czwartek, 8 sierpnia 2013
Rozdział V
” Ona zrozumiała, że musi o nim zapomnieć. On gdy zobaczył ją z innym poczuł że tęskni…”
Rozdział V
Dni mijały powoli. Ogarniała je melancholia i pustka. Megami całymi dniami czytała książki, robiła posiłki i chodziła od czasu do czasu na treningi. Przeważnie z klonami Itachi’ego, bo on sam osobiście pojawiał się tylko na posiłkach i to też rzadko.
Karooki całe dni spędzał w swoim pokoju gdzie nikt go nie mógł widzieć, jego dusza była teraz kompletnie pusta, nawet w tym kolorowym świecie stał się czarno-biały. Izolował się, by móc zapomnieć o niej i tamtej nocy. Jednak poczucie że jest w pokoju naprzeciwko, przypominała mu smak jej ust, dźwięk jej szybkiego oddechu i jej różany zapach. Na samo wspomnienie robiło mu się gorąco, dlatego postanowił nie przebywać w jej towarzystwie.
Ona natomiast starała się zapomnieć o tym nie dając sobie wolnej chwili. Całe dnie zlatywały jej na przeróżnych zajęciach głównie były to treningi, gotowanie i czytanie rozmaitych książek. Pochłaniały ją tak że nie miała siły nawet wrócić wspomnieniami do tamtego wieczora. Jednak mrok nocy nie był taki łaskawy, zawsze zanim zasnęła w jej głowie krążyły myśli. Co robi, czy o niej myśli, dlaczego tak się stało, czy kiedyś znów będzie normalnie? Te myśli zadręczały ją chodź wiedziała, że nie ma na nie odpowiedzi.
Kolejne dni były do siebie bardzo podobne. W końcu nadeszło lato, ciepłe jak zawsze w tym regionie. Cudowny zielony las wabił swoim szumem drzew, który gdy tylko zamykało się oczy wabił ludzi, zamieniał się w prawdziwą muzykę w duecie z ptakami.
Blond włosa w rezydencji Uchihów gościła już przeszło trzy miesiące, z każdym dniem przyzwyczajając się do atmosfery w domu i tym że śpi pod jednym dachem z mordercą. W tym okresie poznała jeszcze trzech członków Akatsuki. Sasoriego z Czerwonego piasku, Władce marionetek o przepięknych czekoladowych oczach i płomiennym czerwonych włosach. Deidare z Iwagakure, młodego blondyna o długich włosach, delikatnych rysach twarzy i w kolorze błękitnego nieba oczach. Kochał sztukę jak Sasori, jednak była dla niego ulotna co tłumaczyło jego zafascynowanie wybuchami i wysadzaniem. Ostatni był Zetsu, tajemniczy zjawił się nagle i tak samo nagle znikną, nie zdążyła nawet dowiedzieć się nic o nim. Jednak pamięta jego wygląd, przeciętny wzrost, żółte oczy, ciało podzielone na biało-czarną część i muchołówka wychodząca z ramion. Nie wzbudził jej sympatii, zwłaszcza po tym czego dowiedziała się od Kisame. Chodząca roślinka miała dziwną dietę, a mianowicie gustowała w ludziach.
Pewnego dnia Megami obudziła się rano, tuż po wschodzie słońca. Nie mogła spać męczyły ją różne koszmary, postanowiła że czas do śniadania spędzi pijąc kawę na ganku.
Jej stałe miejsce jednak było już zajęte co wywołało jej zdumienie, jednak bardziej zdziwiła się gdy przez zaspane oczy dostrzegła osobę która beznamiętnym wzrokiem obserwowała poranny las.
Chłopak widząc ja przesuną się dając jej do zrozumienia, by usiała koło niego. Zaskoczona jego widokiem próbowała poruszyć swoimi nogami w jego stronę, z trudem się to udało.
Podziwiała jego twarz w świetle dnia ostatni raz widziała jego prawdziwe oblicze około miesiąca temu, zbladł i widać było też że schudł przez ten czas. Jednak nie liczyło się dla niej jak teraz wyglądał, a jedynie to że jej serce znów przyśpieszyło rytm.
Martwiła się jednak o to że te zmiany w nim nadeszły tak szybko. Zakaszlał sucho, zmierzyła go badawczym wzrokiem.
- Co tu robisz Megami tak rano ? – Gdy jego głos znów się mu podporządkował zadał jej pytanie nie patrząc na nią. Uśmiechnęła się blado rozmowa z nim ją bolała, ale napełniała też ogromną radością. Z nim było podobnie. Byli pełni skrajności jeśli chodziło o uczucia do siebie, postanowili robić dobra minę do złej gry.
- To samo co ty Itachi, siedzę sobie. Nie mogłam zasnąć… – Od razu w jego głowie pojawiło się wspomnienie jak próbował ją wyrwać z koszmaru.
- Przepraszam Meg – Chłód z jego głosu całkowicie wyparował, została jedynie krucha i ból. Tym razem czuła że siedzi obok dawnego Itachi’ego Uchihy, tego którego pragnęła widzieć. Chodź poczuła gwałtowne ukłucie w sercu, nie chciała, by tak wyglądał. Saby, załamany, skruszony, ten widok cholernie bolał.
- Za co mnie przepraszasz Itachi? – Przełknęła ślinę uważnie obserwując go. Złapał jej dłoń i podniósł tak by swoimi wargami delikatnie musnąć ich wierzch. Nie puścił jednak jej mocniej zaciskają swój uścisk.
- Za wszystko co zrobiłem za wszystko przez co cierpiałaś Megami, chodź nie powinnaś nigdy cierpieć – Jego pewne spojrzenie odwiodło ją od myśli powiedzenia mu o tym że pod jego nieobecność przejrzała jego pokój i znalazła tam dokumenty sprzed siedmiu lat. Postanowiła że powie mu o tym, ale w odpowiednim czasie.
Ich spojrzenia skrzyżowały się, a wszystko w jej żołądku postanowiło zawirować jak na karuzeli w wesołym miasteczku. Patrzył na nią ze smutkiem, ona zaś z nadziej i ukojeniem. Zacisnęła mocniej swoją dłoń na jego.
Powoli zbliżyła swoją twarz do jego, tak że dzieliły ich milimetr. Bała się że znów jej ucieknie, lecz tym razem sam przyciągną ją bliżej. Ich usta spotkały się, całowali się delikatnie jakby był to pierwszy raz. Kruchy pocałunek, który mógł trwać całe wieki. Świat w ich umyśle zawirował, a wszystko inne przestało mieć znaczenie.
Wsuną swoje dłonie pomiędzy jej piękne aksamitne włosy, jej oplotły się dookoła jego szyi. Subtelny i spokojny pocałunek przerodził się w zachłanny, spowodowany obawą przed przerwaniem go.
Odsunęli się gwałtownie od siebie, ich oddechy były przyśpieszone. Przejechał dłonią po jej rozgrzanym, zarumienionym policzku.
- Tęskniłam – Szepnęła cicho tak jakby nie miał tego usłyszeć, jednak było inaczej. Jego reakcja zdziwiła ją tak samo jak ten pocałunek.
- Ja za tobą też – Subtelny pocałunek w usta i uśmiech na jego twarzy zatkał jej dech w piersiach, była tak szczęśliwa.
Świt był świadkiem tego zdarzenia, który nie planował ujawniać tajemnicy dwóch kochanków. Ptaki swoją muzyką urozmaicały magie tej chwili.
Patrzyła na niego wielkimi oczami, jakby była małą dziewczynką, którą zostawili w sklepie ze słodyczami na noc.
Reszta dnia mięła również wspaniale. W południe z misji wrócił Kisame, wspólnie zjedli śniadanie. Nie dało się ukryć zaskoczenia rybowatego gdy zobaczył Itachi’ego przy stole, a fakt że miał dobry nastrój i był w miarę rozmowny zwalił go z nóg. Wiedział że była to zasługa ciemnookiej i nie mylił się.
Po obiedzie para umówiła się na trening na polanie, oczywiście miał być to pierwszy trening Megami bez odważników. Uchiha jednak nie zmienił zdania co do tego że potrzebowała jeszcze czasu, by wygrać walkę samym tajjutsu. Ona jednak całkowicie się załamała, chciała uczyć się nowych jutsu, a nie udoskonalać jedynie te same kopnięcia i ciosy.
Bez słowa jednak poszła się przebrać do swojego pokoju, by przebrać się w wygodny struj do walki. Krótkie, czarne spodenki oraz to zasłaniający jedynie piesi, a na to siatkowana koszulka z rękawem ¾ bez dekoltu. Szybko związał włosy w kucyk i zbiegła na duł.
Triumfowała ponieważ była pierwsza na polanie, a co za tym idzie Uchiha był spóźniony. Stanowiło to idealny pretekst do małej sprzeczki, które wręcz kochała w dzieciństwie urządzać sobie przynajmniej raz dziennie z Itachi’m. Oczywiście z racji tego że była uroczą i grzeczną dziewczynką, zawsze to on musiał j przepraszać z nakazu rodziców.
Piękne czasy.
-Spóźniony – Rzuciła kunaiem w jego stronę gdy tylko pojawił się na polanie. Jego szybkość i precyzja była godna podziwu, bez wysiłku złapał lecący w jego stronę kunai jedną ręką. Megami uśmiechnęła się w jego stronę nieśmiało.
- Wybacz Kisame miał ważną sprawę. Za nim zaczniemy muszę ci powiedzieć że po jutrze znów ruszam na misje, zostaniesz sama w rezydencji..
- Nie, proszę.. – Szepnęła lekko przestraszona, wiedziała że Sasuke mógł obserwować dom i gdy tylko Itachi go opuści przyjdzie do niej. Nie chciała kolejnej jego wizyty, strasznie się bała jak może się skończyć.
- Uspokój się i daj mi skończyć. Za trzy dni przyjdą tu Sasori i Deidara, mam nadzieje że wytrzymasz jeden dzień sama. A teraz zaczynamy trening – Spojrzała na niego zdziwiona. On nic, a nic się nie martwił swoim bratem. Przecież pod jego nieobecność mógł zrobić wszystko z domem i z nią, a on mówił o tym tak beznamiętnie. Znów się podirytowała jego obojętną postawą do życia. Gdy tylko zdołała wyciągnąć z niego jakieś skrawki emocji on znów zamienił się w maszynę bez uczuć.
Zdjęła ciężarki z nóg i rąk ostrożnie kładąc na ziemi. Poczuła ulgę, było jej teraz tak lekko. W sumie nic dziwnego bo ciężarki które od niego dostała łącznie ważyły sto pięćdziesiąt kilko.
- Tak samo jak ostatnio walczysz używając tajjutsu – Nie zdążyła jeszcze porządnie skupić się na tym że ma walczyć, a wiej stronę już leciał klon Uchihy. To kolejna rzecz jaka ją w nim wkurzała, jednak miała jakieś uzasadnienie. W prawdziwej walce nikt się jej nie zapyta czy jest gotowa czy ma jeszcze chwile czekać.
Klon biegł na nią z kunaiem, czekała do ostatniej chwili, by zrobić unik. Musiała przyznać że jej ciało bez ciężarków było niesamowicie szybkie, poruszała się z płynnością i gracją będąc przy tym jak rakieta.
Mogła się spodziewać że walka z klonem mężczyzny nie będzie łatwa, od razu nawrócił i rzucił w nią parę shurikenów. Z gracją mijała wszystkie robią uniki, nawet na jej ustach było widać nikły uśmiech zadowolenia i satysfakcji.
Tym razem to ona przeszła do ataku. Szybki wyskok z pół obrotu i zasłona klona, zmyliła go odbiła się z prawej nogi chcąc kopnąć z lewej i tam dokładnie przygotował się na atak, w locie jednak w ostateczności zmieniła stronę wyprowadzając atak z prawej nogi. Zdziwiony klon nie przewidział tego, zostało tylko po nim kilka odlatujących kruków.
Zadowolona Megami uśmiechnęła się w stronę bruneta koło którego stał już kolejny klon gotowy do walki. Westchnęła załamana .
- Jeszcze raz – Prawdziwy Itachi uważnie przyglądał się jak radzi sobie z kolejnym klonem, nawet przez chwile się uśmiechną. Była tu tak krótko a tyle się nauczyła. Dobrze wiedział że miała w sobie nie wykorzystany potencjał, a jego celem było wykorzystanie go możliwie najlepiej jak się da. Jednak na tym etapie jakim jest potrzeba jej jeszcze sporo nauki, w jego głowie pojawił się myśl że może nie zdążyć nauczyć ją wszystkiego czego będzie potrzebowała, ale to nie wchodziło w grę. Musiał zdążyć nie było innej możliwości.
Megami w czasie tajemniczych przemyśleń chłopaka pokonała kolejnego klona, jednak na polanie pojawiły się kolejne dwa. Jęknęła przewlekle, on chciał ją wykończyć.
Trening trwał po południa, blondynka sama nie wiedziała jak wiele klonów załatwiła na polanie. Po siódmym straciła rachubę.
Na jej nieszczęście karooki postanowił że musi nosić ciężarki jeszcze trochę, ale żeby bardziej uprzykrzyć jej życie dołożył do nich odważników. Nie miała jednak czasu na kłócenie się z nim, była cała spocona, brudna. Musiała wziąć szybką kąpiel i zrobić obiad, była tak strasznie głodna że już na polanie żołądek zaczął jej burczeć z głodu prosząc o jedzenie. Zmęczona ruszyła na górę do swojego pokoju, Itachi w tym czasie został na tarasie rozmawiając z Kisame, który obserwował ich trening.
- Itachi czy nie uważasz że nauka tylu rzeczy w tak krótkim czasie jest dla niej nie odpowiednia? Nie wymagasz od niej za dużo? – Niebiesko skóry mężczyzna przejechał dłonią po swoich głosach zakłopotany że zwraca swojemu partnerowi uwagę.
- Musi to umieć, by być silną.. – I do spełnienia jego planu, stanie zaplanowanego planu. Wiedział że tak nie powinno być i Kisame ma racje, ale on nie miał czasu na naukę jej krok po kroku. Miał jeszcze wiele innych zajęć związanych na przykład z organizacją.
- Nie mogę Cię rozgryźć, twierdzisz że jest tu potrzebna tylko do jakiegoś zadania, nie chcesz powiedzieć jakiego i robisz z tego tajemnice, a gdy tylko przechodzi patrzysz na nią jakbyś się zakochał. To dziwne nie sądzisz ? – Zacisną mocniej zęby, mógł się tego spodziewać. Kisame nie był głupi, długo się znali, myślał jednak że dobrze maskuje swoje uczucia względem niej. Mylił się jednak.
- Daj spokój Kisame, to tylko przyjaciółka z dzieciństwa. Nic do niej nie czuje, nie czułem i nigdy nie mógłbym poczuć jeśli o to Ci chodzi – Skłamał, jednak kłamanie po tylu latach tak dobrze mu szło że robił to bez emocji. Tym razem było inaczej, poczuł ukłucie w sercu, jego własne sumienie. Wyparł się swojej miłości, a przecież darzył nią ja odkąd się poznali. Pierwszy raz od siedmiu lat miał wyrzuty sumienia.
Nieświadomi mężczyźni zmienili temat na inny, nie wiedzieli jednak że w kuchni przy uchylonych tarasowych drzwiach stała dziewczyna z pękniętym sercem. Znowu i znowu przez tego samego zimnego drania. Jego słowa, gesty były fałszywe i załamane on sam był cały fałszywy i zakłamany. Jak mogła mu zaufać, jak mogła aż tak pokochać.
Łzy spłynęły jej po policzkach, odwróciła się w stronę wyjścia i szybko wbiegła po schodach zamykając się w pokoju. W jej małym azylu do którego zło nie miało wstępu, w którym nikt nie mógł jej skrzywdzić.
Sunęła się po zamkniętych drzwiach chowając twarz w dłoniach, czuła się jakby ktoś wbił jej nóż prosto w serce. W pewnym sensie tak było, ale co ona się wyobrażała. Że on zdoła ją pokochać, stać się kim kiedyś był. To z góry było spisane na porażkę, jednak tak bardzo się łudziła że może się stać rzeczywiste. Jej życie spało w duł z hukiem roztrzaskując się o rzeczywistość.
Ranek przyszedł niespodziewanie. Całe ciało ją bolało, tej nocy zasnęła pod drzwiami, którymi szlochała poprzedniego dnia. Nie zeszła, by zrobić obiad czy kolację. Zaniepokojeni mężczyźni pukali do jej drzwi, ale odpowiadała że chce być sama i że nic się nie stało. Po kilkunastu próbach zaprzestali nachodzenia jej. Mogła w spokoju rozpaczać nad sobą i swoim życiem aż nie zasnęła.
Z bólem głowy i krzyża wstała z podłogi chcąc się wykąpać. Gorąca kąpiel skutecznie ukoiła jej nerwy i cało.
Wyszła z niej dopiero gdy woda całkiem nie wystygła, a po jej ciele nie przeszły dreszcze z zimna. Zniechęcona dalszym życiem założyła pierwszą lepszą koszule z napisem „FUCK LOVE I PREFERS SAKE” była adekwatna do sytuacji, oraz luźne dresy. Włosy spięła w kok i ruszyła na dół.
W kuchni siedział Kisame z Sasorim i Deidarą, los jej sprzyjał ponieważ nigdzie nie widziała Uchihy.
- Cześć Meg! – Entuzjazm blondyna opadł gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. Jego pełne ciepłe i radosne oraz jej zimne i oschłe. Minęła ich bez słowa wyjmując z lodówki mleko, nie miała ochoty na jedzenie, a już tym bardziej chęci, by zrobić coś bardziej ambitnego więc po prostu zjadła płatki na mleku.
- Meg czy coś się stało ? – W głosie Kisame był wyraźny niepokój, myślała o tym czy by mu nie powiedzieć. Jednak co go to interesowało jest taki sam jak Uchiha, morderca bez serca kochający tylko siebie. Wszyscy tacy byli.
- Nie – Odpowiedziała krótko siadając na krześle obok.
- Fajna koszulka – Tym razem głos zabrał Sasori, jednak nikt mu nie odpowiedział.
Akurat gdy Megami skończyła jeść śniadanie do pomieszczenia wszedł Itachi, od razu stał się weselszy na jej widok. Jednak doznał wielkiego szoku.
Minęła go w progu bez słowa, a między nimi powiał chłód. Jak gdyby go nie widziała poszła na górę do siebie, odwrócił się za nią, ale jej już nie było. Zmierzył towarzystwo mrożącym krew w żyłach wzrokiem, oni w odpowiedzi wzruszyli tylko ramionami. Dziwne, naprawdę. Nie zastanawiał się nad tym dłużej mieli misje do omówienia, a humory blond włosej muszą poczekać do obiadu.
Tego dnia zeszła na dół tylko dwa razy. Pierwszy gdy musiała zrobić obiad, nawet na nim nie została zaniosła swoją porcję na górę, by zjeść w samotności. Drugi raz zeszła po kolacji mając nadzieje że nikogo tam już nie będzie. Załamała się słysząc dźwięki z salonu. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i poszła tam, by zobaczyć co się dzieje.
W salonie siedzieli wszyscy po za Itachi’m, na środku stołu stało kilka butelek sake, chipsy i cola. Zdziwiło ją że najzwyczajniej w świecie robią sobie imprezę no, ale wiadomo czasem każdy musi się od stresować.
- Chodź do nas – Uśmiechnięta twarz Deidary w ostateczności ją przekonała. Chłopak przesuną się na drugą część kanapy robiąc jej miejsce. Fotele były zajęte prze Kisame i Sasori’ego.
- Kisame od kiedy palisz ? – Widok rekinowatego z papierosem był na prawdę komiczny. Jednak ucieszony Kisame wzruszył ramionami po chwili jednak wyciągną w jej stronę cała paczkę papierosów. Wzięła jednego dziękując mu.
Dawno nie paliła ostatni raz w Konoha, jednak dym z płuc był tym czego teraz chciała.
- To może ja poleje, Megami pijesz ? – Zacierający ręce blondyn chwycił jedną z butelek.
- Poproszę – Już po chwili stał przed nią kliszek i szklanka coli. Gdy tylko wszyscy mieli polane szkło poszło w górę, na raz wypiła zawartość kieliszka. Nie krzywił się wolno popiła trunek łykiem coli, wódka dziś wyjątkowo jej smakowała.
Podniosła swojego papierosa z popielniczki i kolejny raz zaciągnął się tytoniem wypuszczając z płuc biały dym.
W sumie zabawa była fajna, ale po drugiej butelce tak dziwnie wirował jej świat. Krew w żyłach pulsowała, a serce biło szybciej. Itachi teraz nie miał znaczenia, nie wie nawet czy gdyby wszedł do pokoju, by go poznała. Nie pamiętał nic liczyły się tylko te chwile.
Jej mięśnie za bardzo się rozluźniły, miała wrażenie jakby miała zaraz zsunąć się z kanapy. Na szczęście silne ramie Deidary nie pozwalało jej na to, obejmował jej ramiona trzymając w tali paląc kolejnego papierosa.
Po siódmym kieliszku nie liczyła, piła i paliła dalej. Cieszyła się że mężczyźni mieli podobne nastroje. Sasori siedział jak gdyby nic od czas udo czasu wybuchając głośnym śmiechem, Kisame cały czas żartował namawiając do polania kolejnej kolejki i paląc jak smok kolejne papierosy, Deidara krzywo, bo krzywo, ale dalej polewał alkohol pilnując, by Megami siedziała na kanapie przy czym uważnie ją obserwował coraz bardziej otwarcie ją obejmując i przybliżając się. Ona natomiast śmiała się ze wszystkiego, a zaloty Deidary sprawiały jej dużo przyjemności. Ta chwila mogła trwać wiecznie. Stan w którym była wymazał wszystkie złe wspomnienia tak jakby dopiero się urodziła.
Nic nie pamiętała, trochę nawet trudno było jej mówić w pewnym momencie wiec tylko się śmiała zabierając Kisame paczkę papierosów, która się w cale nie kończyła.
Wszyscy zamilkli gdy szklane drzwi salonu otworzyły się, a w progu stanął Itachi. Widać było po nim poirytowanie, ale gdy zobaczył że w śród mężczyzn jest Megami ogarnęła go wściekłość. Poczuł duże ukłucie w sercu widząc rękę Deidary na jej ramieniu oraz stan w jakim była. Zacisnął żeby starając się opanować, jak ona mogła się tak schlać.
- Koniec imprezy na dziś – Itachi nic sobie nie robił z okrzyków rozpaczy towarzystwa i jak się spodziewał jej były najgłośniejsze.
- Nie bądź taki sztywny i się dołącz – Cwaniacki uśmiech Deidary nie był w stanie wyprowadzić go z równowagi, ale głośny śmiech i potwierdzenie tych słów przez Megami przekroczył granice jego cierpliwości.
- Ty idziesz ze mną, a ty powiesz jeszcze słowo i będziesz spał na dworze. Powiedziałem już, koniec imprezy – Jego silna dłoń wyrwała ledwo ciepłą dziewczynę z objęć blondyna. Tak jak przypuszczał gdy tylko ją puścił przechyliła się jak krzywa wieża. Spojrzał na nią z irytacją i szybkim ruchem wziął na ręce, rzucając mordercze spojrzenie reszcie.
Wyszedł kierując się na górę, był głuchy na jak protesty, które ledwo co rozumiał przez bełkot spowodowany nadmiarem alkoholu. Skrzywił się czując od niej sake.
- Itachi muszę do łazienki – Starała się mówić najwyraźniej jak umiała gdy tylko doszli do jej pokoju. Przewrócił ostentacyjnie oczami i postawił ją na ziemi w progu łazienki. Od razu rzuciła się do muszli toalety, odgłosy krztuszenia się rozeszły się po całym pokoju. Mógł jej nie pomagać w końcu sama doprowadziła się do takiego stanu, ale nie umiał ją zostawić w takiej sytuacji. Podszedł do niej odgarniając jej włosy i trzymając je w górze, nie próbowała go odpędzić nie miała na to siły. Skończyła, a on podniósł ja z podłogi i od razu przechylił do wanny. Broniła się ale jego silne dłonie mocno trzymały jej ramiona.
Odkręcił zimną wodę i oblał nią jej włosy uważając, by się nie zakrztusiła wodą. Trzymał ją tak kilka minut, ale wyrwała się i znów jej twarz zniknęła w muszli. Jej odgłosy, były jeszcze głośniejsze niż wcześniej. Teraz rzygała już tylko żółcią co było dla niej najgorszą karą od dawna.
Gdy skończyła opadła na zimne kafelki zmęczona wymiotowaniem, spojrzała na niego wzrokiem zbitego psa. Sama nie wie co ją wtedy tknęło, ale po jej policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy.
Klękną koło niej ocierając jej łzy, odepchnęła jego dłoń. Nie wiedziała czemu tu był, ale czuła się żałośnie że musiał oglądać ja w takim stanie. Jednak było jej już wszystko jedno, wszystkie wspomnienia wróciły jeszcze mocniej raniąc jej duszę.
- Dlaczego mi pomagasz ? – Jej cichy szept odbił się echem od kafelków łazienki.
- Bo jesteś głupia, co Ci odbiło żeby się z nimi tak nachlać ? – Spuściła wzrok w płytki podłogi nie mogła na niego patrzeć. Jego dłoń złapała ja za podbródek i podniosła ku górze, patrzyli sobie w oczy. Ona pełna bólu i cierpienia oraz on zaniepokojony i przestraszony. Jego dotyk palił niczym ogień.
- Meg, co się stało? – Nie wytrzymała rozpłakała się na dobre. Przytulił ją do siebie gładząc po mokrych włosach i plecach. Chciała od niego uciec, ale też chciała czuć jego ciepło i bezpieczeństwo jakie dawały jej jego ramiona. Siedzieli tak jeszcze długo.
Postanowił jej pomóc się wykąpać wiec nalał zimnej wody do wanny, pomógł się rozebrać i wejść do wody. Nie miała oporów sama, by tego nie zrobiła.
Gdy tylko wytarła się i ubrała w piżamę asekurował ją cała drogę do łóżka. Było jej zimno trzęsła się. Przykrył ja kołdrą i przyniósł miskę stawiając obok szafki nocnej.
Sam usiadł na krawędzi łóżka gładząc jej lodowatą skórę na policzku. Nawet teraz była piękna tak bardzo mu się podobała że aż jego serce prawie nie wyskoczyło z piersi. Owszem mógł jej to powiedzieć, ale co by to zmieniło. Przecież był mordercą jego życie nigdy nie było normalne, nie chciał jej szufladkować. Jego życie było ciągłym ryzykiem, zawsze mogli go złapać i zabić, jeszcze był jego brat, który również pragną jego śmierci. Co wtedy, by z nią było, ta opcja nie wchodziła w grę.
Ale ona swoim zachowaniem, głupim i lekkomyślnym prowokowała go do tego, by był opiekuńczy, a tym samym mocniej się w niej zakochiwał. Był w błędnym kole. Do tego ta ręka Deidary na jej barkach, miał ochotę go wtedy zabić. Jednak ona nie jest jego własnością musiał to pojąc że teraz mógłby ją mieć każdy po za nim, to jej wybór. On mógł ją tylko chronić, nie mógłby za nią wybrać. Żałował tej nocy że ją sprowadził. Mógł pozwolić jej spokojnie żyć, ale co to za życie. Przynajmniej teraz on ma pewność że jest bezpieczna tak długo do póki jest w jej pobliżu.
Myślał nad tym długo, do póki nie zasnęła. Posiedział tam jeszcze chwile i ruszył na dół, by sprawdzić czy zgodnie z jego poleceniem skończyli imprezę.
Na szczęści na dole już nikogo nie było, jednak jego salon wyglądał jak pobojowisko. Westchną ciężko, ale nie dotkną niczego palcem oni to posprzątają i to rano. Zrezygnowany i zmęczony dzisiejszym dniem poszedł do siebie. Po drodze zajrzał jeszcze tylko do blondynki, by upewnić się czy śpi, ale spała kamiennym snem. W sumie nie dziwiło go po takiej ilości alkoholu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz