" Byłem przerażony. Owszem, zapewniali, że to nie moja wina, ale to nie złagodziło mojej rozpaczy. Rozpaczy, którą musiałem zdusić, aż stała się częścią mnie. Bólu, który do mnie przylgnął" - Kim Harrison
Rozdział XII
Niebo. To na pewno było niebo, bo gdzie może być równie pięknie?
Uśmiechnęła się oczarowana otaczającym ją urokiem i pięknem. Zamknęła oczy rozkoszując się tą chwilą, czuła jak każda komórka jej ciała chłonie ją jakby była ostatnią w jej życiu. Zaciągnęła się zapachem ramenu, który unosił się z małej budki pod nimi. Otaczały ją miliony rozświetlonych lampionów oraz tłum ludzi kłębiący się pod jej stopami, widziała ich chodź oni nie mogli powiedzieć tego samego. Spojrzała na granat nieba, który rozświetlały gwiazdy. Lubiła oglądać konstelacje w dzieciństwie Itachi ją tego nauczył.
- I jak Ci się podoba? - Jego ciepły oddech wywołał dreszcze, był tak blisko niej. Nie czuła w jego głosie zimnego chłodu lecz cichy, subtelny i drżący jakby stresował się jej obecnością.
- Jest pięknie - Jej perłowy głos rozwiał się po okolicy. Była zachwycona miejscem w którym się znalazła, a mianowicie stała na dachu najwyższego i najpiękniejszego budynku w całej wiosce. Ta chwila była magiczna zupełnie jakby wyjęta z romantycznego filmu.
Oboje stali oparci o barierkę dachu otoczeni masą kwiatów, właściciele budynku założyli na dachu przepiękny ogród z małą altanką. Podziwiali festiwal oraz śmiali się z ludzi, którzy wydawali się armią mrówek. Megami jednak nie potrafiła cieszyć się w pełni tą chwilą, miała dziwne przeczucie że ta noc nie będzie taka jak zaplanowali, a on wyraźnie to dostrzegł.
- Co się stało? - Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Ostrze błysnęło groźnie w mroku, pchnął ją na barierkę, a sam odskoczył pod niewielki kwiat. Dziewczyna spojrzała przerażona w dół mocno trzymając się balustrady przez, którą prawie przeleciała. Do ziemi miała około pięciu pięter, a więc ten lot mógłby być jej ostatnim.
- Itachi uważaj !!! - Jej krzyk przeciął ciszę podobnie jak fala ostrych shurikenów lecących w stronę karookiego, który zrobił salto w tył unikając draśnięcia przez noże. Spanikowana rozejrzała się, by móc odnaleźć wzrokiem napastnika, ale wydawało się jakby zostali zaatakowani przez powietrze.
- Piękna scena, przepraszam że przeszkodziłem - Jak z podziemi wyłoniła się czwórka ludzi, jeden stał przed pozostałymi i chodź mieli na sobie płaszcze z kapturami ciężko było ich nie rozpoznać.
Sasuke. szepnęła bezgłośnie, za to Itachi wymówił to imię na głos z lekką kpiną i obojętnością.
- Czego tu szukasz? Uważasz że jesteś w stanie mnie pokonać, młodszy, głupszy braciszku? - Jego obelgi wyraźnie zdenerwowały napastnika, ale starszy Uchiha wydawał się być oazą spokoju. Stał nieugięty mierząc się z bratem na wzrok. Meg nawet nie zauważyła, kiedy z rękawa Sasuke wysunęła się katana, a on ruszył na brata. Widziała tylko iskry lecące spod stali, którą Itachi szybko zablokował cios. Skąd on w ogóle miał broń?!
To było dla niej za szybko, podziwiała ich szybkie ruchy niczym mrugnięcie oka w sercu modląc się, by wygrał Itachi lub, by znalazł dobry sposób na zniknięcie stąd.
- Meg za tobą! - Krzyk starszego Uchihy rozniósł się echem, odwróciła się z nadzieja że będzie szybsza. Dostrzegła za sobą zamachującego się chłopaka oraz wielki miecz błyszczący w świetle księżyca. Zamknęła oczy - nie zdąży uciec.
Poczuła jak coś odpycha ją w tył, boleśnie wylądowała na plecach, ale nie czuła uderzenia miecza. Otworzyła szybko oczy podnosząc się z ziemi. Zobaczyła tylko zarys sylwetki oraz Samehade.
- Kisame - Szepnęła widząc jak niebieski odpiera ataki przeciwnika bez najmniejszego problemu. Skąd on wiedział gdzie są? Nie mogła się nad tym długo zastanawiać i cieszyć się jego obecnością na polu walki. Skoro Kisame i Itachi zajęli się dwójką została jeszcze kolejna dwójka. W ostatniej chwili zrobiła unik, obok niej wylądowała czyjaś pięść robiąca zagłębienie w kafelkach tarasu, przeraziła się tak wielkiej siły. Nacierał na nią rudowłosy chłopak, ale w trakcie biegu dostrzegła w nim zmianę. Jego przeklęta pieczęć uaktywniła się, a on zmienił się w potwora z rogami. Odskoczyła w tył blokując jego atak. Spanikowała widząc w jego oczach żądze krwi oraz ślinę cieknącą z ust. Jego potworny śmiech paraliżował jej ciało.
Uniknęła jego ciosu wyprowadzając piękną kontrę trafiając prosto w jego brzuch, odleciał kilka metrów w tył jednak niewiele to dało. Jego mocny zamach i szarża wprost na nią sprawiła że uderzyła głową w donice jednego z kwiatów.
Podszedł do niej trzymając w rękach olbrzymi wazon. Nie widziała za dobrze, obraz zaczął tracić ostrość.
- Zabierz ją stąd! - Usłyszała czyjś głos z oddali. Chciała walczyć, bronić się, ale ciało było zbyt ciężkie. Czuła jak mięśnie odpuszczają dalszą walkę, zaraz po nich podawać się zaczęła świadomość.
- Itachi.. - Szepnęła, a bynajmniej tak jej się zdawało. Z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk, zaczęła ogarniać ją ciemność. Powieki stawały się cięższe z każdą sekundą. Gdy podniósł ją z ziemi na wpół przytomną miała wrażenie jakby leciała na skrzydłach w stronę nieba. Plamy zaczęły się powiększać aż obraz kompletnie nie zniknął.
Minęły trzy tygodnie od festiwalu Lata. Ślad po Megami przepadł, gdyby nie wspomnienia można, by było sądzić że w ogóle nie istniała w jego życiu.
Mężczyzna stał na balkonie, widać było jakby przynajmniej od kilku dni nie zmrużył oka. Jego włosy były potargane i rozwiewane przez wiatr, cera blada bardziej niż zwykle, a wory pod oczami były prawie sine. Z jego ust wyleciał dym. Nie palił od czterech lat, ale w tej sytuacji papierosy stanowiły jedyne uspokojenie.
Zdruzgotanym wzrokiem lustrował otaczający go las, miał świadomość że gdzieś w tych gęstwinach ona jest i czeka na niego. Serce mu omal nie stanęło gdy wrócił do posiadłości i uświadomił sobie że to nie żart, że nie był w stanie jej obronić.
- Od kiedy palisz? - Jakby znikąd za jego plecami wylądowała postać w czarnym płaszczu z czerwonymi chmurami. Zagryzł wargi z gniewu. Jak mógł się zniżyć do tego poziomu, by prosić go o cokolwiek. Jednak w tej sytuacji jego duma się nie liczyła, zaprzedałby duszę samemu diabłu gdyby mógł ją odzyskać.
- Nie czas na twoje wygłupy Madara, muszę znaleźć te dziewczynę nim będzie za późno.. - Twarz mężczyzny była zasłonięta pomarańczową maską z otworem na oko, ale po mimo tego wiedział że na jego twarzy widnieje perfidny uśmiech triumfu. Zgasił papierosa na barierce, wyrzucając go przed siebie i odwracając przodem do rozmówcy. Czarne włosy jego towarzysza delikatnie rozwiały się przez podmuch wiatru, a w jego oczach zalśnił czerwony błysk. Sharingan.
- Czyżbym poznał twoją słabość Itachi? Kogo jak kogo, ale Ciebie nie posądzałbym o jakiekolwiek wyższe uczucia do kobiety.. - Jego niski śmiech rozniósł się dookoła, po mimo tego że była to wyraźna prowokacja starał się zachować spokój. Jego krewny był jedyną osobą, która mogła odnaleźć jego ukochaną. Zacisnął pięść mierząc go morderczym wzrokiem.
- zgoda, niech Ci będzie, pomogę odnaleźć te dziewczynę.. - Nie skończył mówić, a zniknął tak nagle jak się pojawił. Kamień z serca spadł karookiemu, ale dalej stał w miejscu. Wyciągnął kolejnego papierosa z paczki, zaciągając się szarym dymem. Obserwował jak leniwie ulatniał się w górę, tak samo jak każda przeżyta z nią chwila.
- Znajdę Cię, obiecuję.. - Szepnął do siebie, a potem znów przyłożył papierosa do ust kolejny raz zaciągając się najgłębiej jak mógł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz