci odbiło żeby się z nimi tak nachlać ? – Spuściła wzrok w płytki podłogi nie mogła na niego patrzeć. Jego dłoń złapała ja za podbródek i podniosła ku górze, patrzyli sobie w oczy. Ona pełna bólu i cierpienia oraz on zaniepokojony i przestraszony. Jego dotyk palił niczym ogień.

- Meg, co się stało? – Nie wytrzymała rozpłakała się na dobre. Przytulił ją do siebie gładząc po mokrych włosach i plecach. Chciała od niego uciec, ale też chciała czuć jego ciepło i bezpieczeństwo jakie dawały jej jego ramiona. Siedzieli tak jeszcze długo.

Postanowił jej pomóc się wykąpać wiec nalał zimnej wody do wanny, pomógł się rozebrać i wejść do wody. Nie miała oporów sama, by tego nie zrobiła.

Gdy tylko wytarła się i ubrała w piżamę asekurował ją cała drogę do łóżka. Było jej zimno trzęsła się. Przykrył ja kołdrą i przyniósł miskę stawiając obok szafki nocnej.

Sam usiadł na krawędzi łóżka gładząc jej lodowatą skórę na policzku. Nawet teraz była piękna tak bardzo mu się podobała że aż jego serce prawie nie wyskoczyło z piersi. Owszem mógł jej to powiedzieć, ale co by to zmieniło. Przecież był mordercą jego życie nigdy nie było normalne, nie chciał jej szufladkować. Jego życie było ciągłym ryzykiem, zawsze mogli go złapać i zabić, jeszcze był jego brat, który również pragną jego śmierci. Co wtedy, by z nią było, ta opcja nie wchodziła w grę.

Ale ona swoim zachowaniem, głupim i lekkomyślnym prowokowała go do tego, by był opiekuńczy, a tym samym mocniej się w niej zakochiwał. Był w błędnym kole. Do tego ta ręka Deidary na jej barkach, miał ochotę go wtedy zabić. Jednak ona nie jest jego własnością musiał to pojąc że teraz mógłby ją mieć każdy po za nim, to jej wybór. On mógł ją tylko chronić, nie mógłby za nią wybrać. Żałował tej nocy że ją sprowadził. Mógł pozwolić jej spokojnie żyć, ale co to za życie. Przynajmniej teraz on ma pewność że jest bezpieczna tak długo do póki jest w jej pobliżu.

Myślał nad tym długo, do póki nie zasnęła. Posiedział tam jeszcze chwile i ruszył na dół, by sprawdzić czy zgodnie z jego poleceniem skończyli imprezę.

Na szczęści na dole już nikogo nie było, jednak jego salon wyglądał jak pobojowisko. Westchną ciężko, ale nie dotkną niczego palcem oni to posprzątają i to rano. Zrezygnowany i zmęczony dzisiejszym dniem poszedł do siebie. Po drodze zajrzał jeszcze tylko do blondynki, by upewnić się czy śpi, ale spała kamiennym snem. W sumie nie dziwiło go po takiej ilości alkoholu.