"Wojna. Kto jej nie poznał, nie wie, co się naprawdę, kryje się w człowieku" - Carlos Ruiz Zafon
Rozdział XI
Spodziewała się go, mówił zanim wyszedł że zajrzy do niej jeszcze. Uśmiechnęła się delikatnie na jego widok zamykającego cicho drzwi, widziała jednak po nim coś złego. Cień wątpliwości, obawę i lęk na jego dotąd zawsze kamiennej twarzy. W głowie pojawiało się tysiące przypuszczeń i scenariuszy jakie mogły wzbudzić w nim te emocje, jednak ta prawdziwa nawet nie przemknęła gdzieś w ciemnym kącie jej umysłu.
Cicho, bez słowa położył się na łóżku obok niej, jego silne ramiona objęły jej talie, głowę położył w zgięciu między szyją, a barkiem.
- Coś się stało? - Szepnęła lekko zdziwiona jego zachowaniem. Ten zwykły i prosty gest z jego strony dawał jej fale radości i szczęścia, ale również powódź obaw. Nigdy się tak nie zachowywał, na pewno chciał jej coś powiedzieć.
- Chciałem Ci coś powiedzieć, ale może to zaczekać... Na razie chcę trochę odpocząć, misja była ciężka - Odetchnęła z ulgą rozluźniając, napięte dotąd mięśnie. Jej ręka przejechała po jego włosach i policzku, cieszyła się że nie stało się nic poważnego i że przyszedł do niej po to, by odpocząć.
Zamknął oczy. Nie wiedział czy to przez jej tak przyjemny dotyk, czy może ze wstydu. Okłamał ją, musiał po raz kolejny ją oszukać.
Był zwykłym tchórzem, który nie umie wyjawić przed światem swoich uczuć. Od zawsze uważał że przyzwyczajenie, uczucia są ograniczeniem samego siebie, ale myśl że byłby ograniczony właśnie przez nią nie przerażała go, a wręcz cieszyła.
Czuł jej puls, zapach jej włosów, widział jak jej klatka piersiowa unosi się i opada powoli, jak jej dłoń gładzi jego policzek. Zaciągał się tą chwilą jakby była dla niego pierwszą i ostatnią, nie myślał już o powiedzeniu jej tego wieczora o czymkolwiek, chciałby ta chwila trwała nieprzerwanie.
Uniósł się na łokciach patrząc jej głęboko w oczy, były piękne jak zawsze. Kochał w nie patrzeć uspokajały go i to dla nich chciał pokazywać swoją najlepszą stronę, stronę która zachowała jeszcze cześć społeczeństwa.
Chwycił jej podbródek i powoli zbliżył w swoją stronę, zamknął oczy czując jej miękkie i rozgrzane wargi pod swoimi, zimnymi i spragnionymi miłości. Jej język zaczął gorączkowo siłować się z jego, jednak on chciał by ta chwila była magiczna i trwała jak najdłużej, nie miał zamiaru tylko wyładować na niej swoich fizycznych potrzeb, bo nie taka była jej rola. Całował ją delikatnie i subtelnie, czując to ona również zwolniła. Oboje czuli się jak w zaczarowanym świecie, który tego wieczora należał tylko do nich.
- Muszę Ci coś powiedzieć - Oderwał się od niej gwałtownie, nie chciał przerwać tej sceny, ale czuł że był to odpowiedni moment. Spojrzała na niego zamglonym wzrokiem leżąc przygnieciona jego ciałem, jej miednica była idealnie złączona z jego i chodź opierał się o nią wcale jej nie ciążył.
- Proszę, powiesz rano. To może poczekać do rana... - Zacisnął pięści, ale skinął głową potwierdzając jej słowa. Nie miał ochoty przerywać tej chwili wyznaniami, które mogły nie być odwzajemnione. Chciał tej nocy ostatni raz bez względu na swoje uczucia i jej. Spędzić miło tą noc, spędzić ją leżąc obok niej i podziwiając jak śpi otulona jego ramieniem i blaskiem księżyca.
Ranek był przyjemny. Słońce świeciło jasnymi promieniami, których nie zakłóciła ani jedna chmura, wiatr delikatnie głaskał liście na potężnych drzewach. Z lasu słychać było odgłosy ich mieszkańców, śpiew ptaków, sarnę przemieszczającą się między zaroślami, dzięcioła stukającego w korę dębu. Ten świat był dla niej czarujący pod każdym względem. Uśmiechnęła się na sam widok.
- Jak myślisz czy są inne równie piękne światy co ten?- Szepnęła przekręcając się przodem do niego zostawiając za plecami okno, któremu się do tej pory przypatrywała.
Uśmiechnął się delikatnie patrząc w jej szczęśliwe oczy, tak bardzo inne niż te, które zastał wczoraj. Przestraszone i zranione.
- Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Żyję, bo żyję. Nie zastanawiam się nad urokiem tego świata - Spojrzała na niego zdziwiona. Jak można nie podziwiać świata, przecież to piękna magia dana im na wieki.
- Dlaczego, nie? Świat jest piękny, tylko ludzie są różni..- Ostatnie słowa szepnęła ciszej nie chcąc żeby usłyszał, przecież chodziło takich ludzi jak on, a właściwie zajmujących się tym co on.
- Meg, ten świat może i jest, ale świat który ja poznałem był inny... Przepełniony gniewem, wojną, krwią i śmiercią. Agonią innych, którą zauważało się na każdym kroku, obraz wojny, którą przeżyłem nie pozwolił mi zmienić obrazu postrzegania obecnej rzeczywistości. Ty ją widzisz, bo nie przeżyłaś tego co ja, nie zabijałaś żeby przeżyć, a ja musiałem i stałem się potworem... - Spojrzała na niego smutno. To prawda, wojna zmieniła go w zimnego pacyfistę, który używał przemocy - bo musiał.
Wyrzekł się pokazywania swoich uczuć światu, bo był to objaw słabości. Kto jak kto, ale ona doskonale wiedziała że Itachi Uchiha zdecydowanie nie jest osobą, która pokazuje słabość, był silny i dumny. To nie pozwalało mu zniżyć się do poziomu zwykłego szarego człowieka, bo był ponad nim, niczym młody Bóg. I tak go postrzegała. Silnego, młodego, pięknego wojownika na podobieństwo bóstwa, zwykłe ziemskie czyny nie były dla niego wszystko co robił było wielkie, wyniosłe i wspaniałe w jej oczach. Stał się dla niej kimś na wzór Boga, jej własnym centrum wszechświata. Oczywiście w życiu nie miała zamiaru mu tego powiedzieć, wyśmiałby ją. Poniżyła, by się tylko i spotkałoby ją odtrącenie. Nie chciała tego w żadnym wypadku, wolała udawać że tak jej dobrze żeby tylko zatrzymać go przy sobie. Wiedziała że to na razie jedyny sposób i nie miała zamiaru się poddać, chciała być tak silna jak on.
- Nie wiem czy umiałabym wytrzymać coś takiego, nie chciałabym poznać takiego świata jak ty. Tyle cierpienia i biednych ludzi dookoła, nie zniosłabym tego widoku. Cieszę się że nie ma wojny, a wszystkie nacje utrzymują pokój i właśnie dlatego nie rozumiem po co jest wasza organizacja.. Słyszałam że ma zaprowadzić pokój, ale przecież pokój istnieje od wielu lat, a tacy jak wy podcinacie jego korzenie, nie rozumiem..
- To nie jest dobry pomysł żebyśmy rozmawiali na te tematy, powiem Ci jedynie że pokój panujący dla Ciebie w naszym świecie przestał istnieć, już od dawna. Nie zauważyłaś? Wszystkie nacje prześcigają się wzajemnie w zdobywaniu ziemi, w udoskonalaniu wojsk. To wszytko doprowadzi do kolejnej wojny, ludzka arogancja, pycha i chęć władzy. Wojna jest naturą człowieka od zawsze, rywalizacja napędza nasze istnienie wywołując więcej konfliktów, nie da się im w żaden sposób zapobiec tak długo jak ludzie będą żyli.. - Jego dłoń przejechała po jej nie ułożonych włosach, uśmiechnęła się blado w jego stronę. Megami zastanawiała się jak bardzo Trzecie Wielka Wojna Ninga zniszczyła go, jego psychikę. Zamieniła go w człowieka nie umiejącego marzyć, człowieka, którego świat jest czarno-biały i schematyczny. Był prawie jak maszyna. Jeśli miał zadanie do wykonania to wykonał je tak jak miał przyazane nic więcej żadnej ingerencji własnej, praca w ciągłym szablonie, schemacie zatrzymującym piękno świata.
Zrobiło jej się go żal, ale wiedziała że nie powinno. Jego dłonie były splamione ludzką krwią po mimo to pozwalała, by te same dłonie nocami dotykały i pieściły jej ciało. Zastanawiała się czy przez to ona też stała się zła, czy tylko wymyśliła sobie to?
Była pewna jednego, cokolwiek się stanie będzie mu wierna, miłość zobowiązuje. Jej kajdany są bolesne i ciężkie nie raz pchają człowieka na samo dno, Megami miała nadzieje że jeśli spadnie dostatecznie szybko jej kajdany pękną dzięki upadkowi o ziemię. Oby tak się stało, albo kajdany, albo ona. Zdecydowanie wolała te pierwszą opcję.
Pół godziny później oboje zeszli do kuchni zastając brudne naczynia rozwalone w zlewie, świadczyło to tylko jedno. Kisame zjadł śniadanie sam i jak zawsze nie chciało mu się pozmywać.
Niezadowolona dziewczyna położyła na stole to czego rybowaty nie mógł zmieścić, swoją drogą podziwiała go. Nie widziała dotąd nikogo z takim apetytem.
- Smacznego - Szepnęła i zabrała się do jedzenia kanapki tak, by nic z niej nie spadło na nią plamiąc ubranie i kompromitując w oczach Uchihy.
- A może zrobimy dziś w południe wspólny trening, a wieczorem, oczywiście jeśli będziesz chciała... ee może.. albo...
- O co chodzi Itachi? - Dostrzegł ten błysk nadziei w jej oczach, ten, który próbowała za wszelką cenę przed nim ukryć. Przełknął ślinę siląc się na obojętny ton.
- Może masz ochotę udać się ze mną do pobliskiej wioski, mam tam sprawę do załatwienia, a przy okazji jest tam również eee... Festiwal Lata i możemy się przejść, tak wiesz.. żeby wyrwać się od codziennej rutyny - Musiała przyznać że z trudem powstrzymywała śmiech, jego jąkanie, niepewność siebie. Widać że był całkiem zielony jeśli chodzi o zapraszanie dziewczyn gdziekolwiek, ale było to na swój sposób urocze.
- Jasne możemy iść - W tym momencie oboje odwrócili się do tyłu, Kisame z szybkością pantery wpadł do kuchni z szerokim uśmiechem.
- Mówicie o Festiwalu Lata?! Z miłą chęcią pójdę z wami, zawsze chciałem iść na Festiwal Lata! Nie macie nic przeciwko? - Jego entuzjazm wyraźnie zażenował karookiego, a blondwłosą zbił z topu. Itachi oczywiście pierwszy się otrząsnął i tym samym obojętnym tonem rzekł, chodź w głębi był wściekły wtrącaniem się Kisame. Spojrzał na Megami.
- Oczywiście Kisame, nie będziesz przeszkadzał prawda Megami?
- Oczywiście że nie to będzie świetna zabawa, dziękuje za zaproszenie, myślę że faktycznie nam to dobrze zrobi. Powoli zaczynam się nudzić w tym domu prawie sama.. - Miała uśmiech na twarzy mówiąc te słowa chodź w duszy krzyczała mając ochotę pociąć rybowatego na kawałki jego własnym mieczem. Jak mógł się wprosić? Pierwszy raz Itachi ją gdzieś zaprosił, a on zachowywał się jak małe dziecko. No cóż musiała jednak udawać wesołą ze wspólnego wyjścia, przynajmniej trening spędzi sam na sam z Uchihą.
- Mówię Ci Kiris, to najgorszy dzień jak do tej pory! - Rzuciła się na łóżko załamana, ptak siedzący na komodzie spojrzał na nią zdziwiony. Itachi powiedział że może zatrzymać kruka u siebie więc postanowiła nadać mu imię, Kiris na pamiątkę jej pierwszego psa. Zdziwiło ją to że nawet polubiła wredne ptaszysko.
Była wściekła. Poszła na trening na polane razem z Itachim i już miała zaczynać z nim walkę gdy nagle znikąd pojawił się Kisame. Oczywiście ze swoim uśmiechem, który z miłą chęcią zmyłaby mu z twarzy.
Niebiesko skóry zaproponował że to on z nią zawalczy, a Itachi w tym czasie skoryguje jej błędy. Nie sposób nie zgadnąć że potomek klanu Uchiha bez wahania przystał na jego propozycję karząc zacząć im walkę.
Na domiar złego wodne jutsu Kisame kompletnie ją wykończyły, a jeszcze mieli iść dziś na ten festiwal. Może i by znalazła w sobie siłę gdyby nie prawie dwumetrowy szczgół, a mianowicie ich przyzwoitka- Kisame.
Znalazła w sobie siłę i wstała z łóżka, by zniknąć za drzwiami łazienki. Wiedziała że nie jest to wielkie i wytworne przyjęcie, ale chciała zrobić na Itachi'm wrażenie, a przygotowania zajmą długo. Nie zwlekała i już podczas kąpieli staranie zaplanowała swój strój.
Odgłos obcasów odbijał się od drewnianych schodów w przedpokoju, nawet w kuchni słyszeli go zniecierpliwieni mężczyźni. Nie mogli się doczekać obecności dziewczyny, która spóźniała się dobre dwadzieścia minut, co było dziwne ponieważ należała do osób punktualnych.
- Przepraszam za spóźnienie - Gdy wyłoniła się za ściany, myśleli że oboje padną. Kisame i Itachi patzryli na nią jak na anioła w ludzkiej skórze, subtelnego. pociągającego i niebezpiecznie ponętnego. Całą kuchnię wypełniła duszna atmosfera, przesłodzona zapachem jej słodkich niczym maliny perfum.
- Jak wyglądam? - Zapytała nieśmiało zdziwiona ich nietypową reakcją.
- Wyglądasz super! - Kisame był pod jej urokiem. Megami zastąpiła zawsze spięte w kok lub kucyka włosy na rozpuszczone z falującymi lokami, makijaż, który dotąd był tylko tuszem na rzęsach wyglądał zmysłowo i delikatnie podkreślając jej tęczówki. Ubranie również powalało na kolana. Obcisłe, podkreślające jej ogromne walory legginsy oraz luźna, prawie przezroczysta koszulka, a do tego skórzana motocyklowa kurtka. Wyglądała oszałamiająco.
- Może już pójdziemy? - Była zbita z tropu, chciała zrobić wrażenie na mężczyźnie jednak ten bez słowa zmierzył ją wzrokiem, a gdy się odezwała skinął głową wstając od stołu i otwierając jej drzwi. Zamaskowała swoje zmieszanie uśmiechem gdy go mijała.
Wiatr wkradł się między nich otulając swoim chłodnym oddechem. Zadrżała, ale nie z zimna. Podniecało ją to co działo się dookoła, długa ulica przepełniona ludźmi oraz rozświetlona milionem lampionów. Wydawało jej się jakby cała ta scena była ściągnięta z romantycznego filmu, przez zamieszanie panujące dookoła zapomniała nawet o obecności Kisame.
Przybyli dopiero co do wioski. Jej partnerzy postanowili że dojście tam piechotą zajmie za dużo czasu przez co będą go mieli za mało na zabawę. Itachi zaproponował teleportacje i tak jak przypuszczał nikt nie protestował. Oczywiście Itachi musiał jej trochę pomóc, ale gdy zobaczyli że nie uda jej się samej kazał jej się mocno do siebie przytulić. Megami jak zawsze czując jego ciało tak blisko swojego zadrżała, ale tak jak kazał mocno wtuliła się w jego tors. Wykonał kilka pieczęci i już po chwili dołączyli do Kisame, który czekał pod bramą wioski. Razem weszli bez żadnego problemu. Mężczyźni w żadnym stopniu nie przypominali bezwzględnych i oziębłych morderców, a jedynie turystów chcących odrobinę rozrywki. Meg nie mówiła tego głośno, ale była pod dużym wrażeniem wyglądu Uchihy. Kare włosy opadały mu jak zawsze na bladą twarz, niebieska koszula jak zawsze była idealnie wyprasowana i wspaniale komponowała się z fioletowym sweterkiem. Zwykłe czarne adidasy zamienił na czarne pantofle, a swoje stare dżinsy na czarne, eleganckie spodnie. Był wytworny i elegancki co wprawiało ją w zachwyt. Nawet jego zmarszczki dodające więcej lat niż faktycznie miał zniknęły bez śladu.
Kisame natomiast starał się nie bardzo odsłaniać ciało, był po prostu bardziej rozpoznawalny niż ktokolwiek, a oni nie szukali kłopotów. Zwykłe adidasy, dżinsy i duża bluza. Tak, to mu odpowiadało i jej zdaniem nawet pasowało.
- To co może pójdziemy na karuzele? Słyszałem że jest zaraz za sceną! - Niebiesko skóry starał się przekrzyczeć tłum chodź było ciężko, otaczały ich tłumy różnych osób o różnym pochodzeniu. Karooki mówił Megami że ten festiwal był bardzo znany i popularny wśród osób z ich kraju.
- Nie lubię karuzeli, idź sam. Spotkamy się o dwunastej na fajerwerkach pod sceną! - Palec Uchihy wskazał olbrzymią scenę na której śpiewał mało znany zespół. Kisame skinął głową i zniknął w tłumie ludzi.
Była strasznie podniecona, czuła w swoimi żołądku przyjemne ciepło. Była sam na sam z mężczyzną oraz w obcej wiosce na festiwalu na który ciała pojechać jako dziecko, w pewnym momencie wydawało jej się że śni. Mocna dłoń Itachi'ego ciągnąca ją w tłum zaprzeczała tej opcji.
- Gdzie idziemy? - Krzyknęła mu prosto do ucha uważając, by nie potrącać przechodniów na głównej ulicy. On jednak nie zatrzymał się i puścił mimo uszu jej pytanie chodź doskonale wiedziała że usłyszy, nie miała innego wyjścia jak manewrowanie między ludźmi tuż za nim.